poniedziałek, 31 października 2016

Miniaturka

"Moja wizja powrotu Oli i Jacka do siebie"

Jacek jak zwykle wstał o szóstej i uszykował się do pracy. Wyjechał o siódmej spod domu, bo nie chciał się spóźnić, a ostatnimi czasy zdażało się to mu dosyć często. Tylko, że zazwyczaj jeździł do Oli, aby sprawdzić jak się czuję po śmierci Michała, jej sąsiada, który zajął szczególne miejsce w jej sercu, a potem odwoził jego syna, który mieszkał z nią. Tego dnia nie było takiej potrzeby, ponieważ Ola miała wrócić do pracy po miesięcznej przerwie.
Mężczyzna na komendzie zjawił się o w pół do ósmej. Poszedł się przebrać w mundur, a następnie udał się do biura, gdzie był Krzysiek.
-Jest już Olka?- spytał, opierając się o komodę, stojącą zaraz przy wejściu.
-Nie, jeszcze nie- odpowiedział Zapała, a Nowak bez słowa opuścił pomieszczenie i udał się do sali odpraw, gdzie siedział już patrol 07. Piętnaście minut później zjawił się też Krzysiek, patrol 08 i komendantka. Na odprawie nadal jednak nie było Oli. Jacek zaczął się nie pokoić. Jaskowska pierwsze, co zrobiła, to zapytała się, czy ktoś nie wie, co się dzieje z Olą. Wszyscy pokręcili przecząco głowami.
-W takim razie patrol zero sześć dzisiaj to sierżant Zapała i starszy aspirant Nowak. Jacek, po odprawie pójdziesz się przebrać w mundur patrolowy, a ja po Dorosza zadzwonię.
-Tak jest pani komendant- odpowiedział Jacek. Cały czas martwił się o Olę. Gdy tylko zmienił mundur, udał się do Jaskowskiej.
-Jacek, co cię do mnie sprowadza?- zapytała, oderwawszy się od czytania raportów.
-Proszę pani, martwię się o Olę. Czy byłaby szansa, żebyśmy z Krzyśkiem podjechali do jej mieszkania, a jak jej tam nie zostaniemy, to na cmentarz?
-Owszem, ale bądźcie cały czas na radiu, gdyby się coś działo- ostrzegła inspektor. Jacek podziękował i poszedł do radiowozu, gdzie czekał już na niego Krzysiek.
-Wiesz, gdzie mieszka Ola?- zapytał. Krzysiek pokiwał głową i bez słowa ruszył w stronę osiedla, gdzie mieszkała ich koleżanka. Jacek jak najszybciej znalazł się przy drzwiach od mieszkania, jednak nikt nie otworzył. Wrócił do radiowozu i policjanci pojechali na cmentarz, gdzie pochowany był Michał. Dotarli po pięciu minutach. Już na parkingu zwrócili uwagę, że zaparkowany jest tu samochód Wysockiej. Jacek wysiadł z samochodu i od razu się skierował na alejkę, gdzie leżał mężczyzna. Z daleka dostrzegł drobną sylwetkę, która należała do Aleksandry. Stała, a w ręku trzymała znicz. Jacek podszedł delikatnie tak, aby jej nie wystraszyć. Zauważył, że jest strasznie zziębnięta. Nic dziwnego, gdyż na dworzu panował mróz, do tego sypał śnieg, a Ola miała na sobie tylko cienki płaszczyk. Po jej policzkach spływały łzy. Nowak położył dłoń na jej ramieniu. Kobieta się odwróciła i spojrzała w błękitne tęczówki blondyna.
-Brakuje mi go bardzo- wyszeptała i wtuliła się w mężczyznę.
-Wiesz, że nie możesz być bezsilna. Marek potrzebuje teraz tego, że mu pokażesz, że nie wolno się załamywać.
-To nie miało być tak. On miał żyć. Lekarze mówili, że serce się przyjęło.
-Chodź, jesteś przemarznięta. Pojadę z tobą twoim samochodem, poproszę Jaskowską o wolne i pojedziemy do mnie- Jacek objął Olę ramieniem i tak też zrobili. Pół godziny później dotarli na osiedle, gdzie mieszkał Nowak. Wcześniej jednak zajechał do mieszkania kobiety i zabrali kilka potrzebnych rzeczy jej i Markowi, a potem pojechali na drobne zakupy.
Gdy tylko znaleźli się w mieszkaniu aspiranta, Ola rzuciła się na sofę, która stała w salonie. Salon był połączony z niewielką kuchnią.
-Marek o której kończy?- zapytał Jacek, układając rzeczy do szafek.
-O piętnastej- odpowiedziała i zmieniła pozycję na leżącą. Jak tylko mężczyzna ogarnął kuchnię, wrócił do Oli. Delikatnie uniósł jej głowę i usiadł. Ona również chciała usiąść, ale Jacek powiedział, żeby leżała. Zaczął głaskać ją po głowie. Wtedy Ola sobie coś uświadomiła. Ułożyła się tak, żeby widzieć twarz Jacka. -Dziękuję, że jesteś- wyszeptała- I przepraszam, że wtedy ciebie tak skrzywdziłam, ale chyba musiało dojść do takiej sytuacji, żebym to sobie uświadomiła jak jesteś dla mnie ważny.
-Poważnie?- Jacek w duchu ucieszył się, słysząc te słowa.
-Michał też był dla mnie ważny, ale poprosił mnie o trzy rzeczy. Opiekę nad Markiem, o to, żebym długo nie rozpaczała po jego śmierci i o to, żebym sobie jeszcze z kimś życie ułożyła. Z kimś kto zaakceptuje mnie i jego syna. A przez ten miesiąc zauważyłam, że takim mężczyzną jesteś ty- Ola podniosła się i pocałowała Jacka. Skończyło się jednak tylko na tym. Ani ona, a ani on nie mieli ochoty na miłosne uniesienia. Wystarczyło im tylko, że siedzieli wtuleni w siebie.
Przed piętnastą oboje pojechali odebrać Marka ze szkoły, a następnie Jacek zaprosił ich na łyżwy. Następnie pojechali na pizzę. Po miło spędzonym czasie wrócili do Jacka, gdzie razem z Olą mieli mu powiedzieć o czymś ważnym.
-Chcecie mnie oddać do domu dziecka?- zapytał, za nim cokolwiek jeszcze padło z ust kobiety i mężczyzny- Wiedziałem, że prędzej czy później to nastąpi.
-Marek, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Właściwie to chcielibyśmy się ciebie zapytać, czy nie miałbyś nic przeciwko temu, żebyś mieszkał ze mną i Jackiem. Nie chcemy cię oddawać do domu dziecka pod żadnym pozorem- Ola przytuliła chłopaka- Kocham cię jak własnego syna- wyszeptała i pocałowała go w czoło.
-A ja zdaję sobie sprawę z tego, że ojca ci nie zastąpię i nie oczekuje od ciebie, że ty mnie tak zaczniesz traktować, ale wiedz, że jeśli będziesz potrzebował porozmawiać o męskich sprawach, to na mnie zawsze możesz liczyć- Jacek stanął za Markiem tak, że ten znajdował się po środku. Objął Olę i teraz całą trójką się przytulali.

Trzy lata później
Ola, Jacek, Marek i półtoraroczna Olga spacerowali po parku. Córka Nowaków zaciągnęła swojego ukochanego braciszka na plac zabaw, a małżeństwo siadło na ławce.
-Miło patrzeć jak Marek tak zajmuje się Olgą- odparła dumnie Ola.
-Szczerze? Myślałem, że ją odrzuci, że będzie robił nam awantury, że pewnie będziemy chcieli go oddać do domu dziecka, a on ją kocha jak rodzoną siostrę i jest bardzo chętny do zabawy- powiedział Jacek i objął swoją ukochaną. Ona położyła głowę na ramieniu ukochanego i wpatrywali się jak dzieciaki się bawią.
-Pomyśl, że za jakieś dwa lata tu przyjdziemy jeszcze z Gosią- stwierdziła Ola. Jacek postanowił się z nią podroczyć.
-A co jeśli będzie Filipek?
-Już bym wolała Konrada.
-A ja chciałbym Alę- ni stąd ni z owąd przy dorosłych pojawiły się dzieciaki.
-Ja tes Ale- zawołała mała Olga. Małżeństwo się do siebie uśmiechnęło.
-Idźcie się jeszcze pobawić, bo będziemy szli do domu zaraz- oznajmił Nowak. Olga i Marek pobiegli na plac, a małżeństwo jeszcze chwilę wpatrywało się w ten radosny obrazek, po czym w dobrych humorach wrócili do domu.

***
Opowiadanie może w piątek. Mam je zaczęte, ale skończyć nie mogę
***
Mam jeszcze kilka pytanek odnośnie przyszłych odcinków serialu
1) Myślicie, że Michałowi uda się wyzdrowieć?
2) Co sądzicie o pobiciu Mieszka?
3) Myślicie, że Pawlak wyjdzie z tego cało?
4) Co sądzicie o Mikołaju na miejscu Kobielaka? Dlaczego była taka decyzja Jaskowskiej?
5) Czy tylko ja mam takie nerwy na tego psychologa, że widząc jego gębę, mam ochotę go rozszarpać? Co sądzicie o zamieszaniu jego w pobicie Mieszka?

środa, 12 października 2016

III.10

-O kurwa, jakim cudem oni są rodzeństwem?- spytała retorycznie Ola.
-Co? Jaskowska jest moją szwagierką?- Jacek wyrwał Oli wszystkie dokumenty i zaczął czytać.
-Na to wygląda. Mniejsza o to. Musimy znaleźć Mikołaja- odparła Ola, odbierając Jackowi kartki.
-To co? Wchodzimy do środka?- zapytał Mieszko, dla którego była to pierwsza taka sprawa i był bardzo podekscytowany.
-Mieszko, nie zrozum mnie źle, ale ty zostaniesz tutaj. Będziesz obserwował budynek- powiedział Jacek. Wiedział, że trochę zawiódł kolegę, ale nie chciał też ryzykować. Mieszko był młody, mało doświadczony, mógł popełnić jakiś błąd. Jacek się najzwyczajniej bał się go brać do środka.
-No dobra- najmłodszy policjant zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma sensu dyskutować na ten temat z Jackiem. Ola, Alicja, Krzysiek i Jacek wysiedli z furgonetki i ruszyli w stronę opuszczonego szpitala. Przeszukali cały budynek, ale ich kolegi nie było w żadnym z pomieszczeń. W ostatnim widniał tylko napis na ścianie "Spóźniliście się. Nas dawno już tutaj nie ma".
-No zajebiście po prostu- mruknęła Ola i kopnęła w drzwi z taką siłą, że odpadły.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka silna- skomentował Jacek.
-Jakoś mnie to nie bawi.
-Dobra, uspokój się Olka. Nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie. Wracajmy lepiej do auta- powiedział Jacek i cała czwórka ruszyła w stronę wyjścia. Dziesięć minut później siedzieli w radiowozie i dowódca grupy rozmawiał przez telefon z Jaskowską. Ustalili, że mają wrócić na komendę. Tak też zrobili.
Do końca dnia nie było żadnych wieści, dlatego każdy wrócił do domu. Jacek odebrał Dawida i córki Białacha od mamy Mieszka i pojechał do mieszkania szwagra. Nie chciał wracać do domu po tym, co zrobiła mu Agata.
-Wiecie już coś na temat taty?- spytała Dominika, wyciągając z szafki kubki na herbatę.
-Pojechaliśmy do tego szpitala miejskiego, ale się spóźniliśmy.
-Spóźniliście się? Ale jak to? Jak mogliście?- Dominika rzuciła się na Jacka.
-Dominika, uspokój się. Przecież to nie nasza wina.
-Przepraszam wujku- odparła Dominika i przytuliła się do Jacka.
-Jeszcze znajdziemy twojego tatę. A ty się nie denerwuj, bo to źle wpływa na dziecko.
-Wiem, nie powinnam, ale martwię się o niego.
-Jak tylko moi koledzy będą coś mieli, zadzwonią do mnie- powiedział Jacek.
-A tak w ogóle, to ciocia Agata tak naprawdę nie pojechała do spa, co nie?- spytała Dominika. Była bardzo bystra i nic jej nie umykało. Zauważył, że chyba wszyscy od Białachów tak mają. Nawet jego syn go czasem zaskakiwał- Znowu?
-Dominika, nie obraź się, ale nie wtrącaj się w nasze sprawy. Wiem, że nie jesteś już małym dzieckiem i widzisz już pewne rzeczy, ale to sprawa między mną, a ciocią- odparł Jacek, zalewając w międzyczasie herbatę.
-W ogóle myślisz, że nie widać tego twojego limo pod okiem? Może i Ola ci zrobiła taki makijaż, że przed znajomymi z pracy to ukryłeś, ale makijaż nie jest trwały i już trochę widać tego siniaka- zwróciła się do niego. Jacek siadł na krześle bezradnie- Wujek, widzę, co się dzieje u was w domu. Poza tym Dawid mi opowiadał i wiedz, że jeśli dojdzie do sprawy rozwodowej, to będę zeznawać przeciwko cioci, mimo że to siostra taty.
-Dzięki Dominika, ale możemy zmienić temat?
-No pewnie. To co robimy?
-Ja bym poszedł spać. Nie wiem jak ty- Jacek uśmiechnął się do bratanicy swojej żony.
-Też chce mi się spać, ale nie wiem czy zasnę. Cały czas o ojcu myślę. Mam nadzieję, że żyję, że nie jest za późno.
-Dobra, wypijmy tą herbatę i chodźmy spać.
Jak powiedzieli tak też zrobili i koło północy położyli się spać. Jednak każdemu z nich było trudno zasnąć. 
Trzy dni później
Ola siedziała razem z Jackiem w biurze i czekali na Alicję i Krzyśka, którzy byli u szefowej. Mieszko miał tego dnia wolne.
-Jak tam się Jacek czujesz?
-Przedwczoraj Agata odstawiła taką akcję, że wczoraj byłem u adwokata.
-Rozwodzicie się?- Ola spojrzała na Jacka, który coś rysował.
-Na chwilę obecną mam napisane same papiery i szukam jakiegoś mieszkania dla siebie i Dawida.
-Po co szukasz mieszkania? Zamieszkajcie u mnie- zaproponowała Ola, bez dłuższego zastanowienia się.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Dzisiaj widzę was u mnie w mieszkaniu. Ja robię kolację- odparła Ola i wtedy do pokoju weszli Ala z Krzyśkiem i jakimiś papierami.
-Jacek, Ola, każde z nas ma jechać do domu i przyszykować się na tygodniowy wypad do Choszczna. Dostaliśmy informację, że na dziewięćdziesiąt procent Mikołaj przebywa właśnie tam- oznajmiła Alicja.
-W Choszcznie?- zapytali jednocześnie policjanci.
-Tak i Jacek, jeśli nie ma się kto zająć dzieciakami, to Jaskowska chętnie to zrobi.
-O to się nie martw. Są z moimi rodzicami w Warszawie.
-No ok, to jedźcie.
-I już po naszej kolacji- westchnęła Ola, wstając od biurka. Podeszła do wieszaka i odwiesiła swoją kamizelkę. Jacek zrobił to samo. Poszli się przebrać w swoje prywatne ciuchy i każde pojechało do swojego domu. Siedem godzin później siedzieli na komisariacie w Choszcznie u miejscowego komendanta.
-Słuchajcie, nasze patrole kontrolowały praktycznie wszystkie auta na numerach dolnośląskich. Jeden z patroli chciał zatrzymać samochód na oławskich numerach. Kierowca jednak nie zatrzymał się i im uciekł. Jak tylko znowu udało się namierzyć auto, to nasi w cywilu je obserwowali. Dotarli do opuszczonej szkoły.
-Panie inspektorze, ale zdaje sobie pan sprawę z tego, że to daleki strzał? Może to czysty przypadek- zauważył Krzysiek. Reszta kolegów przyznała mu rację.
-Ja to wiem, ale spróbować zawsze można. To, co? Idziecie po kamizelki, ja organizuje AT i udajecie się tam? Nowak, będziesz dowodził całą tą akcją.
-Mówi pan poważnie?- zdziwił się mężczyzna. Z jednej strony się bał, a z drugiej czuł dumę, że obdarzono go takim zaufaniem.
-Masz najwyższy stopień, chyba nie bez powodu, co? Dobra, nie ważne. Idźcie się przyszykować. Wasza szefowa mówiła, że to sprawa priorytetowa, więc trzeba się pośpieszyć.
-No dobrze- policjanci wstali z krzeseł i udali się ubrać odpowiednio. Do szatni zaprowadził ich jeden z miejscowych policjantów. Pół godziny później wszyscy zebrali się, aby ustalić plan działania i wyruszyli w drogę.
-Błagam was wszystkich, uważajcie na siebie- odparł Jacek do swoich przyjaciół, w szczególności zatrzymując wzrok na Oli.
-Jacek, Krzysiek, wy wyjątkowo uważajcie, macie dla kogo żyć- Alicja zwróciła się do mężczyzn.
-Weźmy nie zakładajmy takiego czarnego scenariusza- odezwał się Krzysiek.
-Popieram cię Krzysiek- dodała Ola. 
Po piętnastu minutach dotarli na miejsce. Był to stary, opuszczony budynek w pobliżu jeziora, daleko od drogi. Część policjantów zabezpieczyła budynek z zewnątrz, a część weszła do środka, w tym Ala, Ola, Krzysiek i Jacek. Zaczęli przeszukiwać pomieszczenia. Morawska szła na końcu i w pewnym momencie poczuła uderzenie i straciła przytomność. Reszta natychmiast się odwróciła i zobaczyła dwoje mężczyzn, którzy mieli w dłoniach pistolety. 
-Zimny, zabierz stąd panienkę- powiedział jeden z nich. 
-Zostawcie ją w spokoju, bo was postrzelimy- krzyknął Jacek. Faceci się tylko zaśmiali. 
-Jak będziecie niegrzeczni, to to samo zrobimy z waszą drugą koleżanką- broń została skierowana w stronę Oli. Policjanci nie wiedzieli, co robić. Nie wiedzieli nawet, gdzie są osoby z oddziału AT. Byli przerażeni. Bali się, że komuś stanie się krzywda. 
-Może się jakoś dogadamy?- zaproponował Jacek, chociaż sam nie wierzył w to, co mówił.
 -Wasz kolega zabił naszego przyjaciela i wy chcecie się dogadywać? To są żarty? Jakoś nieudane. 
-Ale co ty pierolisz? Przecież Mikołaj nigdy nikgo nie zabił. Zaraz wy będziecie odpowiadać za próbę zabójstwa- odezwała się Ola, co okazało się być błędem, bo została ogłuszona. Jacek z Krzyśkiem nie wiedzieli co robić. Pomału wkradała się panika. 
-Który z panów następny- jeden z przestępców pomachał mężczyznom przed oczami pistoletem. 
-Na ziemię!- usłyszeli nagle. Okazało się, że to antyterroryści i po chwili porywacze leżeli zakuci w kajdanki na ziemi.
-Gdzie jest Mikołaj?- zapytał Jacek, przystawiając broń do skroni jednego z bandytów. 
-Szukajcie a znajdziecie- odparł, śmiejąc się. 
-Wezwijcie karetki. Ola i Ala są nieprzytomne. Mikołaj pewnie też nie będzie w dobrym stanie- zarządził starszy aspirant. Mężczyźni tak też zrobili. Zawołał też innych mundurowych, którzy zajęli się Olą i Alą, a Jacek z Krzyśkiem zaczęli rozglądać się za ich przyjacielem. Wreszcie w jednym z pomieszczeń go znaleźli. Widać było, że jest w stanie krytycznym. Cały we krwi, nieprzytomny. Całe szczęście oddychał i dało się wyczuć puls. Policjanci ułożyli go w pozycji bezpiecznej i sprawdzając co chwilę puls, czekali na karetkę pogotowia. W końcu Mikołaj został przewieziony do szpitala. Tak samo jak Ola i Ala, które musiały zostać na obserwacji. Jacek i Krzysztof pojechali za karetkami. Na miejsce przyjechali pięć minut po karetkach. Od razu udali się do rejestracji, gdzie dowiedzieli się, gdzie w tej chwili są ich koleżanki i kolega. Mikołaj był na sali operacyjnej, gdyż jego stan był naprawdę ciężki. Krzysiek postanowił siedzieć przed salą, a Jacek poszedł do Aleksandry i Alicji. Kobiety siedziały i rozmawiały. Zauważywszy Nowaka, obie w tym samym momencie zapytały
-Co z Mikołajem?
Jacek usiadł obok Oli.
-Nie jest z nim najlepiej. Ma dużo urazów wewnętrznych i lekarze mówią, że może mieć przerwany rdzeń kręgowy. 
-O kurwa. W ogóle co my Ani i Dominice powiemy?- spytała Ola.
-Już ja to wezmę na siebie, więc się nie przejmuj. W ogóle to trzeba zadzwonić do Jaskowskiej, że jest już po całej akcji.
-Ala dzwoniła- powiedziała Aleksandra. 
-No dobra, idę się dowiedzieć, czy wiadomo coś na temat Białacha, a wy odpoczywajcie.
-Dobrze tatusiu- zażartowała Ola dla rozluźnienia sytuacji. Jacek wyszedł z sali dziewczyn i dołączył do Krzyśka, który siedział pod blokiem operacyjnym. Wszystko trwało bardzo długo. Dziewczyny jak tylko odpoczęły dołączyły do kolegów. Po siedmiu godzinach oczekiwania w końcu wyszedł lekarz, który miał dla nich wiadomości...

***
Przepraszam, przepraszam, przepraszam wszystkich, którzy czekali na opowiadanie chyba prawie dwie miesiące, ale za dużo nauki miałam i tak wyszło.