poniedziałek, 30 listopada 2015

niedziela, 29 listopada 2015

29.1

To byli nasi znajomi ze szkoły. Ania oraz Oskar i kilku innych. Obie zgłupiałyśmy, bo nie wiedziałyśmy czy do nich podejść, czy nie. Głupio trochę było wsypywać kumpli, tym bardziej, że jakiś czas temu prosiłam Ankę o narkotyki.
-Co robimy?- spytała mnie Beata.
-Ty tutaj jesteś dowódcą, ale głupio tak trochę.
-To co? Zgłaszamy, nikogo tutaj nie widzieliśmy?- zaproponowała Beata, a ja przystałam na jej propozycję. Ale mimo wszystko i tak do nich najpierw podeszłyśmy.
-Kogo moje oczy widzą- powiedział Oskar i podszedł do nas- Aleks i Beti w mundurze.
-Cześć- powiedziałyśmy jednocześnie.
-I nie Aleks i Beti, tylko posterunkowa Wysocka i sierżant Gruda- zwróciła mu uwagę Beata.
-A co ty taka służbistka?- zapytała Anka. Widać, że całe towarzystwo było pod wpływem środków odurzających, no ale jednak nie mogliśmy im tego zrobić. Beata rzeczywiście trochę przesadziła, ale postanowiła kontynuować
-Wiecie, że jako policjantka stoję na straży prawa i nie mogę wam puścić tego płazem- powiedziała ostro. Coś mi się nie podobało w niej. Kiedyś sama była w tym towarzystwie, a teraz jakby w ogóle ich nie znała. Nie wiem, czy chciała się bawić w "dobry zły glina", czy po prostu tak się zmieniła przez te wszystkie lata.
-Ola, powiedz jej coś- zwróciła się do mnie Alicja, jedna z naszych koleżanek, którą nawet lubiłam.
-Beata, może rzeczywiście wyluzuj. W końcu to nasi kumple ze szkoły.
-No dobra, niech ci będzie- powiedziała zrezygnowana Beata. Pożegnałyśmy się ze znajomymi i poszłyśmy w stronę radiowozu. Gdy już siedziałyśmy w aucie, za nim odpaliłam postanowiłam porozmawiać z Beatą.
-A ty nie za ostro do nich wystartowałaś? W końcu to nasi znajomi ze szkoły. Tyle czasu wspólnie spędzaliśmy.
-Nie zamierzam ci się tłumaczyć. Możesz ruszać?
-Tak, ale nie myśl, że tak łatwo odpuszczę- zwróciłam się do mojej przyjaciółki.
-Ok, to kto zgłasza to Jackowi?
-Ja mogę- powiedziałam i chwyciłam za radiostację. Powiedziałam Jackowi, że nikogo nie zastałyśmy na miejscu i wyruszyłyśmy patrolować ulicę Wrocławia. Dzień minął nam w miarę spokojnie. Nie miałyśmy zbyt dużo wezwań. Zostałyśmy wezwane do jakiejś kłótni i wypisałyśmy kilka mandatów. Po służbie, jakże 'ciężkiej' wróciłyśmy na bazę wypełniać raporty. To było jedno z najnudniejszych zajęć policjanta. Dziwiłam się mojemu Jackowi, jak on może całymi dniami siedzieć za biurkiem, ale w sumie to ma z drugiej strony dobrze. Od czasu do czasu pogada z innymi policjantami.
Siedziałyśmy z Beatą przy swoich biurkach i wypełniałyśmy papiery. Postanowiła dokończyć naszą rozmowę o porannej interwencji.
-Beata...- zaczęłam, ale nie było mi dane dokończyć, bo do biura wszedł nasz szef.
-Cześć dziewczyny- przywitał się z nami ojciec.
-Dzień dobry panie komendancie- rzekła Beata, ale od razu wróciła do raportów.
-Ola, jak się czujesz? Wszystko w porządku?- zaczął mój tata, jak zwykle nadopiekuńczy.
-Tak tato. Wszystko w porządku. A mam jedno pytanie. Bo chwilę temu dostałam sms-a od Krzyśka, że zaprasza nas na kolację, bo ma nam coś ważnego do powiedzenia. Też będziesz?
-No jasne Ola. To o której?
-Tak około 20- uśmiechnęłam się do ojca.
-A nie wiesz o co chodzi?- zapytał podejrzliwie.
-Nie, ale coś tak czuję, że to ma związek z tą poranną akcją przed komendą- powiedziała Ola i uśmiechnęła się na samą myśl o dzisiejszej scenie przed komendą. Wciąż miała przed oczami swojego brata w stroju pirata.
-O jaką scenę ci chodzi?
-Mój kochany brat, a twój syn przyjechał na komendę w stroju pirata i próbował rozbawić dowódcę patrolu- powiedziałam, a mój tata na mnie dziwnie spojrzał. Nawet Beata oderwała się od papierów, słysząc to.
-No co?- zapytałam, widząc ich miny.
-Powiedzmy, że tego nie skomentuje. To widzimy się u Krzyśka córeczko. Pa- powiedział mój ojciec i wyszedł, a ja wróciłam do poprzedniego zajęcia. W sumie to odechciało mi się rozmowy na ten temat, dlatego jak najszybciej to skończyłam i poszłam się przebrać. Następnie wyszłam przed komendę i usiadłam na ławce, aby zaczekać na Jacka.
Gdy tak siedziałam, zauważyłam, że pod komendę podjeżdża dobrze mi znany mercedes. Chciałam wstać i pójść gdzie indziej, ale niestety kierowca mnie zauważył. Zgasił auto i z niego wysiadł, a potem podszedł do mnie.
*****************************************
Udało mi się skończyć. Jak myślicie, po co Krzysiek zaprosił ich na kolację. Kto podjechał pod komendę i czy mam zrobić z Beaty czarny charakter, czy raczej postać dobrą?

poniedziałek, 23 listopada 2015

28.1

No to przechodzę już do kontynuacji opowiadań ;)
*****************************************
~Ola~
Obudziłam się rano i rozejrzałam się po sali za Jackiem. Niestety zobaczyłam mojego ojca, który siedział z grobową miną. Zapytałam niepewnie, bojąc się, że zaraz usłyszę, że Jacek nie żyje
-Tato, co z Jackiem?
-Z Jackiem wszystko w porządku, tylko lepiej powiedz co jest z tobą nie tak?
-Nie rozumiem- tak, jasne nie rozumiem. Wiedziałam, że chodzi o narkotyki.
-To, że znaleziono heroinę w twojej torbie. Olka, po jaką cholerę ci ta hera potrzebna? Znowu się w to pakujesz?
-Ale to nie moje- zaczęłam się głupio tłumaczyć, chociaż wiedziałam, że czeka mnie dyscyplinarne zwolnienie, chyba że wymyślę jakąś wymówkę- Znalazłam to będąc w parku na spacerze. Zabrałam to stamtąd, żeby jakieś dzieciaki tego nie znalazły i wrzuciłam do torby. W domu miałam się tego pozbyć.
-I ja mam ci uwierzyć?- powiedział zdenerwowany na mnie- Już miałaś kiedyś z tym problem.
-Jeśli jesteś moim ojcem, to tak. Poza tym wtedy byłam młoda i do tego cierpiałam po stracie mamy.
-Dobra. Już nie przejmuj się tym córeczko. A i Jacek jest na oddziale intensywnej terapii. Jak chcesz, to możesz do niego iść.
Na te słowa wstałam natychmiast z mojego łóżka i pobiegłam w miejsce wskazane przez ojca. Gdy byłam na miejscu, Jacek wybudzał się z narkozy. Weszłam na salę i jak tylko lekarze od niego odeszli, przytuliłam go mocno. Cieszyłam się, że nic mu nie jest.
-Nie rób mi więcej takich numerów- pogroziłam mu palcem- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam.
-Mogę się tylko domyślać kochanie. A ty jak się czujesz?- zapytał mnie Jacek.
-Poza tym, że czułam strach, jest wszystko w porządku- Jacek uśmiechnął się do mnie. Potem jeszcze długo rozmawialiśmy. W międzyczasie dołączył do nas mój ojciec. O 20 pielęgniarka kazała mi iść do siebie. Niechętnie udałam się tam.

                                   ~
Dwa tygodnie później
Trzy dni po wypadku wyszliśmy ze szpitala, a dzisiaj był nasz dzień powrotu na służbę, ale nie tylko nasz, bo i mój tata dzisiaj miał wrócić na swoje miejsce. Wstaliśmy o szóstej razem z Jackiem i zaczęliśmy się szykować. Gdy już mieliśmy wychodzić, ktoś zadzwonił do drzwi. A był to Mikołaj. Byłam kompletnie zaskoczona jego widokiem. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz go widziałam. Odkąd go aresztowali, nie kontaktowałam się z nim. Stał z wielkim bukietem czerwonych róż.
-Ola, bo ja...- zaczął nie pewnie- ja chciałem cię przeprosić za ostatnie wydarzenia. Może to i trochę za późno, ale dotarło do mnie, że źle zrobiłem. Wiem też od Emilki, że spodziewacie się dziecka- powiedział niczego nieświadomy Mikołaj. W sumie Emilia nic nie wiedziała o poronieniu, ale Mikołaj przypomniał mi ten dzień, a ja się rozpłakałam.
-Ola, powiedziałem coś nie tak?
~Jacek~
Słyszałem jak Ola rozmawia z Mikołajem, a po chwili usłyszałem jej płacz. Odrazu poszedłem zobaczyć co się stało.
-Jacek, ja nic nie wiedziałem. Przepraszam- zaczął się tłumaczyć, ale ja i tak zamknąłem mu drzwi przed nosem, a Olę zaprowadziłem do salonu, żeby się uspokoiła. Myślałem, że Mikołaj będzie się jeszcze dobijał, ale najwyraźniej odpuścił. Gdy Ola była na tyle spokojna, żeby jechać do pracy, ubraliśmy się pojechaliśmy w stronę komendy. To, co przed nią zastaliśmy, spokojnie można było zaliczyć do komedii. Brat Oli stał przebrany za pirata i próbował ją rozbawić. Ona jednak stała z grobową miną. Za to ja z Olą wybuchnęliśmy śmiechem. Widać na Olkę, która po wizycie Mikołaja była roztrzęsiona, zadziałało, jednak na naszą koleżankę nie bardzo. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w ich stronę. Staraliśmy się zachować powagę, ale było trudno, widząc Krzyśka w koszuli w kwiaty oraz z papugą na ramieniu. Tak, z papugą i to najprawdziwszą. Z kolei w ręku miał hak i przepaskę na oku. Emilia z kolei próbowała go jakoś uciszyć, ale w końcu i ona się roześmiała. Staliśmy tak w czwórkę, ale czas płynął nieubłaganie i musieliśmy iść się przebrać, a potem na odprawę.
~Ola~
Na odprawie wszyscy mieliśmy dobry humor. Każdy był zadowolony z powrotu mojego, Jacka i mojego ojca. Ja przez te dwa tygodnie się pogodziłam ze wszystkim i dałam sobie spokój ze wszystkim, z tymi narkotykami i rozpaczaniem po stracie dziecka. W końcu życie toczy się dalej i strata dziecka to nie koniec świata. Mam kochającego narzeczonego, ojca, brata oraz siostrę. No ale wróćmy do odprawy. Na samym początku wszyscy nas powitali, a potem wróciliśmy do szarej rzeczywistości. Ojciec, po kilku słowach wstępu, przeszedł do rozdzielenia zadań na dziś. Siedziałam i zastanawiałam się, z kim będę pełniła dzisiaj służbę. To jak usłyszałam, kto będzie moim nowym partnerem, a raczej partnerką mile mnie zaskoczyło.
-Posterunkowa Wysocka od dzisiaj będzie pełniła służbę ze starszą sierżant Grudą. Beata się trochę spóźni, bo miała pilną sprawę do załatwienia rano, ale za dziesięć minut powinna się zjawić- jak tylko się tego dowiedziałam, już nie mogłam się doczekać. Beata była moją przyjaciółką, ale po maturze nasze drogi się rozeszły. Po odprawie udałam się do biura i tam czekałam na Beatę. Chwilę później zjawiła się zdyszana, a ja uśmiechnęłam się na jej widok.
-Cześć Beata- przytuliłam się do niej.
-Cześć Ola- ona odwzajemniła moje przywitanie.
-Słyszałaś, że będziemy jeździć razem w patrolu?
-No jasne. Nawet nie wiesz jak się cieszę. To co, lecimy? W radiowozie wszystko nadrobimy.
-Ok Beata- wzięłam swoją kamizelkę, radiostację oraz klucze od radiowozu i poszłyśmy do auta. Wyruszyłyśmy na patrol. Zaczęłyśmy rozmawiać, wspominać, ale nie trwało to długo, bo dostałyśmy wezwanie do grupy ludzi, którzy dziwnie się zachowywali w okolicach Odry. Włączyłam sygnały i dodałam gazu. Po pięciu minutach byłyśmy na miejscu. Zaparkowałyśmy radiowóz niedaleko i zaczęłyśmy się rozglądać. W końcu dostrzegłyśmy grupę ludzi. Obie z Beatą spojrzałyśmy na siebie. To byli...
*****************************************
No i skończyłam. Jak myślicie, kto to był?
A w ogóle co myślicie o zakończeniu sezonu? Czy uda się uratować Olę? No i jeszcze kwestia jej rozmowy z Mikołajem. Za nim się rozłączyła był dźwięk, który nie daje mi spokoju. Czy ona tylko straciła przytomność, czy to był strzał z pistoletu. Co o tym wszystkim sądzicie?

niedziela, 22 listopada 2015

Miniaturka na rekord komentarzy

No to macie miniaturkę z okazji rekordu komentarzy. Na wstępie pragnę powiedzieć, że czytacie to na własną odpowiedzialność. Nie biorę odpowiedzialności za powódź w pokoju, spowodowaną łzami oraz nie ponoszę kosztów za chusteczki. (To tak na marginesie)
*****************************************
                                   ~
23 stycznia 2015
~Aleksandra~
Ten dzień miałam wolny. Nie należał on zupełnie do najszczęśliwszych dni mojego życia, chociaż i tak nie był najgorszy w porównaniu co mnie czeka. Siedziałam na kanapie i wpatrywałam się w pierścionek zaręczynowy od Jacka. Mężczyna oświadczył mi się kilka tygodni temu. Zaczeliśmy nawet planować ślub. Byliśmy u księdza, rozglądaliśmy się za salą, a ja nawet z moją przyjaciółką udałam się do salonu sukien ślubnych. Nie sądziłam nawet, że to szczęście minie tak szybko. Jakiś tydzień temu policjanci z naszej komendy byli oddawać krew dla jednego kolegi, który został postrzelony na akcji. Ja z Jackiem również się udałam, ale gdy lekarze pobrali ode mnie krew i oddali do labolatorium, stwierdzili, że nie mogę być niestety dawcą i zlecili mi dodatkowe badania. Dzisiaj właśnie odebrałam wyniki, które leżały wśród chusteczek na stoliku. Było już pewne- mam raka piersi. Załamałam się kompletnie. Tak się cieszyłam na ślub, na to że pójdę do ołtarza w białej sukni i powiemy sobie z Jackiem 'Tak'. Czułam, że ta choroba to wszystko zniszczy. Teraz czekało mnie leczenie, które i tak wiedziałam, że prędzej czy później skończy się śmiercią, a ja mam dopiero dwadzieścia siedem lat. Dlaczego los mnie tak ukarał? Zadawałam sobie to pytanie. Jako dziesięciolatka straciłam mamę, a teraz czułam, że moje życie również dobiega końca. A może mamie mnie brakuje i chce, żebym była przy niej. Tylko dlaczego w taki sposób. Już wolałabym zginąć w jakimś wypadku, niż męczyć się z chorobą. Nie cierpiałabym tyle, a już na pewno Jacek nie musiałby na to wszystko patrzeć, jak po mału wypadają mi włosy od chemii i jestem co raz słabsza. Wiedziałam jak to wszystko wygląda, bo patrzyłam na to, jak moja mama cierpi, ale nie tylko ona, bo i ja, i mój ojciec również cierpieliśmy.
Z tego wszystkiego wyrwał mnie dźwięk kluczy i po chwili usłyszałam głos Jacka.
-Cześć kochanie- ja mu nic nie odpowiedziałam, tylko się rozpłakałam. Przecież ja go niedługo zostawię, a on pewnie znajdzie sobie inną i do kogo innego będzie mówił "kochanie". Ale nie przeszkadzało mi to jakoś. Chciałabym tylko, żeby nigdy o mnie nie zapomniał oraz żeby po mojej śmierci był szczęśliwy.
~Jacek~
Wszedłem do domu i od razu wyczułem, że coś jest nie tak. Ola mi nie odpowiedziała na powitanie ani nie było czuć obiadu. Zaniepokojony ciszą, udałem się do salonu. Wszędzie walały się chusteczki, a Ola siedziała z czerwonymi oczami i patrzyła się w jedną rzecz. W pierścionek zaręczynowy, który jej dałem.
-Oleńko, co się stało?- przysiadłem obok niej, a ona się we mnie wtuliła jak mała dziewczynka. Nic nie powiedziała. Wtedy dostrzegłem kopertę ze szpitala, którą wziąłem do ręki i zacząłem czytać. Teraz już byłem pewny, co było powodem jej łez. Ola była bardzo chora. Nie mogłem w to uwierzyć. Dopiero co zdobyłem serce uroczej pani posterunkowej, oświadczyłem się jej, a dzisiaj dowiaduje się, że Ola ma raka. Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale wszystko brzmiało jak jakiś banał.
-Oleńko, nie zostawię cię z tym samej. Obiecuję- było to jedyne zdanie, które było w tej chwili adekwatne do sytuacji. Nie mogłem jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, bo nie miałem tej pewności. Jednak bycie blisko przy niej to jedyne, co było realne.
-Dlaczego mnie to spotkało?- spytała retorycznie. Odsunąłem ją od siebie delikatnie.
-Ola, popatrz na mnie- ona jednak uciekła wzrokiem gdzie indziej. Zauważyłem, że patrzy w stronę zdjęcia, na którym była ze swoją rodziną. Znałem doskonale historię tej fotografii. Ośmioletnia jeszcze wtedy Ola pojechała z rodzicami na wakacje. Tydzień później jej mama dowiaduje się o chorobie. Potem spojrzała na nasze wspólne zdjęcie, zrobione dwa tygodnie temu na dniu policjanta. Uśmiechamy się od ucha do ucha oraz przytulamy. Obok stoi kolejna fotografia. To było dwa tygodnie przed oświadczynami. Zabrałem ją w góry na weekend. Mieliśmy ciężki okres w pracy i chcieliśmy odpocząć. Na zdjęciu byliśmy na Śnieżce. Zero zmartwień, tylko my dwoje i góry.
Delikatnie obróciłem jej głowę w moją stronę.
-Rak, to nie koniec świata. Wiesz ile jest kobiet, które z tego wszystkiego wychodzą?
-Ale moja mama zmarła- powiedziała ze łzami w oczach.
-Ola, wtedy nie było takich możliwości jak teraz. Teraz medycyna posunęła się do przodu.
-A jednak kobiety umierają- Ola próbowała dalej ciągnąć ten temat, ale ja postanowiłem go skrócić.
-Ale ty nie umrzesz. Przynajmniej zrobię wszystko, żeby tak się nie stało- próbowałem jej w jakiś sposób dodać otuchy.
-Dziękuję- Ola wtuliła się we mnie jak niewinne dziecko. No właśnie, niewinne. Ola nie była niczemu winna, zastanawiałem się, za co tak idealne osoby jak ona są tak okrutnie karane przez Boga.
Położyliśmy się oboje na sofie w salonie i zacząłem głaskać Olę po głowie. Wpatrywałem się w jej włosy, krótkie, brązowe. Nie wyobrażałem sobie jej bez włosów, które z pewnością straci w wyniku chemii. W końcu moja ukochana zasnęła, a ja zacząłem sprzątać. Gdy już ogarnąłem bałagan, poszedłem się myć, a potem delikatnie przeniosłem Olę do sypialni. Musiała mieć mocny sen, bo nawet nie otworzyła oczu. Położyłem się obok niej i zasnąłem.
                                   ~
30 stycznia 2015
~Ola~
Siedziałam właśnie na korytarzu w szpitalu, na oddziale onkologii. Myślałam, że wizyty na tym oddziale mam już za sobą. Ostatni raz byłam na takim oddziale w dzień śmierci mojej mamy. Od tego czasu niechętnie wracam do tego miejsca. W ogóle nie lubię szpitali, bo każda wizyta mi się kojarzy ze śmiercią mamy. No ale nie mogłam się rozklejać.
Siedziałam razem z Jackiem, opierając głowę o jego ramię. On mnie cały czas uspokajał. Od dnia kiedy dostałam wyniki byłam kłębkiem nerwów, za co nawet mi się oberwało w pracy. Pisząc raport zrobiłam mnóstwo błędów, ale nie tłumaczyłam mojemu tacie powodu mojego roztargnienia. Nie chciałam go martwić- to po pierwsze, a po drugie to zrobiłby wszystko, żeby się mnie pozbyć z policji, a to było jedyne miejsce, w którym zapominałam o tym, że jestem chora.
Po chwili usłyszałam swoje nazwisko.
-Ola, uśmiechnij się- Jacek puścił do mnie oko, a ja próbując się nie rozkleić weszłam do gabinetu.
Po dwudziestu minutach wyszłam z gabinetu ze łzami w oczach. Okazało się, że guz jest nieoperacyjny i jedynie chemia może mi pomóc. Byłam załamana.
~Jacek~
Gdy tylko usłyszałem otwieranie drzwi od razu się podniosłem. Zobaczyłem moją Oleńkę zapłakaną. Domyśliłem się, że nie jest najlepiej. Przytuliłem ją, gdy tylko drzwi się zamknęły. Nie pytając o nic, założyłem jej kurtkę i ruszyliśmy w stronę parkingu, gdzie mieliśmy zaparkowane auto. Wsiedliśmy i ruszyliśmy w stronę domu. Ola całą drogę gapiła się przez szybę. Nic się nie odzywała. Ja nawet nie próbowałem zagajać rozmowy, ponieważ wiedziałem, że nie ma humoru.
Po dwudziestu minutach dotarliśmy pod blok. Zamknąłem auto i udaliśmy się do mieszkania. Gdy tylko się rozebraliśmy, poszedłem do kuchni zrobić zupki chińkie, bo tak naprawdę nie mieliśmy nic innego. Gdy były już gotowe, zawołałem Olę. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.
~Ola~
Siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Nie miałam ochoty na żadną rozmowę, ale Jacek niestety nie umiał czytać, bo gdy tylko skończyliśmy, odrazu zaczął rozmowę.
-Ola, co ci powiedział lekarz?- wiedziałam, że o to zapyta, a ja próbując się nie roklejać opowiedziałam mu to, co usłyszałam. Jacek poczekał aż skończę mówić i po tym zapytał.
-Kiedy powiesz o tym ojcu?- tego pytania też się spodziewałam.
-Nie wiem. Boję się rozmowy z nim.
-Ale wiesz, że jeszcze w tym miesiącu musisz zrezygnować z pracy. Sama powiedziałaś, że...- nie dałam mu dokończyć.
-Tak, wiem kochanie- podniosłam się i pocałowałam go w czoło, a następnie sprzątnęłam ze stołu.
~Jacek~
Patrzyłem, jak Ola uwija się w kuchni. Nie wierzyłem, że niedługo to będzie przeszłość, ale postanowiłem coś zrobić. Po pierwsze, musieliśmy napisać wypowiedzenie i powiedzieć o chorobie ojcu Oli. Kolejną rzeczą było przyspieszenie ślubu. Datę mieliśmy wyznaczoną na sierpień, a nie mogliśmy długo czekać, bo przecież niewiadomo, co się wydarzy do tego czasu. Podszedłem do Oli i obróciłem ją w swoją stronę, a następnie złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek, który odwzajemniła. Jak tylko pomyślę, że może jej zabraknąć, to mi się zrobiło smutno, ale nie chciałem okazywać słabości, bo nie tego teraz potrzebowała.
Zaczęliśmy się obściskiwać i po chwili wylądowaliśmy w łóżku.
                                   ~

14 lutego 2015, dzień zakochanych oraz dzień ślubu Oli i Jacka
~Ola~
Siedziałam w mieszkaniu mojego ojca razem z Emilią, moją świadkową. Mój ojciec dowiedział się o chorobie, ale on próbował zaprzeczyć. Pewnie nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mnie niedługo straci, ale to nie był dzień na myślenie o chorobie. Dzisiaj były Walentynki, ale nie tylko. Jacek postanowił przyspieszyć datę ślubu. Pamiętam  co powiedział, gdy o tym rozmawialiśmy. "Odkąd cię poznałem, marzyłem tylko o tym, żebyś została moją żoną". No i jego marzenie się spełniło. Za cztery godziny mieliśmy zostać małżeństwem. Co prawda twierdziłam, że ślub jest niepotrzebny, bo to tylko papierek, ale w ten sposób mogłam go uszczęśliwić przed moją śmiercią. Zaczęłyśmy się po mału szykować z Emilią. Pomogła mi założyć suknię, zrobiłyśmy sobie makijaż i fryzury. Następnie Emilia wpięła mi welon. Podszedł do mnie mój ojciec.
-Córeczko, jak ślicznie wyglądasz, aż pomyśleć, że...- mój tata nie dokończył, bo nie był w stanie. Rozkleił się. Usiadłam obok niego.
-Tato, proszę, nie mówmy o tym- zamrugałam oczami, żeby się nie rozkleić i zniszczyć sobie makijażu.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. W podskokach poleciałam otworzyć drzwi. Starałam się nie pokazywać tego, że cierpię. Może i fizycznie na razie mi nic nie było, ale psychicznie? Było mi ciężko, ale nałożyłam maskę na twarz i przywitała swojego narzeczonego, rzucając mu się na szyję.
~Jacek~
Ola wyglądała tak ślicznie. Aż pomyśleć, że niedługo nie będę miał takich widoków. Starałem się jednak nie myśleć o tym. Powitałem się ze wszystkimi. Następnie udaliśmy się do auta i pojechaliśmy pod Urząd Stanu Cywilnego. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca. Po chwili weszła urzędniczka i się zaczęło. Siedziałem obok Oli. Ola miała na sobie śliczną białą sukienkę. Trzymaliśmy się za dłonie. Patrzyłem w jej niebieskie oczy z brązowymi kropeczkami. Staraliśmy się uśmiechać i nie sprawiać wrażenia zmartwionych stanem zdrowia Oli. Ale wpatrując się w oczy Aleksandry czuł dzwine ukłucie w sercu, na myśl, że może je zamknąć na zawsze. Brrr, szybko odrzuciłem tą myśl.
Po chwili usłyszeliśmy prośbę o powstanie. Mieliśmy się zwrócić ku sobie i powtarzać słowa przysięgi małżeńskiej.
-Świadom praw i obowiązków, wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, iż uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Następnie te słowa powtórzyła Ola.
-Świadoma praw i obowiązków, wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, iż uczynię wszystko, aby nasze małżeńswto było zgodne, szczęśliwe i trwałe- powiedziała szerokim uśmiechem. Był to jednak sztuczny uśmiech, ale chociaż robiła dobrą minę.
-Na znak zawartego małżeństwa, nałóżcie sobie obrączki.
Wymieniliśmy się obrączkami, a ja kątem oka zauważyłem jak moi rodzice oraz mój oficjalnie już teściu, wycierają łzy.
Gdy już się wymieniliśmy obrączkami, podpisaliśmy akt małżeństwa. Uroczystość dobiegła końca. Nadeszła chwila wręczenia prezentów i wzniesienia toastu. Następnie udaliśmy się do restauracji na obiad.
~Ola~
Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, robiliśmy zdjęcia. Zapomniałam o wszystkim, tak działało na mnie towarzystwo. Około 22 wróciliśmy do domu. Jacek, mój ojciec i mój teściu byli nie co wstawieni, dlatego dojście do naszego mieszkania nam trochę czasu. Mojego ojca położyliśmy w pokoju gościnnym, w salonie spać poszli rodzice Jacka, a my położyliśmy się w swojej sypialni.
                                  ~
18 lutego 2015
~Ola~
Od dwóch dni znajdowaliśmy się w Hiszpanii. Musieliśmy pojechać teraz w podróż poślubną, bo za dwa tygodnie miałam przyjąć pierwszą chemię.
Szliśmy z Jackiem, trzymając się za ręce brzegiem morza, po plaży w Lloret de Mar. Było tak pięknie, gwiazdy świeciły, tylko szum morza. Zachwycałam się morzem, bo to być może ostatni raz, kiedy jestem w tak cudownym miejscu. W pewnym momencie poczułam jak lecą na mnie krople wody. Zauważyłam Jacka, stojącego w wodzie i się śmiejącego.
-Tak cię to bawi?- zapytałam i podeszłam, a następnie pchnęłam go do wody.
-Może mi pomożesz z łaski swojej?- zapytał udając obrażonego.
-Żartujesz sobie?- zapytałam, a on zbliżył się do mnie i pociągnął do wody. Zaczęliśmy się chlapać, wygłupiać, a potem usiedliśmy na plaży i zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, ale żadne z nas nie poruszało tematu choroby. Jacek tak mnie zagadał, że zapomniałam w ogóle o wszystkim. Śmialiśmy się wygłupialiśmy, aż w końcu rozpadał się deszcz. Jacek wstał i chciał już iść do naszego apartamentu, ale ja go zatrzymałam. Podniosłam się
-Wiesz, co mi się zawsze marzyło?- spytałam i Jacek bez dopytywania się zrobił to. Pocałował mnie. Zawsze mi się marzył pocałunek nocą w czasie deszczu na plaży. Staliśmy tak chyba z kwadrans, a do hotelu wróciliśmy przemoknięci i od razu poszliśmy do łóżka, ale nie spać. Spać poszliśmy dopiero rano.
                                  ~
5 marca 2015
~Ola~
Leżałam w szpitalu i czekałam na podanie chemii. Bardzo się bałam, bo to był mój pierwszy raz. Jacek cały czas siedział przy mnie i mnie pocieszał, że wszystko będzie dobrze. W końcu przyszedł lekarz i zostałam podłączona do specjalnych rurek, które miały mi podawać środki oraz monitorujące moje funkcje życiowe. Czułam się co raz słabiej, ale w końcu się to skończyło i odłączono ode mnie te rurki. Potem czułam, że ciągnie mnie na wymioty, ale lekarz mnie uprzedzał, że organizm tak może zareagować. Jacek cały czas przy mnie był, za co byłam mu bardzo wdzięczna. W końcu to mój mąż.
~Jacek~
Ola leżała taka bezbronna na tym łóżku. Była taka blada i słaba, a to dopiero pierwsza jej chemia. Zastanawiałem się, jak to będzie potem. Teraz wyglądała źle, a później to będzie tylko gorzej, no chyba, że organizm się przyzwyczai.
-Jacek, wymiotować mi się chce- wymamrotała, a ja podałem jej nerkę.
Gdy już było ok, odłożyłem ją.
-Jacek, idź już do domu- zaproponowała mi Ola.
-I zostawić cię tu samą? Nawet mi do głowy nie przyszło.
-Jacek, ale to dopiero pierwsza chemia. Jeszcze nie umieram- powiedziała i puściła mi oczko. Nie chciałem jej zostawiać, chociaż ona nalegała. Miałem mieszane uczucia, ale w końcu zgodziłem się na pójście do domu.
                                  ~
5 listopad 2016
~Jacek~
Siedziałem z moim teściem przy Oli, która już ponad rok walczy z chorobą, ale bezskutecznie. Jej stan z dnia na dzień się pogarszał. Już nie miała tych brązowych krótkich włosów, jej oczy straciły blask, a skóra stała się blada. Staramy się jednak rozmawiać normalnie. Widzę, że Ola bardzo cierpi. Jestem przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jednak nie uśmiecha się jak dawniej, nie śmieje się. Brakuje mi bardzo tego wszystkiego, ale ślub z nią, to najlepsza decyzja, jaką podjąłem.
-Jacek- szepnęła- jestem szczęśliwa, że odchodzę jako twoja żona.
Ola ścisnęła delikatnie moją dłoń i zamknęła oczy na zawsze. Ja i mój teściu rozpłakaliśmy się. On stracił jedyną bliską mu osobę, czyli córkę, a ja żonę, ale musieliśmy się trzymać razem, bo dla nas obu była kimś ważnym. Ona była całym moim światem. Nikt oprócz niej się nie liczył, a teraz czułem, że straciłem osobę, dla której naprawdę było warto żyć.
                                  ~
24 grudnia 2016
~Jacek~
Siedzieliśmy przy wigilijnym stole. Ja, ojciec Oli, moi rodzice oraz moja siostra. Te święta różniły się od wszystkich. Była to pierwsza Wigilia bez mojej Oli. Bez kobiety, która była silna bardzo długo i gdyby nie to, że organizm nie wytrzymał, byłaby do tej pory z nami. Zawsze na święta było dosyć głośno od rozmów, a dziś? Każdy myślał o Oli. Poszedłem do pokoju, gdzie były moje rzeczy. Od śmierci Oli w naszym mieszkaniu byłem dwa razy. Wziąłem do ręki zdjęcie z Hiszpanii i zacząłem płakać. Było mi ciężko bez niej. Z resztą każdemu.
                                 ~
Luty 2017
~Jacek~
Postanowiłem, że wyprowadzę się do Hiszpanii. Dlaczego tam? Bo to właśnie tam pojechaliśmy w podróż poślubną. Wyjechałem zaraz po drugiej rocznicy naszego ślubu.
Idę teraz plażą i wspominam to jacy byliśmy szczęśliwi, mimo świadomości tego, że Ola jest chora. Tak bardzo chciałbym, żeby Ola była teraz tutaj ze mną. Może i duszą była, ale ciałem niestety nie. Szedłem pustą plażą, pod niebem pełnym gwiazd. Po chwili zaczął padać deszcz. Ja jednak zamiast wrócić do mieszkania, które wynająłem siadłem na kamieniu i wpatrywałem się daleko w morze.
Czy ułożę sobie życie? Życie już sobie ułożyłem, ale z kobietą narazie nie jestem w stanie. W moim sercu jest jedynie Ola i tak zostanie już na zawsze.
*****************************************
No i skończyłam miniaturkę :'( Przypominam, że powódź nie jest moją winą. Czytaliście na właśną odpowiedzialność.
Ps. Przepraszam za ewentualne błędy, ale nie chce mi się tego sprawdzać no i pisałam na telefonie.
+ jedna ważna informacja
Ola przeprosiła Jacka i stosunki między nimi zaczynają się poprawiać. Jak myślicie, czy idą we właściwym kierunku, żeby być znowu razem?

Pytanie do Czytelników

Hejka, mam do Was pytanie. Wolicie, żebym dodała normalne opowiadanie, czy żebym napisała kolejną miniaturkę z okazji pobicia rekordu komentarzy? Tylko jak zdecydujecie się na miniaturkę, to będziecie musieli przygotować chusteczki, bo zainspirowały mnie dwie piosenki, a są o smutnej tematyce, dlatego decyzję Wy podejmijcie.

piątek, 20 listopada 2015

40 000 wyświetleń- miniaturka

Na wstępie chce podziękować za 40 000 wyświetleń. Fajnie wiedzieć, że są osoby, które to czytają i ujawniają swoją obecość przez komentowanie. Największe podziękowania należą się Gosi, Żabce, Alcji i Paulinie.
A więc przejdźmy do miniaturki. Zanim zaczniecie czytać, uprzedzam, że wydarzenia będą umiejscowione w czasie 4 lata później, więc wniosek jest taki, że Ola i Jacek są małżeństwem i mają czteroletnią córkę Joannę.  ;) Miłego czytania
*****************************************
-Mamusiu, mamusiu- Ola usłyszała swoją córkę, a po chwili poczuła, jak się wpycha na ich łóżko.
-Daj mi chwilę pospać- jęknęła tylko i delikatnie się przesunęła w stronę Jacka, żeby zrobić miejsce córeczce. Przykryła ją swoją kołdrą i przytuliła ją. Już przysypiała, ale Asia jej nie dała.
-Mamo, a pojedziemy dzisiaj do babci i dziadka?
-Tak, pojedziemy, a teraz śpij, bo jest jeszcze wcześnie- powiedziała i znowu próbowała usnąć. Rzeczywiście, było bardzo wcześnie, bo dopiero 5.30. Jednak dla Asi nie robiło to wielkiej różnicy czy była 5.30 czy 10. Asia zaczęła się wiercić.
-Mamo, a może poukładamy puzzle?- zaproponowała mamie, a mama co? Oczywiście powiedziała, żeby poszła je rozłożyć i zaraz przyjdzie. Podniosła się z łóżka.
-Ola, gdzie idziesz?- zapytał Jacek, obudzony przez córkę.
-Układać puzzle- powiedziała i już miała zakładać szlafrok, gdy jej mąż ją złapał.
-Połóż się, ja pójdę, a ty się wyśpij- rzekł Jacek. Ola, gdy tylko Jacek zszedł rozłożyła się na całym łóżku i zasnęła.
***
-A gdzie mama?- zapytała Asia, widząc ojca. Jacek tylko usiadł przy małej i zaczęli wspólnie układać puzzle, dopóki Ola nie wstała, a wstała bardzo późno. Potrzebowała snu, bo ostatnimi czasy jej córka nie dawała jej chwili na odpoczynek. Weszła do pokoju córki.
-Co zjecie na śniadanie?
-Jajeczko- odpowiedziała Asia. Ola spojrzała na Jacka, a on kiwnięciem głowy się zgodził. Aleksandra poszła do kuchni szykować śniadanie. Po 20 minutach zawołała córkę i męża, że jest już gotowe. Postawiła talerze na stole i zaczęli jeść. Gdy skończyli, Jacek powkładał wszystko do zmywarki, a Ola zaczęła szykować się do wizyty u swoich teściów. Zajęło im to sporo czasu, ale odkąd mieli dziecko, przyzwyczaili się do tego, bo każde wyjście wyglądało tak samo. Już wychodzili do auta, kiedy Ola upadła.
-Kochanie, co się stało?
-Jacek, nie mogę w ogóle ruszyć nogami- powiedziała ze łzami w oczach. Jacek wziął ją na ręce i zaniósł do samochodu. Asię upiął w foteliku i ruszyli w stronę szpitala. Tam ją natychmiast przyjęli na oddział neurologiczny.
-Tato, co się stało?- zapytała przestraszona Asia, widząc, że z jej mamą jest coś nie tak.
-Nie wiem córeczko. Nie wiem- powiedział i przytulił ją do siebie. Bał się bardzo o Olę. Zastanawiał się, dlaczego tak się stało, dlaczego Ola straciła czucie w nogach. Siedział z córką na korytarzu i czekał, aż się czegoś dowie.
***
W sali, gdzie była Ola
-Pani Aleksandro, czy zdażyło się już pani kiedyś coś takiego?- zapytał lekarz. Ola pokręciła przecząco głową.
-A może miała ostatnio pani wrażenie, że brakuje pani siły?
-Powiem tak, ja jestem policjantką. Ostatnio mieliśmy szkolenie na strzelnicy i rzeczywiście potem miałam wrażenie, że brakuje mi sił w rękach, ale to od trzymania pistoletu- tłumaczyła. Wiedziała, że lekarz pytając się o to, podejrzewa jakąś chorobę i te pytania dotyczą objawów, ale akurat na to miała wytłumaczenie. Jednak lekarza to nie satysfakcjonowało.
-Musimy jeszcze wykonać tomografię, ale mogę już teraz pani powiedzieć, że najprawdopodobniej ma pani stwardnienie zanikowe boczne. Ten paraliż oraz ten brak siły w mięśniach wszystko na to wskazuje.
-Czyli, że do końca życia będę zdana na kogoś?- Ola znała tą chorobę doskonale. Wiedziała jaki ma przebieg i do czego prowadzi. Jej przyjaciółka chorowała na to w liceum. Ola była przy niej, jak tylko było to możliwe. W wyniku choroby jeździła na wózku, nie mogła normalnie jeść, mówić. W końcu doszło do tego, że mięśnie, które były odpowiedzialne za to, żeby oddychać również zaczęły zanikać. Długo była podtrzymywana przy życiu, dzięki respiratorowi, ale w końcu lekarze postanowili ją od tego odłączyć, bo to nie miało sensu.
Ola się rozpłakała. Ona miała małe dziecko. Przed oczami pojawiła się jej scena: Mała Asia przybiega do niej do sypialni, prosi, żeby się z nią pobawić, a ona nie ma siły jej nawet nic powiedzieć. Okropna scena, ale wiedziała, że jeśli się potwierdzi, że to ALS, to tak właśnie będzie wyglądać jej życie.
-Pani Olu, z tego co po pani widzę, nie muszę nic pani tłumaczyć. Zaraz zabierzemy panią na tomografię- lekarz wyszedł z sali, a po chwili wbiegła mała Asia, która niezgrabnie wdrapała się na łóżko, na którym leżała jej mama.
-Mamusiu, dlaczego płaces?- zapytała dziewczynka. Ola nie wiedziała co jej odpowiedzieć. Po chwili pojawił się również Jacek.
-Ola, co się stało?- zapytał widząc, że jego żona ma łzy w oczach.
-Ja jestem nieuleczalnie chora. Mam stwardnienie zanikowe boczne. Wiesz co to znaczy? Że ja wkrótce umrę- Jacek słysząc nazwę choroby przypomniał sobie swojego dziadka, który również na to umarł. Domyślił się, co przeżywa teraz jego żona. Po dziesięciu minutach przyszedł lekarz, który zabrał Olę na badania, które niestety potwierdziły wszystko. Ola się załamała. Mała Asia nie bardzo wiedziała co się dzieje, dlaczego jej rodzice są tacy smutni, dlatego postanowiła ich trochę rozśmieszyć. Jak to dziecko. Zaczęła tańczyć, śpiewać, mówić wierszyki. Chciała pocieszyć jakoś mamę, ale jej to nie wyszło, bo Ola się bardziej rozpłakała, zdając sobie sprawę, że niedługo ich opuści. Po kilku dniach została wypisana do domu.
***
Trzy lata później
Z Aleksandrą z dnia na dzień było co raz gorzej. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Całymi dniami był przy niej ojciec oraz Jacek. No i Asia, która była na tyle duża, że rozumiała już, że jej mama w końcu umrze. Ola słabła w oczach. Była bardzo wychudzona. Nie miała siły na nic. Nawet, żeby wypowiedzieć słowa "Kocham was". Czuła się okropnie z tym, że ich zostawia. Codziennie wieczorem Asia przychodziła do mamy i opowiadała jej jak było w szkole. Potem obok nich siadał Jacek i opowiadał z kolei, jak było w pracy. Te ostatnie dni chcieli spędzić najlepiej, jak tylko mogli.
Któregoś dnia Ola znalazła się w szpitalu. Jej stan pogorszył się i to bardzo. Asia, w czasie gdy Jacek był przy Oli, przebywała u kuzynki Jacka. W szpitalu oprócz Jacka, byli jego rodzice oraz ojciec Aleksandry. Oli z każdą sekundą słabł oddech. Jacek bardzo płakał, błagał, żeby ich nie opuszczała, ona tylko wyszeptała "Kocham ciebie i Asię". To były ostatnie słowa Oli. Po czym przestała oddychać. Jacek bardzo się rozpłakał. Tak samo jak i Wysocki oraz teście zmarłej. Jacek wrócił do domu i rzucił się na tapczan, ale nie mógł usiedzieć. Wszystko przypominało mu Olę. Na półkach stały zdjęcia, na których byli taką szczęśliwą rodziną. Wiedział, że już nigdy tego nie dozna. Nie obudzi się obok słodko śpiącej żony. Asia już nie przyjdzie do sypialni i nie powie "Mamusiu, pobaw się ze mną", a on nie powstrzyma Oli i nie pozwoli jej pospać sobie, bo ona zasnęła na zawsze.
Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Otworzył je i ujrzał Olgę z Asią. Od mamy Jacka się dowiedziała, że Ola nie żyje.
-Tato, czy mama umarła?- zapytała Asia. Dziewczynka był już przygotowana na to wszystko. Jacek przytulił dziewczynkę.
Dwa dni później odbył się pogrzeb Oli. Zjawili się na nim wszyscy bliscy Oli oraz sporo znajomych. Każdy był załamany. Jacek nie sądził, że tak szybko się pożegna z żoną. Z kolei Wysocki nigdy nie sądził, że będzie na pogrzebie własnej córki. Po tym wszystkim wszyscy rozeszli się do domów. Zostali tylko Jacek z Asią, Wyscoki i Nowakowie. Każdy był tym wstrząśnięty. Asia stała wtulona w kucającego Jacka.
***
Pół roku później
Najbliżsi dalej byli w żałobie. Jacek cały czas opłakiwał śmierć Aleksandrę. Asia od tego wydarzenia zamknęła się w sobie.
***
Rok później
Jacek stara się żyć normalnie. Chodzi z Asią do psychologa, która nie może poradzić sobie ze śmiercią matki. Nie może poradzić sobie w szkole. To wszystko tak wpłynęło na jej psychikę. Na Jacka też to bardzo wpłynęło. Ale nie może zapomnieć o Oli. Ona była, jest i będzie cząstką jego. Często wspominał ją i wszystkie zdarzenia związane z nią. Uzbierało się tego. Brakowało mu bardzo jej słodkich perfum, jej poczucia humoru, jej dystansu do życia, jej śmiechu, jej błękitnych oczu, jej śliczneho uśmiechu, jej głosiku, jej pocałunków. Całej jej mu brakowało. No, ale trzeba żyć dalej. Nigdy nie zapomni o niej, ale w jego sercu będzie na zawsze.
*****************************************
No i miniaturka na 40000 wyświetleń gotowa. Mam nadzieję, że wam się podobała. Dzisiaj wieczorem mam nadzieję, że pojawi się kolejne opowiadanie, ale wam tego nie obiecuję.

środa, 18 listopada 2015

27.1

...i ujrzałam dwóch policjantów. Jednego z nich znałam bardzo dobrze, w końcu to był mój brat. Drugiego kojarzyłam tylko z widzenia i wiedziałam, że ma na imię Mieszko. Podeszli do nas. Zdenerwowałam się bardzo, chociaż wiedziałam, że skoro jest Krzysiek to nic nam nie zrobią, ale i tak nogi się pode mną uginały. Anka zachowywała jednak spokój.
-Cześć Ola- powiedział brat.
-Cześć brat- odpowiedziałam i zaczęłam uciekać wzrokiem od niego, co chyba najlepszym pomysłem nie było, bo on od razu wyczuł, że coś jest nie tak. W końcu był moim bratem i to bliźniakiem.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tak- odpowiedziałam nerwowo.
-Na pewno?- zaczął dopytywać. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, bo byśmy miały krótko mówiąc przerąbane.
-No tak, a co ty taki dociekliwy?
-A ty co taka nieuprzejma?- odpowiedział mi pytaniem na pytanie. Nie nawidziłam tego, chociaż często sama to robiłam.
-Pytasz się, jakbyś nie wiedział.
-No wiem, sorry. A może byś dzisiaj do mnie przyszła?- zaproponował mi Krzysiek. Nie wiedziałam jednak, co mu odpowiedzieć. Nie chciałam do niego iść. On miał dziecko, a ja nie czułabym się komfortowo, patrząc na nich. Postanowiłam nie ukrywać przed nim prawdy, bo prędzej czy później by się domyślił.
-Przepraszam, ale nie chcę. Wiesz doskonale, że od tamtego czasu niechętnie...- nie musiałam kończyć, bo Krzysiek wiedział o co chodzi.
-Rozumiem siostra, jak już się z tym oswoisz, to zapraszam.
-Ok- uśmiechnęłam się, ale nieszczerze. On jednak chyba tego nie dostrzegł, bo się z nami pożegnał i wrócili na patrol. Ja usiadłam na trawie z ulgą. Zauważyłam, że Anka mi się dziwnie przygląda. Wiedziałam o co jej chodzi.
-Z tego co pamiętam nie masz brata.
-No to od tego czasu dużo się zmieniło. Krzysiek to mój brat bliźniak i mamy jeszcze przyrodnią siostrę- opowiedziałam jej całą historię. Zaskoczyłam ją tym.
Siedziałyśmy nad Odrą do siedemnastej. Potem ja niestety musiałam jechać do domu, bo Jacek miał wrócić do domu z pracy. Odwiozłam Anię do domu i miałam jechać do domu, ale stwierdziłam, że Jacek rano jechał tramwajem do pracy, to może go teraz odbiorę. Udałam się na komendę. Przed budynkiem zauważyłam jedną z moich koleżanek Emilię. Kłóciła się ze swoim ojcem. Postanowiłam zareagować, bo widziałam, że niewiele brakowało, a by ją uderzył.
-Panie Andrzeju, niech pan zostawi Emilkę w spokoju- powiedziałam spokojnie, ale on zaczął mną szarpać. Wytrącił mi torebkę i wysypały się wszystkie moje rzeczy. Po chwili przed komendą zjawił się Krzysiek z Mieszkiem, którzy go obezwładnili i zabrali na komendę. My z Emilią zaczęłyśmy zbierać zawartość mojej torebki. Nagle Emilka podniosła woreczek. Kompletnie zapomniałam o tym, że mam to w portfelu. Musiało się wysypać.
-Ola, czy to jest heroina?
-Oddaj, to moje- wyrwałam jej i dokończyłam pakować resztę sama. Podniosłam się, a Emilia dalej kucała i patrzyła na mnie.
-Olka, po co ci to?- zapytała ostrzej, jednak nie zrobiło to na mnie jakiegoś większego wrażenia.
-Nie twój interes. I lepiej dla ciebie będzie, jak udasz, że tego nie widziałaś- powiedziałam opryskliwie. W ogóle ostatnio dziwnie się zachowywałam i sama to zauważyłam, ale to wszystko przez stratę dziecka. Już miałam odejść do samochodu, kiedy poczułam, że Emilia złapała mnie za ręke.
-Olka, co się dzieje?- zapytała z troską w głosie. W końcu była moją przyjaciółką.
-Nieważne, mów lepiej co twój ojciec wymyślił- spróbowałam zmienić temat, ale na darmo. Emilia znała ten trik i nie dała się nabrać.
-Nie zmieniaj tematu. Nie rozmawiamy o mnie, tylko o tobie. Co ci strzeliło do głowy? Po co ci ta- Emilia rozejrzała się, czy nikt nas nie słucha- hera.
-Mam problem, z którym nie umiem sobie poradzić- powiedziałam to i się rozpłakałam. Emilia mnie mocno przytuliła.
-Ola, co się tobą dzieje?
-Ja...moje dziecko...- jąkałam się, ale Emilia domyśliła się, co jest grane.
-Nie kończ już.
Cały czas miałam w głowie moment, kiedy to lekarz mi powiedział o stracie dziecka, a potem o tej torbieli oraz operacji. To ciągle we mnie tkwiło, a ja byłam bezradna, nawet trochę zagubiona.
-Chodź Ola do mnie do samochodu- zaproponowała mi Emilia. Ja nie zaprzeczyłam i chwilę później obie siedziałyśmy w aucie. Tam mogłyśmy przynajmniej pogadać i nie bać się, że ktoś nas podsłucha.
-Wiesz, że cię nie wydam, ale ty nie możesz tego wziąć.
-To co ja mam zrobić?! Powiesz mi?!- wykrzyczałam to. Naprawdę byłam bezsilna.
-Na pewno nie brać tego. Pomyśl o czymś innym, a teraz daj mi tą herę- wyciągnęła dłoń, ale ja nie zamierzałam jej tego dać.
-No co ty Emilia, nie oddam ci tego.
-Mam iść do Jacka? Zostało mu chyba jeszcze 10 min- powiedziała i zaczęła wysiadać z auta, ale ja ją złapałam. Zaczynało do mnie docierać, że chyba źle robię, pakując się w te narkotyki, ale już załatwiłam sobie działkę i nie chciałam jej marnować.
-Zaczekaj, zawrzyjmy układ. To będzie mój ostatni raz.
-Rób jak chcesz Olka, ale zapamiętaj sobie moja słowa. Jeszcze będziesz błagała, żebyśmy cię z tego wyciągali- powiedziała, ale jakoś nie dotarły do mnie słowa Emilki. Chciałam jej jeszcze coś odpowiedzieć, ale w szybę zapukał Jacek.
~Jacek~
Gdy wyszedłem przed komendę byłem zaskoczony widokiem auta Oli pod komisariatem. Lekarz jej kazał odpoczywać po operacji, ale najwyraźniej nie mogła usiedzieć w domu, ale patrząc z drugiej strony, to dobrze, że nie chciała przesiedzieć tylko w domu. Po tym wszystkim Ola była bardzo małomówna i cieszyło mnie to, że ma odwagę rozmawiać z ludźmi. Zacząłem się za nią rozglądać i zauważyłem, że siedzi z Emilią w samochodzie. Podszedłem i zapukałem w szybę. Obie się na mnie spojrzały, jakby zobaczyła ducha. Emilia spuściła szybę od strony Oli.
-Już skończyłeś?- zapytała. To pytanie było bez sensu.
-No a nie widać? Fajnie, że po mnie przyjechałaś- powiedziałem. Ola wysiadła z auta, a ja dałem jej całusa na powitanie. Pożegnaliśmy się z Drawską i ruszyliśmy w stronę osiedla, na którym mieszkaliśmy. Podczas jazdy postanowiłem zapytać ją o jedną rzecz, która zaniepokoiła dzisiaj Krzyśka, gdy ją widział nad Odrą. Jednak nie chciałem pytać wprost, więc zacząłem od luźnych pytań.
-Jak ci minął dzień?
-A dobrze- znów to samo. Codziennie to samo, ale czego ja od niej oczekiwałem. Nie powiem, bo to w jakiś sposób na mnie też wpłynęło. Z resztą odbijało się to na pracy. Już miałem kilka pomyłek. Też mi było ciężko po stracie dziecka, bo to była też moja kruszynka. Owoc naszej miłości. No ale Ola mogła odpowiedzieć mi coś więcej, dlatego zacząłem ją delikatnie podpytywać.
-A słuchaj, co robiłaś dzisiaj nad Odrą? Krzysiek mi mówił, że byłaś z jakąś znajomą.
-Spotkałam się i co z tego?- odpowiedziała mi nieuprzejmie. Zaczynała mnie po mału denerwować.
-Olka, do jasnej cholery. Ja rozumiem, że ty to przeżywasz, ale chyba nie chcesz przez resztę życia odnosić się do mnie w taki sposób?!- pierwszy raz nakrzyczałem na Olkę. Moją Oleńkę. Może to nie był dobry pomysł, żeby tak reagować. Przecież to wszystko miało wpływ na jej zdrowie psychiczne. I może to dopiero tydzień, ale powinna była się wziąć w garść, bo zaczynała popadać w depresję i ja to widziałem. Nie chciałem tego bagatelizować i obiecałem sobie, że pójdziemy do psychologa bez pytania.
-Daj mi spokój Jacek.
-A z resztą nie chodziło mi o to spotkanie. Cieszę się, że się spotykasz ze znajomymi, ale Krzysiek mi powiedział, że zachowywałaś się jakoś nerwowo, gdy do was podszedł z Mieszkiem.
~Ola~
Czułam się jak na przesłuchaniu. Ta jego podejrzliwość mnie zaczynała wkurzać. Dopytywał mnie o wszystko. Nie chciałam mu mówić jednak tego, że potrzebowałam narkotyków. Bałam się, że mnie zostawi, a potem już nie pamiętam co się stało.
                                  ~
~Wojciech Wysocki~
Byłem na spacerze z Warsem. Co miałem innego do robienia? No jeszcze miałem do wyboru siedzenie w czterech ścianach sam. Wolałem jednak wziąć Warsa i udać się do mieszkania mojej córki i jej narzeczonego. Gdy znajdowaliśmy się zaledwie trzy ulice od osiedla, na którym mieszkała Ola, mój pies zaczął ujadać. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale jak doszliśmy do skrzyżowania, zauważyłem trzy karetki pogotowia, dwa radiowozy i nawet straż pożarną. Najwidoczniej doszło do jakiegoś zdarzenia drogowego. Jako, że ulica, na której był wypadek, prowadziła do osiedla, na które podążałem, postanowiłem się przyjrzeć bliżej. Podszedłem do jednego z policjantów, akurat z mojej komendy.
-Właśnie miałem do pana dzwonić- powiedział jakiś poddenerwowany.
-A co się stało?
-Zna pan numery DW *****?- jak to usłyszałem, to już domyśliłem się, że to moja córka miała wypadek. Nie potwierdzając tego od razu zapytałem.
-Gdzie jest Ola? Co z nią? Co z Jackiem?- zacząłem się denerwować. Z resztą niejeden ojciec by się zachował tak samo. Ona była po operacji.
-Z Olą i Jackiem nie jest tak źle, mimo że samochód wygląda jak wygląda. No w końcu samochód jadący z naprzeciwka musiał uderzyć z dużą siłą. Z kierowcą tego auta jest gorzej.
-Romek, oni są w karetkach?
-Tak, Ola jest w tej pierwszej, a Jacek w drugiej.
-Dzięki- poszedłem od razu, ale lekarze mi nie pozowolili do nich zajrzeć. Powiedzieli mi tylko, gdzie mam się udać. Zamówiłem taksówkę, która mnie odwiozła do domu, wziąłem kluczyki i swoim samochodem pojechałam do szpitala. Po 20 minutach byłem na miejscu. Pielęgniarka pokazała mi jak dojść do sali Oli. Wszedłem i zobaczyłem moją córkę oraz mojego przyszłego zięcia. Ola siedziała na krześle i trzymała go za rękę. Jacek był niestety nieprzytomny.
~Ola~
Siedziałam przy moim partnerze. Stan Jacka się pogorszył w trakcie transportu. Teraz czekał na operację. Ja nie mogłam powstrzymać łez. Nie dawno straciłam dziecko i nie chciałam stracić narzeczonego. Wtedy na pewno zaćpałabym się na śmierć.
-Córeczko- usłyszałam głos ojca- Nie powinnaś teraz leżeć?
-Jeśli on umrze, ja się zabiję.
-Nie mów tak nawet- objął mnie od tyłu- połóż się lepiej- posłuchałam się ojca i wróciłam na łóżko. Po pięciu minutach przyszli lekarze i zabrali go na salę operacyjną. Ja leżałam ze szklankami w oczach. Ojciec cały czas mnie głaskał i pocieszał, że wszystko będzie dobrze, chociaż ja wiedziałam, że nie. Zaczynałam siebie obwiniać za to wszystko. Gdybym pojechała do domu, a nie jechała po niego, to by do tego nie doszło. Nie wiedząc kiedy zasnęłam.
*****************************************
No i kolejny rozdział skończony. Jak myślicie, co będzie z Jackiem, a co z Olą. W ogóle co myślicie o zachowaniu Oli? No i ogólnie jak wrażenia po przeczytaniu?

poniedziałek, 16 listopada 2015

26.1

-Masz jeszcze kontakt z Anką lub Oskarem?
-Mam, a po co ci kontakt do nich? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że... Nie no, zwariowałaś Ola?
-Ale ja potrzebuję tego- nie chciałam jej mówić dlaczego, ale chciałam to.
-Olka, nie pozwolę ci się z nimi skontaktować- powiedziała stanowczo. Wiedziałam, że robi to dla mojego dobra, ale ja nie daławm za wygraną.
-No a co mi się takiego może stać?
-Nie i już. Chyba nie chcesz przechodzić jeszcze raz przez to samo- zachowywała się jakby była moją starszą siostrą. Nie wiedziałam z czym ona miała problem.
-W ogóle powiedz mi po co ci to? Przecież wiesz, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Wtedy może i ci się udało z tego jakoś wyjść, ale teraz może to się skończyć inaczej- zaczęła mnie pouczać, co mnie wkurzało- Ola, a jak ktoś u ciebie znajdzie te narkotyki?- wiedziałam, że o to zapyta, ale w sumie jakoś nie bardzo się tym przejęłam.
-No proszę cię, kto będzie szukał narkotyków w mieszkaniu, gdzie mieszka dwójka policjantów?
-Czyli Jacek jest policjantem?- zapytała, a ja potwierdziłam kiwnięciem głowy- A nie boisz się, że cię zostawi? A w ogóle możesz mi powiedzieć dlaczego chcesz wrócić do dawnego życia?- no i zadała "najbardziej" chciane pytanie.
-Nie to, że chce. Po prostu potrzebuję się wyluzować.
-To jedź w góry, albo nad morze- Zuza robiła wszystko, żeby mnie od tego odwieść. W sumie to zaczęłam jej ulegać, ale nie. Postawiłam sobie cel i zdobędę to. Jak ona mi nie pomoże, to poszukam na Facebooku jeszcze innych znajomych. Może oni pomogą.
-Nie chcesz mi pomagać, to nie. Ktoś inny mi załatwi działke.
-No właśnie chcę. I to bardzo, żebyś znowu w jakieś bagno się nie wpakowała. Weź się zastanów. A w ogóle jakie ty masz problemy, żeby znowu to robić. Chyba nie zmarł ci nikt z rodziny?- Zuza nie zdała sobie sprawy, jaki mi ból zadała tym ostanim pytaniem. Wstałam z sofy i podeszłam do okna, próbując powstrzymać łzy. Po chwili poczułam na ramieniu dłoń Zuzy.
-Przepraszam, nie chciałam.
-Spoko, skąd mogłaś wiedzieć.
-A w ogóle co się stało?- tego pytania chciałam uniknąć jak ogień wody. Postanowiłam jednak jej nic nie mówić.
-A możemy o tym nie gadać?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, ale jak nie chcesz to nie mów. Jak będziesz miała ochotę to mi powiesz- cała Zuza. Tego typu rozmowy zawsze wyglądały identycznie.
-To jak, dasz mi ten numer czy nie?- zapytałam. Ona wyjęła telefon, a ja podałam jej kartkę i długopis. Zapisała mi numer do Ani, Oskara i do samej siebie.
-Tylko uważaj, bo nie chce cię mieć na sumieniu- ja ją przytuliłam i szepnęłam "Dzięki".
-Wiesz co? Ja muszę już lecieć. Pogadamy kiedy indziej- wyszła na przedpokój i zaczęła zakładać buty. Pożegnałyśmy się i wyszła. Ja wróciłam do salonu i położyłam się na sofie. W telewizji leciały już ciekawsze, dlatego włączyłam serial na TV4 „Policjantki i policjanci". Lubiłam ten serial. Był trochę jakby o nas. Próba pogodzenia życia prywatnego z pracą. Gdy już się skończył, podniosłam się i zaczęłam szykować obiad. Zrobiłam spagetti, żeby Jacek mógł sobie odgrzać. Potem poszłam po telefon. Wzięłam do ręki kartkę z zapisanymi numerami. Zaczęłam się zastanawiać, czy zadzwonić do Anki czy do Oskara. Najpierw to w ogóle musiałam podjąć decyzję, czy chce do tego wrócić. W sumie, to potrzebowałam teraz odprężenia, ale myślałam też o słowach Zuzy. Może miała rację, że lepiej pojechać nad morze na przykład, chociaż chciałam tego. W końcu wybrałam numer Anki i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Dlaczego do Ani? Może dlatego, że była kobietą. Jeden sygnal, drugi, trzeci w końcu usłyszałam w słuchawce głos
-Anna Domańska słucham.
-Cześć, z tej strony Ola Wysocka- przywitałam się.
-Ola? Skąd masz mój numer?- zapytała zaskoczona tym, że dzwonię. No w sumie dawno ze sobą nie gadałyśmy. Nawet bardzo dawno.
-Od Zuzy. Słuchaj, mam do ciebie interes- powiedziałam. Nie chciałam owijać w bawełnę.
-Dajesz.
-Załawtisz mi działke?- zapytałam.
-Z tego co słyszałam, jesteś policjantką, ale jeśli potrzebujesz, to nie ma problemu.
-Wiem, ale proszę.
-No dobra, to gdzie się spotkamy?
-Kojarzysz to miejsce nad Odrą?
-Tak- potwierdziła.
-Może być tam?- zaproponowałam- Za godzinę, bo o 18 muszę być w domu.
-Nie ma problemu. Nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę. Buźka- powiedziała Anna i się rozłączyłyśmy. Chyba cieszyła się na spotkanie ze mną. W sumie to ja na spotkanie z nią też. Fajnie jest odnowić stare znajomości. Ogarnęłam się trochę i nawet chciałam coś zjeść, ale nie mogłam nic przełknąć. Ubrałam bluzę z kapturem, rurki, adidasy, wyszłam do auta i udałam się w miejsce spotkania. Samochód zaparkowałam na parkingu, w razie gdyby nas ktoś zauważył i doniósł na policję. Dalej poszłam pieszo. Z daleka już zauważyłam, że moja dawna koleżanka na mnie czeka. Olka, w co ty się pakujesz? zapytałam samą siebie. Wiedziałam w co się pakuje, ale w sumie i tak mnie teraz nic nie obchodziło. Straciłam dziecko, największy skarb jaki można mieć, więc nie miała nic do stracenia. Zachowuje się jak nastolatka pomyślałam, ale było w tym trochę prawdy. Przyszła mi do głowy myśl, żeby się wycofać z tego wszystkiego, ale postanowiłam nie rezygnować z tego. Miało to być tylko jeden jedyny raz. Chciałam zapomnieć o tym wszystkim chociaż na chwilę. Gdy tylko byłam blisko, Anka zbliżyła się do mnie i przytuliłyśmy się na przywitanie.
-Ale się zmieniłaś przez te wszystkie lata Aleks- znowu to zdrobnienie przywołało te wspomnienia.
-Ty również- po chwili puściłyśmy się. Ania zaczęła się rozglądać, czy nikt nie widzi i podała mi woreczek. Ja go schowałam do portfela. No przecież Jacek nie będzie mi grzebał w portfelu.
-Dziękuję ci- tak mi tego brakowało.
-Spoko- powiedziała Anka. Po chwili zauważyłam, że moja towarzyszka patrzy się w jeden punkt. Spojrzałam w tym samym kierunku i ujrzałam...
*****************************************
Dzisiaj trochę krócej, ale mam nadzieję, że mimo to się Wam podoba. Spodziewaliście się takiej prośby? Myślicie, że Ola wpakuje się w jakieś większe problemy? Jak myślicie, kogo ujrzały Aleksandra i Anna?
I jeszcze jedno pytanie, wolicie dłuższe opowiadania 2-3 razy w tygodniu, czy krótsze, ale codziennie?

niedziela, 15 listopada 2015

25.1

Postanowiłam dzisiaj dodać rozdział, bo nie idę do szkoły. Postanowiłam również, że zmienię narrację z trzecioosobowej na pierwszoosobową. Mam nadzieję, że spodoba wam się opowiadanie w tej formie
*****************************************
~Jacek~
-Bo chodzi o to, że pańska narzeczona poroniła- usłyszałem od lekarza. Domyśliłem się tego, jak tylko zobaczyłem moją Olę płaczącą. Mnie również to załamało. Straciliśmy nasz największy skarb. Za około 7-8 miesięcy mieliśmy zostać rodzicami, z czego bardzo się cieszyliśmy, a teraz znowu będziemy musieli się postarać od dziecko. Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach. Nie mogłem w to uwierzyć. Tak bardzo chciałem, żeby ciąża przebiegła bez komplikacji, a teraz dziecka już nie ma. No cóż, musiałem wziąć się w garść i być teraz przy Oli. Wziąłem głeboki oddech i wróciłem do niej, gdzie pocieszał ją Krzysiek. Ona dalej była w szoku i nie mogła nic powiedzieć. Poprosiłem Krzysztofa, żeby zostawił nas samych. Chciałem z nią porozmawiać sam na sam.
Gdy już byliśmy sami rozpocząłem rozmowę.
-Ola, możesz już nie płakać?- zapytałem, ocierając jej łzy.
-Jacek, nasze dziecko- złapała się za brzuch. Widziałem, że to dla niej trauma. Przytuliłem ją do siebie mocno, ale łzy dalej jej leciały. Zastanawiałem się, jak Ola się po tym wszystkim pozbiera.

~Ola~
Tego teraz właśnie potrzebowałam- bliskości Jacka. To co mi powiedział lekarz, to dla mnie ogromny cios. Straciłam naszą kruszynkę, którą kochałam ponad wszystko. Nie chciało mi się o niczym teraz gadać. Nie obchodził mnie w ogóle fakt, że ojciec zataił przede mną to, że Krzysiek jest moim bratem albo, że siostra Jacka to również moja siostra. Liczyło się dla mnie tylko moje maleństwo, którego już nie ma. Czułam się fatalnie. Najchętniej, to skoczyłabym z mostu, ale nie mogłam zrobić przecież tego Jackowi. Siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Nie potrzebowałam rozmowy. Wystarczyło, że Jacek przy mnie był. No był również Krzysiek, mój brat. Boże, jakie to dziwne, nie dawno myślałam, że to tylko kolega z pracy, a teraz nas łączy więcej niż mi się wydawało. Jednak on stał i obserwował mnie i Jacka. W sumie to dobrze, bo nie miałam ochoty teraz na obecność kogo innego.
                                 ~
Nie wiem ile już siedzieliśmy, ale cały ten czas Jacek był przy mnie. Krzysiek musiał jechać do syna, więc zostaliśmy sami. Niestety nie na długo, bo po jakimś czasie do mojej sali wszedł ojciec. No tak, pewnie ciocia mu powiedziała.
-Ola, nic ci nie jest? Co się stało? Jak się czujesz? Z moim wnukiem wszystko ok?- zaczął zasypywać mnie pytaniami. Nie zauważył w ogóle, że nie jestem w formie. Jeszcze to pytanie o wnuka. Przybiłyo mnie kompletnie. Rozpłakałam się, a Jacek przytulił mnie mocniej. Mój ojciec popatrzył na nas zdezorientowany.
-Powiedziałem coś nie tak?
-A jak myślisz?- wykrzyczałam przez łzy. Naprawdę nie raz ciężko mu się było domyślić i jeszcze to jego głupie pytanie. Skoro płaczę, to musi coś być nie tak. Czy to tak trudno odebrać?
-Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że...- mój tata nie skończył, bo mu przerwałam.
-Tak, tato. Poroniłam- odpowiedziałam już nie co spokojniej. W sumie to nie jego wina. Chociaż jakby się tak zastanowić? Nie, jednak nie. On niczemu nie zawinił, to nie jego wina, że nie było nam dane zostać rodzicami w takim czasie jak planowaliśmy razem z Jackiem.
-Córeczko, zobaczysz, że jeszcze wszystko się ułoży- powiedział i pogłaskał mnie po głowie. Przypomniało mi się, gdy mnie głaskał jak byłam małym dzieckiem. Uwielbiałam to. Nie raz przychodziłam do sypialni rodziców o drugiej w nocy tylko po to, żeby mnie pogłaskał. Jak sobie to przypomniałam to znowu wzięło mnie na płacz. Też chciałabym, żeby moje dziecko przychodziło do mnie o drugiej w nocy, tylko po to, żeby je pogłaskać. Teraz musiałam odłożyć to w czasie, bo lekarz powiedział, że z wynikami nie jest najlepiej i każda kolejna ciąża może skończyć się tak jak ta. Powiedział, że najlepiej będzie jak odczekamy pół roku. Pół roku, to przecież dużo czasu, a gdybyśmy się teraz postarali to byłabym w szóstym miesiącu ciąży, a gdyby nie to poronienie, to w siódmym- ósmym miesiącu. To wszystko mnie co raz bardziej przytłaczało. Do tego słowa lekarza "Pani wyniki nie są najlepsze". Zastanawiałam się, w jakim znaczeniu to powiedział. Że co, że jestem bezpłodna, a ta ciąża to cud, czy że jestem na coś chora? Zastanawiało mnie to bardzo.
-Jacek, myślisz, że będziemy jeszcze kiedyś mieli dziecko? Ja się tak boję, że to mogła być jedyna szansa- powiedziałam i się znowu rozpłakałam na myśl o tej Istotce, której już nie ma.
-Ola, zrobimy wszystko, żeby mieć dziecko. Na pewno się nam kiedyś uda- pocieszał mnie Jacek. To mi się w nim podobało, że umiał dobrać słowa odpowiednie do sytuacji. Miałam już odpowiedzieć coś Jackowi, ale przerwał mi lekarz, który wszedł z papierami w ręku.
-Pani Olu, chciałbym porozmawiać z panią na osobności- szczerze mówiąc przestraszyłam się tych słów. Nie wiedziałam, czego się podziewać. Popatrzyłam na Jacka, tak bardzo chciałam, żeby został. Ojciec niekoniecznie.
-A może być mój narzeczony przy tej rozmowie?- zapytałam. Lekarz popatrzył na Jacka i kiwnął twierdząco głową. Ojciec zauważył, że nie chce jego obecności, dlatego się ulotnił. Gdy drzwi się zamknęły, lekarz się do mnie zwrócił.
-Zrobiliśmy kilka badań, żeby zobaczyć co się dzieje i jaki był powód poronienia. Otóż, ma pani torbiel macicy. To przez to doszło do poronienia, ale nie ma obaw. Jest ona niegroźna. Wytniemy ją i za pół roku będzie mogła się pani postarać o dziecko- przełknęłam głośno ślinę i zadałam lekarzowi pytanie. Musiałam znać na to odpowiedź.
-A czy istnieje szansa, że po operacji nie będę mogła zajść w ciążę?
-Taka szansa zawsze istnieje, ale nie sądzę, że to jakoś wpłynie- posmutniałam na twarzy, a lekarz dodał widząc moją minę- Pani Olu, niech się pani nie martwi. Jeszcze będę odbierał pani poród- uśmiechnął się do mnie. Dał mi płomyk nadziei, że będzie wszystko dobrze. Wymusiłam uśmiech. Lekarz się z nami pożegnał. Powiedział, że zajrzy do mnie potem i ustalimy termin operacji. Tylko, że ja nie byłam tego taka pewna. Bałam się powikłań i tego, że już może nigdy nie zostanę matką. Jacek wyczuł moje rozterki i od razu się odezwał.
-Ola, nie masz się czym przejmować. Słyszałaś lekarza? Masz duże szanse na zostanie matką- pocieszał mnie, ale ja i tak zdawałam sobie sprawę z tego, że zawsze jest jeden procent, który może zrujnować mi życie. Mogłam się założyć, że Jacek też tak myślał, ale nie okazywał tego, bo nie chciał pokazywać się ze strony słabeusza. Wolał dodać mi otuchy niż dołować. Ceniłam to bardzo w nim. Nieważne jak bardzo byłby załamany, nie okazywał tego, bo widział, że ja byłabym jeszcze bardziej załamana.
                                 ~
~Jacek~
Zbliżała się dosyć późna godzina, bo 24. Ola już spała. Była bardzo zmęczona. Jeden dzień, a tyle się wydarzyło. Ja nie zamierzałem jej opuścić. Chciałem, żeby nie obudziła się zawiedziona, że nikogo nie ma przy niej. Potrzebowała teraz mnie. Siedziałem na tyle cicho, żeby jej nie obudzić. Po jakimś czasie zadzwonił telefon. No tak, nie wyciszyłem go i pewnie obudził Olę. Wyszedłem na korytarz, ale i tak zobaczyłem, że Ola ma otwarte oczy. Były całe czerwone od płaczu. Nie lubiłem tego widoku. Zdecydowanie wolałem uśmiech na jej twarzy oraz ten błysk radości w jej oczach. Zamyśliłem się, ale na ziemię sprowadził mnie dzwonek telefonu. Postanowiłem odebrać, żeby nie obudzić reszty pacjentów.
-Halo, mamo?- to była moja matka.
-Jacek, gdzie ty jesteś. Jest już po północy. Martwimy się z ojcem- westchnąłem tylko. Moja mama nie rozumiała, że mam już skończone osiemnaście lat. W sumie to jej się nie dziwiłem, że tak się martwi. Po tym nieszczęsnym wypadku na motocyklu już tak ma, ale mogłaby się trochę ograniczyć.
-Jestem u Oli- skłamałem. W sumie to nie skłamałem, tylko nie powiedziałem całej prawdy, ale nie chciałem lub bardziej nie mogłem. Nie mogłem ze względu na Olę. Gdybym im powiedział, od razu by się tu zjawili, a to by tylko dołożyło zmartwień mojej Oleńce, a nie mogłem na to teraz pozowlić.
-A kiedy masz zamiar wrócić?- zastanawiało mnie jedno w słowach mamy. Nie mówiła w liczbie mnogiej, tylko pojedynczej.
-Nie wiem, kiedy wrócimy- powiedziałem z naciskiem na ostatnie słowo, żeby mama zrozumiała o co mi chodzi.
-No to kiedy wrócicie?- zapytała, odczytując dobrze moją wskazówkę.
-Nie mam pojęcia, ale na razie nie mamy ochoty wracać. Może jak wy już pojedziecie do domu- powiedziałem i się rozłączyłem. Nie miałem ochoty widzieć się wtedy z rodzicami. Nie chodziło już o to, że się pokłóciliśmy przy kolacji, tylko bardziej o kwestię mojego ojca i mamy Oli oraz Magdy- naszej siostry. Nigdy nie przypuszczałem, że ja i moja narzeczona będziemy mieli tą samą siostrę. Spojrzałem na ukochaną i wszedłem  z powrotem do sali.
-Z kim rozmawiałeś?- zapytała, gdy tylko obok niej usiadłem.
-Z mamą. Pytała się gdzie jesteśmy i kiedy będziemy- Ola spojrzała na mnie i od razu wyczułem co chce mi powiedzieć. Wyprzedziłem ją.
-Nie powiedziałem nic o tym, że jesteśmy w szpitalu, więc się nie martw.
-Masz szczęście. Jacek, mógłbyś mi przynieść wodę. Pić mi się bardzo chce- oczywiście zgodziłem się. Po chwili wróciłem z plastikowym kubeczkiem z wodą. Ola wypiła duszkiem wodę, po czym podała mi kubek i się położyła.
-Powiedz, dlaczego ja ciągle mam pecha?- spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami.
~Ola~
Mogę się założyć, że nikogo nie spotkało tyle przykrości co mnie. Najpierw choroba mojej mamy, w wyniku której zmarła. Potem przez to wszystko popadłam w różne nałogi. Tak, nałogi. Pierwszego papierosa zapaliłam w wieku 12 lat. Następnie problemy z alkoholem i narkotykami. Cięłam się. To był dziwny czas, ale całe szczęście wszystko krótko trwało, bo się opamiętałam, po tym jak jeden ze znajomych zmarł w wyniku przedawkowania. Jeden ze znajomych? Nie, to był mój chłopak. To dlatego z tym wszystkim skończyłam. Nie chciałam skończyć tak jak on. Z resztą pamiętam jego ostatnie słowa. Skończ z tym kochanie, jeśli nie chcesz skończyć tak jak ja. W sumie dlatego się opamiętałam, a kilka lat później poszłam na studia, a potem do szkoły policyjnej. Nie obyło się bez terapii po tym wszystkim. Ale oprócz ojca nikt o tym nie wie. W między czasie zdażyło się też wiele innych sytuacji, które mi utkwią na zawsze w głowie, takie jak chłopak-stalker, to jak wylądowałam w szpitalu przez nierozwagę mojego brata (wtedy jeszcze kolegi), czy choćby to, jak mój ojciec walczył o życie i to przeze mnie, bo ja zamiast z nim zostać, wróciłam z koleżanką do radiowozu. No i jeszcze porwanie, a teraz na dodatek światło dzienne  ujrzały różne tajemnice rodzinne. A i zapomniałam o poronieniu i operacji, która mnie czeka i istnieje szansa, że nigdy nie zostanę matką, chociaż lekarz mówi co innego.
Jacek złapał mnie za dłoń
-Ola, przecież doskonale wiesz, że takie coś spotkało o wiele więcej ludzi, niż tylko ciebie- powiedział do mnie, nieświadomy trochę tego, co się ze mną działo.
-Tak, ale to nie ty ćpałeś, ani nie piłeś, ani się nie ciąłeś- wyrzuciłam to z siebie w jednej chwili. Widziałam jego zaskoczenie, nigdy o tym nie wspominałam. Wolałam to zachować dla siebie, bo bałam się utraty pracy, a może po prostu wolałam zapomnieć. Teraz jednak on się o tym dowiedział, w sumie może to i dobrze. Przynajmniej nie będę musiała ukrywać prawdy przed nim.
-O...O....Ola, ty to naprawdę robiłaś?- zapytał z zakłopotaniem. W sumie to mu się nie dziwiłam. Nie każdy dowiaduje się, że jego dziewczyna była ćpunką w przeszłości. W sumie to bym się nie zdziwiła, gdyby wyszedł teraz bez słowa, ale on tego nie zrobił. Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i nawet nie zapytał o powód. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Szepnęłam mu do ucha tylko "Dziękuję".
                                  ~
~Jacek~
1,5 tygodnia później
Operacja powiodła się bez jakich kolwiek powikłań i za pół roku będziemy mogli się starać o dziecko. Dwa dni temu odebrałem Olę ze szpitala. Ojciec Oli, moi rodzice i Magda dowiedzieli się o naszym odkryciu i przyznali mi rację, dlaczego nie chcieli, żebym spotykał się z Olą, ale jednak zaakceptowali ten związek. Nie powiedzieliśmy im jednak o tym, że poroniła, bo moja ukochana się jeszcze nie osowoiła z tą myślą. W ogóle zauważyłem, że jest jakaś inna. Mało się odzywa, odpowiada tylko półsłówkami. Zaproponowałem jej również wizytę u psychologa, ale powiedziała tylko, że nie będzie się zwierzać obcym ludziom, więc nawet jej nie namawiałem, bo bałem się, że się zezłości, a zależało mi, żebyśmy jak najszybciej mogli postarać się o dziecko.
Siedziałem w kuchni, jadłem śniadanie i słuchałem radia. Ola jeszcze spała, a ja musiałem niestety iść do pracy. Niestety zastępca ojca Oli nie miał serca i całej komendzie go brakowało. Gdy już kończyłem, moja narzeczona weszła do kuchni. Stanęła przy blacie i nalała sobie soku.
~Ola~
Stałam w kuchni i piłam sok. Jacek jak tylko skończył jeść śniadanie, wstał i objął mnie od tyłu. Ja jednak nie miałam ochoty na żadne pieszczoty i się wyswobodziłam z jego objęcia.
-Idź już do pracy, bo się spóźnisz- powiedziałam i popatrzyłam przez okno, jednak szybko się odwróciłam, bo zauważyłam jak rodzice prowadzą swoje dzieci do szkoły. Wiem, że miałam jeszcze szanse na zostanie matką, ale się bałam. Zwyczajnie się bałam, że znowu poronię i znowu będę musiała przechodzić przez to samo.
-Kochanie, wychodzę- usłyszałam z przedpokoju. Wyszłam do Jacka, żeby go pocałować. Gdy wyszedł, poszłam do salonu. Włączyłam telewizor, ale nie bylo nic ciekawego, więc go wyłączyłam i zamiast tego włączyłam laptopa. Sama nie wiedziałam po co. Zalogowałam się na Facebooka. Miałam kilka powiadomień, nowych zaproszeń i wiadomości, ale nie miałam do tego głowy. Zaczęłam przeglądać posty, ale nie mogłam. Za dużo znajomych dodawało zdjęcia z dziećmi. Oni byli szczęśliwi, a ja opłakiwałam stratę mojego dzidziusia. Już miałam się wylogować, ale zauważyłam, że dostępna jest Zuza. Moja stara znajoma, którą ostatni raz rozmawiałam na pogrzebie Kuby. W sumie to miałam ochotę z nią odnowić kontakt, ale nie dlatego, że mi jej brakowało. Miałam po prostu intetes. Napisałam "Hej", ale nie wysłałam. Enter nacisnęłam po chwili zawahania. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Zuza: Hej Ola, co u ciebie słychać?
Ola: Ok, mam do ciebie prośbę. Czy mogłybyśmy się spotkać?
Z: A myślałam, że się stęskniłaś
Ta ironia, brakowało mi trochę tego.
O: Nawet nie wiesz jak, ale potrzebuję twojej pomocy. Przyszłabyś dzisiaj do mnie?
Z: Nie ma problemu. Będę za dwie godziny.
Wysłałam jej adres, po czym się wylogowałam. Ogarnęłam się, nie zjadłam śniadania i pojechałam na szybkie zakupy. Wróciłam po godzinie przez korki, ale miałam jeszcze czas na rozpakowanie siatek oraz posprzątanie. W końcu usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi
-Hej- powiedziała Zuza.
-Hej, wejdź- zaprosiłam ją do środka. Ściągnęła buty i weszłyśmy do środka.
-Fajnie tu masz. Mieszkasz sama, czy z kimś?
-Z narzeczonym.
-A czemu w ogóle zaproponowałaś spotkanie u siebie?
-Bo tak- nie chciałam ciągnąć tematu i ona to zauważyła, bo zapytała po chwili.
-To co się stało, że sobie o mnie przypomniałaś Aleks- nie wierzę, ona naprawdę powiedziała do mnie Aleks. Od czasu kiedy zmarł Kuba, nie nawidziłam tego zdrobnienia, ale przeszłam do konkretów.
*****************************************
No i jak się podoba pierwsze opowiadanie w narracji 1-osobowej? Mam tak dalej pisać, czy powrócić do 3-osobowego?
A co do treści, to po co Ola spotkała się z Zuzą?

sobota, 14 listopada 2015

24.1

Wrocław, 21 X 1986
Droga Joanno         
Piszę do ciebie, ponieważ u nas się dużo zmieniło. Nasza córeczka spodziewa się braciszka. Prawdopodobnie w maju. Musimy się kiedyś spotkać, jak już Bogusia urodzi. A u Was co słychać? Powiedziałaś w końcu Wojtkowi o Magdzie, czy dalej nie wie, że to Twoja córka? Ja nie będę zabiegał o to, aby się dowiedział, ale wydaje mi się, że musi się kiedyś o tym dowiedzieć. A pro po Madzi, ma się bardzo dobrze, rośnie jak na drożdżach. Wysyłam Ci dodatkowo zdjęcie.
Pozdrawiam,
Bogdan Nowak
Ola przeczytała to i nie mogła uwierzyć. Tak samo, jak jej narzeczony. Bogdan Nowak, to przecież ojciec Jacka. To było dla całej trójki szokiem.
-Czyli to były kwiaty od Magdy- powiedział Jacek.
-Najwyraźniej i to dlatego twój ojciec tak zareagował na ciążę. On był z moją matką- Ola przeczesała włosy palcami.
-Czyli, że mamy jeszcze siostrę?- zapytał zmieszany Krzysiek.
-Tak i to w dodatku w trójkę tą samą- potwierdził Jacek- Tylko ciekawe jak Magda się o tym dowiedziała.
-Nie wiem, ale myślę, że powinniśmy z nią porozmawiać, ale nie dzisiaj, bo naprawdę nie mam już na to wszystko siły- powiedziała Ola i zaczęła wszystko chować. Mężczyźni zaczęli jej pomagać. Po piętnastu minutach wszystko leżało na miejscu, poza listem i zdjęciem, które postanowiła zabrać ze sobą. Potem zeszli na dół. W kuchni pachniało obiadem. Krzysiek z Jackiem postanowili, że pójdą do salonu, a ona do kuchni, żeby pogadać z ciocią. Usiadła na krześle przy stole.
-Ciocia, możesz mi powiedzieć, co wiesz o Magdzie?- zapytała Ola prosto z mostu. Jej ciocia odłożyła nóż i odwróciła się w jej stronę. Kobietę zamurowało to pytanie.
-Czy mama zdradzała tatę?- zadała kolejne pytanie nie uzyskując odpowiedzi na poprzednie.
-Nie, mama by nigdy czegoś takiego nie zrobiła twojemu tacie- powiedziała, siadając przy stole, na przeciwko siostrzenicy- Mama urodziła Magdę w wieku szesnastu lat. Twojego taty jeszcze nie znała, więc nie mogła go zdradzić. Zaszła w ciążę przez wpadkę z o pięć lat starszym mężczyzną, który miał już żonę. Jako młoda matka, nie była w stanie jej wychować, do tego twój dziadek powiedział, że albo odda komuś to dziecko, albo do domu może nie wracać. Postanowili dogadać się z ojcem dziecka, że to on wychowa dziecko razem z żoną. No jego żona nie była zadowolona, ale się zgodziła i postanowili, że nikt się o tym nie dowie.
Ola siedziała i słuchała z niedowierzaniem. Chociaż ta historia brzmiała o wiele lepiej niż z tym, że oddali Krzyśka do adopcji. Mama ojca nie zdradziła, a dziecko wychowało się przy ojcu. Czuła jednak żal do rodziny, za tyle tajemnic.
-Ciociu, powiedz mi, że to są jedyne tajemnice, które były przede mną ukryte- powiedziała zawiedziona.
-Nie wiem, czy to wszystkie, ale jeśli nie, to sama musisz odkryć prawdę- powiedziała ciocia Oli i wróciła do czynności, która została jej przerwana. Ola siedziała jeszcze chwile, a potem poszła do brata i narzeczonego, którzy rozmawiali żywo o czymś z wujkiem. Siadła na sofie obok kuzynki, która wpatrywała się w telewizor, którego i tak nie było słychać, bo był zagłuszony rozmowami męskiej części grona. Gosia zauważyła, że jej kuzynka jest nie w humorze, dlatego postanowiła jej poprawić humor i zaczęła ją łaskotać. Gdy były nastolatkami, często nawzajem poprawiały sobie tym sposobem humor, jednak Oli to jakoś nie ruszyło, dlatego przestała.
-Powiedz mi, co byś ty zrobiła, gdybyś po latach dowiedziała się, że nie jesteś jedynaczką i masz dwójkę rodzeństwa?- zapytała kuzynki.
-Na pewno bym nie smutała, bo to nie jest powód do smutku, tylko do radości.
-Tak, bo uwierzę- powiedziała zamyślona- To, że nie powiedział mi o Magdzie to zniosę, bo pewnie sam nie miał pojęcia, ale o Krzyśku? Przecież doskonale wiedział o jego istnieniu. Do tego pracowaliśmy razem.
-Może jemu samemu było trudno. Ola, musisz go zrozumieć. Wiesz co? Mam pomysł. Chodźmy nad staw i pogadamy tam na spokojnie- zaproponowała, ale Ola nie miała jakoś ochoty. Po chwili poczuła silny ból, że aż krzyknęła. Jacek się zjawił w jednej chwili przy niej. Ola zwijała się z bólu. Nikt nie wiedział, co robić. Jacek szybko zadzwonił po karetkę, za to karetce dojazd zajął całą wieczność. Po piętnastu minutach załoga karetki zjawiła się w domu cioci Oli i zabrali ją do szpitala. Jacek niestety nie mógł jechać z nimi, dlatego on i Krzysiek zabrali wszystkie rzeczy Oli i udali się samochodem do szpitala. Byli tam po dwudziestu minutach. Weszli i od razu zapytali się o Olę. Pielęgniarka wskazała im oddział ginekologiczny, na który mężczyźni pobiegli. Gdy znaleźli salę, gdzie leżała Ola, był u niej lekarz. Kobieta leżała ze łzami w oczach. Gdy tylko doktor od niej odszedł, Jacek zjawił się przy niej.
-Co się stało Oleńko?- zapytał. Ola tak płakała, że nie była w stanie powiedzieć ani jednego słowa- No już, nie płacz. Wszystko będzie dobrze.
Aleksandrze było jednak trudno się uspokoić. To co usłyszała od lekarza przybiło ją totalnie.
-Ja...Ja...Jacek- wyjąkała- Powiedz mi, że to sen- powiedziała wtulona w narzeczonego.
-Ciii, uspokój się Oleńka. Nie płacz skarbie- dalej próbował ją uspokoić. Krzysiek stał przed drzwiami, ale widząc stan siostry, postanowił wejść.
-Co się stało?
-Ola nie jest nic w stanie powiedzieć- zwrócił się do przyszłego szwagra. Po chwili wrócił lekarz.
-Kim są panowie, dla pani Oli?
-Ja jestem narzeczonym, a to brat- powiedział Jacek.
-No to poproszę narzeczonego w takim razie- powiedział i wyszli, a przy Oli został brat.
Na korytarzu
-Proszę pana, wydaje mi się, że pańska narzeczona będzie potrzebowała psychologa- zwrócił się do Jacka lekarz.
-Ale dlaczego?- zapytał zdezorientowany.
-Niech pan zobaczy, w jakim ona jest stanie- pokazał na przytulające się rodzeństwo.
-A mogę w ogóle wiedzieć, co się stało?- zapytał Jacek, który nic nie wiedział, bo Ola nie była w stanie nic powiedzieć.
-Bo chodzi o to, że...

1)No i o co może chodzić?
2)Co sądzicie o odkryciu Oli, Jacka i Krzyśka?
3)Czy Ola wybaczy swojej rodzinie te tajemnice?