czwartek, 25 lutego 2016

53.1

-Dominika ma przerwany rdzeń kręgowy w odcinku lędźwiowym. Ona nie będzie chodziła- oznajmił mi lekarz, a ja jak to usłyszałam, siadłam na krześle. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Tak chciałam opiekować się Dominiką i Anią, ale nie sądziłam, że to się tak wszystko potoczy, ale nie mogłam się poddać. Obiecałam się zająć nimi, to musiałam się tego podjąć. Nawet jeśli Dominika będzie niepełnosprawna to i tak nie mogę ich zawieść. Muszę im pomóc. Odgarnęłam opadającą mi grzywkę na oczy i podeszłam do szklanych drzwi, które dzieliły mnie od Dominiki. Mimo, że spała dostrzegałam strach. Była taka bezbronna. Blada, wśród białych szpitalnych ścian i tych wszystkich aparatur, które monitorowały pracę jej serca oraz oddech.
-Panie doktorze- zapytała, gdy już doszłam do siebie- A kiedy ona się obudzi?
-Wtedy, kiedy narkoza przestanie działać, więc spokojnie. Nie będzie w żadnej śpiączce, chyba że będzie potrzebne uśpienie ją farmakologicznie, ale na razie nie chcemy tego robić- oznajmił lekarz, a mi ulżyło, że nie trzeba będzie czekać na jej obudzenie się, tak długo jak na obudzenie Jacka.
-Mogę do niej wejść?- spytałam
-Tak, jak najbardziej- odpowiedział mi, a po chwili siedziałam już przy Dominice. Ten widok był okropny. Zaczęłam do niej mówić, chociaż i tak wiedziałam, że mnie nie słyszy.
-Dominika, kiedy się obudzisz już nie będziesz tą samą dziewczyną, co kiedyś. Za pewne będziesz poruszać się na wózku inwalidzkim, ale to i tak nie zmieni faktu, że cię bardzo z Jackiem lubimy, bo jesteś mądrą, inteligentną, fajną, nawet zabawną dziewczyną. Mimo twojej niepełnosprawności i tak będziemy chcieli, abyś mieszkała razem z Anią u nas. Mam nadzieję, że pamiętasz, co ci obiecałam? Zrobię wszystko, abyście mogły mieszkać z nami na stałe- mówiłam, a do oczu napływały mi łzy. Tak mi szkoda Dominiki. Zastanawiałam się, czemu na przykład jej nie zaproponowałam, żeby po nią pojechać, czy coś. Może byśmy teraz siedzieli wszyscy w salonie i oglądali jakiś film, a nie były tu w szpitalu. Po jakimś czasie zasnęłam na krześle. Obudził mnie czyjś dotyk. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Dominika już nie śpi.
-Ola, co się stało?- zapytała bardzo słabym głosem Dominika, rozglądając się po sali.
-Miała wypadek, ale spokojnie już ci nic nie grozi- powiedziałam spokojnie.
-Co z Anią? Gdzie ona jest?- pytała, nieco panikując- Zrobił jej krzywdę?
-Uspokój się i popatrz na mnie. Ania jest w domu z Jackiem i nic jej nie grozi, ale ty musisz wiedzieć jedno. Masz przerwany rdzeń kręgowy i nie będziesz mogła chodzić- powiedziałam delikatnie.
~Dominika~
-Nie, ja nie mogę, nie, nie wierzę- zaczęłam zaprzeczać słowom, które usłyszałam od Oli. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy to to, że Ola nie będzie już chciała się nami opiekować. Ja niepełnosprawna, Jacek też nie do końca doszedł do siebie po tych wydarzeniach. Bałam się. Chwila, chwila? Dobrze rozumiem? Nie będę chodzić? Ta myśl do mnie dotarła po jakimś czasie. Chciałam wstać i znaleźć lekarza, ale nie mogłam. Zaczęłam panikować. Chciałam się ruszyć z łóżka, ale nie byłam w stanie.
-Dominika, uspokój się proszę- usłyszałam Olę, ale mi do oczu napłynęły łzy. Mogłam zapomnieć o karate, które było moją pasją, mogłam zapomnieć o siatkówce, którą tak bardzo lubiłam. Po chwili poczułam, jak Ola mnie przytula- Dominisia, uspokój się proszę. Wszystko będzie dobrze.
~Ania~
Siedziałam w pokoju i przeglądałam strony internetowe. Po jakimś czasie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam napis "Jagoda". Nie przeczuwałam nic. Myślałam, że Dominice rozładował się telefon, więc odebrałam.
-Hej, Ania. Jest Dominika, bo nie odbiera...- usłyszałam i mnie zamurowało.
-Jagoda, robisz sobie ze mnie żarty? Przecież Dominika jest u ciebie- powiedziałam spokojnie.
-Dominiki nie ma u mnie- odpowiedziała mi pewnie. Zaczęłam zastanawiać się o co chodzi. Pomału dotarło do mnie, że Ola z Jackiem mnie okłamali, tylko dlaczego?
-Dobra, ja muszę kończyć- powiedziałam i rzuciłam telefon na łóżku. Wstałam od biurka i wściekła poszłam do Jacka.
-Gdzie są Dominika i Ola? Tylko mi nie ściemniaj- odparłam, starając się być poważna- Dzwoniła Jagoda, nie ma Dominiki u niej.
-Aniu, usiądź proszę- odparł Jacek i zrobił mi miejsce. Wykonałam jego prośbę- Ania, bo my z Olą ci nie powiedzieliśmy prawdy- powiedział, a mi różne myśli przeleciały przez głowę. Bałam się że straciłam kolejną bliską mi osobę.
-Jacek, co się stało. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ona nie żyje?- krzyknęłam i zaczęłam płakać. Jacek zbliżył się do mnie i mnie przytulił.
-Spokojnie, uspokój się Ania. Dominika żyje. Ola mi nawet napisała, że już się obudziła. Chcesz, to pojedziemy do niej.
-Jacek, nie nawidzę was. Okłamaliście mnie. Myślałam, że mnie lubicie, a ty i Ola mnie tak oszukaliście i to jeszcze w sprawie mojej siostry. Jesteście okropni!- wykrzyczałam i płacząc uciekłam do pokoju swojego. Jacek chciał mi coś jeszcze powiedzieć, ale trzasnęłam tylko drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Ja ufałam Oli i Jackowi, a oni od tak mnie skłamali. Byłam wściekła na nich i jednocześnie rozczarowana.
Płakałam dosyć długo. Chyba z jakieś pół godziny. W końcu się postanowiłam ogarnąć. Gdy się podniosłam, zobaczyłam, że drzwi od mojego pokoju się otwierają. W nich stała Emilka.
-Cześć Ania- przywitała się ze mną.
-Cześć- odparłam smutno.
-Ania, Jacek mnie poprosił, żebym z tobą pogadała. On i Ola nie chcieli cię okłamać, ale bali się. Też musisz zrozumieć, że to dla nich szok- zaczęła delikatnie. Słuchałam ją z uwagą- Wiem, że to twoja siostra i jak mam być szczera, to nie pochwalam, że Ola z Jackiem tak zrobili, ale też i rozumiem, bo nie chcieli cię martwić na noc, no ale im trochę nie wyszło.
-Nie wiesz co z Dominiką?- przerwałam jej na chwilę.
-Wiem, ale lepiej będzie jak pojedziemy do szpitala i Dominika sama ci powie- odparła Emilka. Ja się zgodziłam i kwadrans później jechałyśmy już do szpitala.
~Ola~
Siedziałam na korytarzu, ponieważ zostałam wyproszona przez Dominikę z sali. Nie wiedziałam czemu, ale postanowiłam jej nie drażnić, dlatego wyszłam z tamtąd. Oczy mi już same leciały, ale po chwili usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Spojrzałam się w prawo i ujrzałam Jacka, Emilkę i Anię. Najmłodsza osoba podbiegła do mnie i mnie przytuliła.
-Ola, co Dominika?- zapytała Ania.
-Tam leży,- wskazałam sale- ale ona chce być na razie sama.
-Ola- Emilia spojrzała na mnie porozumiewawczo. Wiedziałam, że muszę to powiedzieć Ani, ale nie wiedziałam jak. Poprosiłam Anię, żeby usiadła i spojrzała mi prosto w oczy.
-Aniu, musisz wiedzieć jedną, bardzo ważną rzecz. Po pierwsze, to wiedz, że nieważne jak będzie teraz wyglądało nasze życie, to i tak ty i twoja siostra będziecie dla mnie jak córki- zaczęłam owijać w bawełnę. Emilka patrzyła na mnie z niecierpliwością.
-Powiesz jej, czy ja mam to zrobić?- zapytała Emilka.
-Co masz mi powiedzieć?- spytała Ania, patrząc na mnie przerażonym wzrokiem.
-Posłuchaj mnie. Twoja siostra przeżywa teraz dramat. W tym wypadku złamała kręgosłup i ona nie będzie chodzić- oznajmiłam na jednym wdechu. Swoją drogą? Czemu ja  to musiałam powiedzieć. Dlaczego nie zrobił tego Jacek? Mniejsza o to. Teraz czekałam na reakcję Ani.
***
Przybywam z kolejnym opowiadaniem. Jak myślicie, jaka będzie reakcja Ani na wieść o tym, że jej siostra jest niepełnosorawna i jak będzie wyglądało ich życie?
***
Przypominam o konkursie, który jest organizowany na moim blogu. Kilka postów wcześniej jest info odnośnie niego :)

niedziela, 21 lutego 2016

52.1

~Dominika~
Siedziałam z moją przyjaciółką w naszej ulubionej kawiarni. Obie popijałyśmy mrożoną kawę i zagryzałyśmy ciastkiem z czekoladą.
-Dominika, jak ty się w ogóle po tym wszystkim czujesz?- zapytała mnie Jagoda.
-Jakoś się trzymam. Mi i Ani brakuje rodziców, ale za to Ola jest przy nas i stara się nam ich zastąpić- powiedziałam.
-Wychodzi jej to chociaż?
-To znaczy tak, u nas w domu bywało różnie, ale rodzice to jednak rodzice i nikt ich nie zastąpi i Ola jest dla nas bardziej jak starsza siostra. Chociaż Ania chciała do niej mówić mama, ale Oli nie bardzo chyba się ten pomysł widział. Z resztą tak samo jak mi.
-Ale dogadujecie się, więc to chyba jest najważniejsze.
-No tak i nawet podoba mi się mieszkanie z nią, tylko jest jeden problem. Moi dziadkowie przyjechali do Wrocławia i chyba zacznie się bataliał o mnie i Anię, tyle że my wolimy mieszkać z Ola, a nie z nimi, bo oni nas pewnie zabiorą do siebie, za granicę. Wytykała Olce, że taka gówniara jak ona nie będzie się opiekować jej wnuczkami, że to Olka rozbiła naszą rodzinę i to jej sprawka, że rodzice nie żyją. Poprostu szkoda gadać- powiedziałam i upiłam kolejnego łyka kawy.
-Poczekaj, a jak w ogóle twoi dziadkowie znaleźli się w Wrocławiu- odparła Jagoda.
-Nie wiem i szczerze? Jakoś mało mnie to obchodzi. My z Anią i tak wolimy Olę i Jacka, a babcia z dziadkiem nie wiele mają do gadania w tym temacie. Idziemy?- zapytała, odstawiając pustą szklankę na stoliku.
-Już, tylko dopije- rzekła Jagoda. Ona skończyła pić, zapłaciłyśmy za nasze napoje oraz ciastka i poszłyśmy w stronę przystanku autobusowego. Tam każda wsiadła w odpowiedni autobus i pojechała w swoją stronę. Postanowiłam wysiąść przystanek wcześniej, bo miałam ochotę się trochę przejść. Gdy szłam przez park, koło placu zabaw, zaczepił mnie jakiś chłopak.
-Co ty tak sama spacerujesz?- zapytał mnie, a ja przerażona przyspieszyłam kroku. Bałam się, że to ta sama osoba, która wysyła mi anonimy- Ej, zaczekaj Dominika- do jasnej cholery. Skąd on zna moje imię? Jednak starałam się nie zwracać uwagi. Szłam dalej, prosto przed siebie, ale w końcu mnie ktoś złapał za rękę.
-Czemu mi uciekasz siostrzyczko?- zapytał, a ja byłam przerażona. O co mu może chodzić z tą siostrzyczką.
-Kim ty jesteś?- zapytałam w końcu.
-Twoim bratem, a teraz pojedziesz ze mną- odparł i złapał mnie tak, że nie miałam jak się bronić. Do tego zakleił mi usta taśmą i nawet nie miałam jak krzyknąć. Następnie podeszło do nas jakichś dwóch kolesi i zanieśli mnie do auta. Posadzili na przednim siedzieniu i pomocnicy tego, kto mnie zaczepiał wsiedli do zupełnie innego auta. Za kierownicą usiadł ten facet, którego pierwszego spotkałam w parku. Odkleił mi taśmę. Ja chciałam otworzyć drzwi, ale to na nic, bo były zablokowane. Mężczyna ruszył i zaczął się kierować w nieznanym mi kierunku. Postanowiłam dowiedzieć się, o co mu biega.
-Czego ty chcesz ode mnie?- zapytałam spoglądając na niego. Gdy tak na niego patrzyłam w aucie, nie wyglądał na takiego jaki był. Miał z osiemnaście, góra dwadzieścia lat.
-Zemsty- odpowiedział.
-Jak to zemsty?- spytałam przerażona i oczekiwałam odpowiedzi. Już miał mi odpowiedzieć, ale oboje dostrzegliśmy w lusterku, że jadą za nami policjanci. Chłopak widząc to, dodał gazu. Ja trzymałam się kurczowo drzwi.
-Błagam, zatrzymaj się- powiedziałam.
-Ok, niech ci będzie, tylko najpierw dokończę swoją zemstę.
***
~Ola~
Gdy skończyliśmy śpiewać piosenkę, która była ostatnia, nasza trójka rozbawiona siadła na tapczanie. Potem jednak Ania zdecydowała, że pójdzie do swojego pokoju. Zostaliśmy we dwójkę z Jackiem w salonie i postanowiliśmy obejrzeć jakiś program. Gdy Jacek przełączał kanały, trafiliśmy na lokalne wiadomości. Postanowiliśmy posłuchać, co się dzieje wokół nas. Mówili właśnie o jakimś wypadku, który zdarzył się w okolicach Mirkowa, czyli nie daleko naszego miejsca zamieszkania. Wypowiadał się akurat nasz kolega, Darek. Ten sam, który zadzwonił do nas, gdy Jacek miał wypadek.
Dostaliśmy zawiadomienie o porwaniu dziewczyny w parku w okolicach ulicy Czajkowskiego od przechodnia. Powiedziano nam, że wpakowano ją do auta i ruszono w stronę Mirkowa. Wysłaliśmy tam kilka radiowozów, ale kierowca nie chciał się zatrzymać. W końcu z prędkością około stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę uderzył w drzewo. On zginął na miejscu. Porwana dziewczyna w stanie ciężkim jest teraz transportowana do szpitala wojewódzkiego we Wrocławiu. Niestety nie mogę udzielić więcej informacji.
Siedziałam i słuchałam uważnie podawane informacje. Od razu mnie coś tknęło, gdy Darek podał ulicę. Chwyciłam za telefon i wykręciłam numer, jednak automat powiedział, że telefon jest wyłączony. Postanowiłam jednak nie siać niepotrzebnie paniki. Spojrzałam na zegarek i była taka godzina, że Dominika spokojnie mogła być jeszcze z koleżanką, a telefon jej się rozładował. Mogła to być zupełnie inna dziewczyna. Poza tym uznałam, że miałam wystarczająco sporo nieszczęść w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Siadłam więc spokojnie na sofie z Jackiem, jednak coś mi nie dawało spokoju i dla upewnienia się zadzwoniłam do Darka.
-Olka, dobrze że dzwonisz. Miałem właśnie zadzwonić do ciebie- powiedział, nim zdążyłam się z nim jeszcze przywitać.
-Stało się coś?- zapytałam i z sekundy na sekundę zaczynałam tracić nadzieję, że to nie Dominika.
-Słuchaj, bo jest taka sprawa. Oglądałaś telewizję?
-Tak, widziałam cię- powiedziałam.
-No właśnie. Ta dziewczyna to Dominika Białach. Beata mi wszystko powiedziała. Ona żyje, ale jest w stanie krytycznym. Jest to już pewne, że ma złamany kręgosłup, ale więcej nie jestem ci w stanie powiedzieć- powiedział, a mi wypadł telefon z ręki. Myślałam, że limit nieszczęść już wyczerpałam, a tu kolejne. Nie wiedziałam, co robić jak to powiedzieć Ani. Przecież ona kompletnie sobie z tą wiadomością nie poradzi. To będzie dla niej kolejny cios. Zastanawiałam się, co jej powie. Z tego chwilowego letargu wyrwał mnie głos Jacka.
-Oleńko, co się stało?- zapytał czule, a ja spojrzałam na niego i oczy mi się zaszkliły.
-Ta dziewczyna z tego wypadku, o którym mówili w telewizji, to to...- chciałam powiedzieć, ale się rozpłakałam.
-Nie mów, że to Dominika?- spytał cicho Jacek, tak żeby Ania nie usłyszała. Ja kiwnęłam tylko smutno głową i zaczęłam się zbierać.
-Olka, gdzie idziesz?- Jacek podniósł się z sofy.
-A gdzie mogę iść teraz w tej chwili?
-No a co powiemy Ani?- Jacek złapał mnie delikatnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Powiedz, że Krzysiek musiał jechać na nocną zmianę z Emilką i poprosił mnie, żebym zajęła się Tośkiem, a jeśli chodzi o Dominikę, to powiedz, że została na noc u koleżanki, gdyby Ania się pytała- odpowiedziałam, dałam całusa Jackowi i wyszłam z mieszkania. Poszłam do auta i ruszyłam w stronę szpitala, który wskazał mi Darek. Byłam tam szybko. Długo nie musiałam szukać, bo przy drzwiach czekał już na mnie Darek.
-Co z nią? Gdzie Dominika? Żyje?- zadawałam pytania jak opętana.
-Przede wszystkim to się uspokój. Zaraz cię zaprowadzę pod salę operacyjną, ale teraz mnie posłuchaj- złapał mnie za ramiona delikatnie.
-Dominika jest w naprawdę w ciężkim stanie, ale lekarze robią wszystko co mogą. I jeszcze jedno. Znasz tego chłopaka?- zapytał Darek i pokazał mi zdjęcie zwłok chłopaka.
-Nie, pierwszy raz go na oczy widzę. Kto to?- zapytałam.
-Kierowca auta. On zginął na miejscu, ale potrzebujemy znać jego tożsamość.
-No ja wam nie pomogę, ale myślicie, że to on zabił Mikołaja?
-Sądzę, że tak, ale nie mogę ci tego jednoznacznie potwierdzić. Jak tylko dowiemy jak się nazywa, postaramy się znaleźć jego rodzinę i dowiedzieć się coś na ten temat. A teraz jak chcesz, możesz iść pod salę. Beata tam siedzi.
-Ok- odparłam i poszłam w stronę bloku operacyjnego, gdzie przesiedziałam długie godziny. To była dla mnie wieczność, jakby oczekiwanie na wyrok. W końcu wyszedł lekarz, który do mnie podszedł.
-Pani jest kimś z rodziny nastolatki?- zapytał mnie. Ja jednak nie miałam ochoty na wymyślanie bajeczek i powiedziałam wprost
-Nie, ale jestem jedyną bliską osobą tej dziewczyny, zaraz po jej młodszej siostrze. Opiekuję się nią od czasu śmierci jej ojca.
-Ok, to powiem pani...
***
Co powie lekarz? Jak to wszystko będzie wyglądać?
***
No i najważniejsze. Są już trzy zwiastuny serialu. Nadal jestem w szoku i siedzą mi głowie słowa Oli "Mój ojciec został zamordowany". Przez kilka dobrych minut siedziałam z otwartą buzią. Byłam gotowa na wszystko, ale nie na to.

środa, 17 lutego 2016

51.1

Ujrzałam kobietę i mężczyznę. Kojarzyłam tych ludzi, ale nie wiedziałam skąd. Dopiero po chwili mnie olśniło.
-Dzień dobry, państwo są...- nie dokończyłam, bo przerwała mi kobieta.
-Jesteśmy dziadkami Dominiki i Ani Białach- dokończyła, a wtedy utwierdziłam się w moim przekonaniu.
-Ola Wysocka, miło mi. A co państwa do mnie sprowadza? Skąd w ogóle mają państwo nasz adres?- zapytałam zdziwiona tymi odwiedzinami. Od około dwóch tygodni ich zięć nie żyje, a oni pojawiają się teraz i to jeszcze w dzień, w którym mamy wizytę tych kobiet.
-Policjanci nam powiedzieli, że możemy tutaj znaleźć nasze wnuczki- odpowiedział mężczyzna, a ja zastanawiałam się, kto był tak bezmyślny, żeby podać rodzicom Kamili nasz adres.
-Ola, kto to?- powiedziała Dominika, wychodząc z salonu, a potem stanęła jak słup soli, patrząc się na swoich dziadków- Co wy tutaj robicie?- zapytała nerwowo.
-To już nie można wnuczek odwiedzić?- odparł mężczyzna. Widziałam jak Dominika się gotuje w środku.
-Można, tylko szkoda, że tak późno- odpowiedziała mu nastolatka.
~Dominika~
Stałam w przedpokoju i byłam zdenerwowana. Nie wiedziałam co robić. Najchętniej to bym zaczęła wrzeszczeć na nich, ale nie chciałam robić scen. Wtedy przy drzwiach pojawiły się panie z opieki społecznej.
-Pani Aleksandro, my będziemy się już zbierać. Muszę powiedzieć, że naprawdę to spotkanie zrobiło na mnie wrażenie. Mamy pozytywną opinię, co do warunków mieszkania i relacji między panią, pani partnerem a dziewczynami. Mam nadzieję, że już niedługo będą mieli państwo prawa rodzicielskie do dziewczyn- uśmiechnęła się do nas, jednak ja nie miałam powodu do uśmiechania się. Wiedziałam, że babcia zaraz coś palnie i się nie pomyliłam.
-Przepraszam, czy ta pani ma być prawnym opiekunem dziewczynek?
-A pani kim jest?
-Ja jestem babcią Dominiki i Ani i chcę wiedzieć, co tu się wyrabia.
-Chcesz wiedzieć babciu, co się tu wyrabia? Nasz tata nie żyje! Wysłałam dziadkowi mejla z tą informacją, a wy nie zjawiliście się na pogrzebie ojca, nie zapytaliście się nawet jak się czujemy, a teraz my będziemy mieszkać z Olą i Jackiem- chcąc, nie chcąc się uniosłam i nakrzyczałam na dziadków, a potem uciekłam do swojego pokoju. Siadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Po jakichś piętnastu minutach usłyszałam, jak się otwierają drzwi do mojego pokoju. Ja tylko schowałam się pod kołdrą.
-Dominika- powiedziała delikatnie Ola i poczułam jak siada na moim łóżku- Co się stało?- zapytała, a ja wyszłam spod kołdry i siadłam po turecku na przeciwko niej.
-Olka, nie było ich, kiedy najbardziej ich potrzebowałyśmy. Napisałam dziadkowi mejla, że tata jest chory, a potem, że nie żyje i nie dostałam żadnej odpowiedzi, a teraz kiedy zaczyna się wszystko układać, to oni się zjawiają. Ja nie chcę z nimi mieszkać. Ja chcę mieszkać tutaj, z tobą i Jackiem. Ola, powiedz, że nie trafimy do babci i dziadka. Ola, proszę- mówiłam ze łzami w oczach. Ola siadła bliżej i mnie przytuliła.
-Dominika, ja was nie zmuszę do mieszkania z nimi i obiecuję, że zrobię wszystko, żebyście mieszkały ze mną i Jackiem. Nie wiem jak do tego wszystkiego sąd podejdzie, bo w końcu to twoi dziadkowie, ale liczy się też wasze dobro- Ola mi się starała to wszystko wytłumaczyć jakbym była w co najmniej wieku Ani, ale miała rację co do tego.
-Oni tu są?- zapytałam niepewnie.
-Tak- odpowiedziała niezadowolona Ola- Ale wiesz co, mam pomysł- odparła, a po chwili zeszła z mojego łóżka i poszła do salonu. Ja zrobiłam to samo.
-Przepraszam państwa, ale mamy zaplanowany wieczór i chcielibyśmy się do niego przygotować- zwróciła się do moich dziadków.
-My, to znaczy kto?- zapytała babcia.
-Ja, Jacek, Dominika i Ania. Więc grzecznie proszę, aby państwo opuścili nasze mieszkanie- powiedziała, pewna siebie Ola. Jacek z Anią na nas patrzyli pytająco.
-Ania z Dominiką idą z nami- odparł dziadek.
-Po moim trupie- Ola się wstawiła za nami.
-Tak, jeszcze zobaczymy. Ania, Dominika, zabierajcie swoje rzeczy- powiedziała babcia. Już chciałam coś powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek do drzwi. Postanowiłam pozwolić się kłócić Oli, a ja poszłam otworzyć drzwi. Gdy zobaczyłam, kto za nimi stoi, przeżyłam szok.
-Pani Joanna?- zapytałam, widząc kompletnie pijaną matkę Olki. Byłam kompletnie zdziwiona. W końcu została zatrzymana, gdy Ewa, partnerka ojca Oli, trafiła do szpitala. Do tego była poszukiwana przez policję w Warszawie i myślałam, że właśnie tam przebywam.
-Dominika, kto przyszedł?- zapytała Ola i w wyjrzała na przedpokój. Widać po niej było, że również doznała szokujące.
~Ola~
Gdy zobaczyłam moją mamę, myślałam, że zejdę tam na zawał. Chociaż dobrze, że przyszła teraz, a nie jak były te kobiety z mopsu, ale i tak nie zachwyciło mnie to.
-Mamo, co ty tutaj robisz?- zapytałam niepewnie.
-Przyszłam odwiedzić mojego synka, ale widzę, że ty też tu jesteś- odpowiedziała, wchodząc chwiejnym krokiem do mieszkania. Widać było po niej, że jest kompletnie nawalona.
-Ale mamo, jakim sposobem znalazłaś się tutaj? I dla twojej informacji Krzyśka tutaj nie ma- odparłam, starając się nie wpuścić jej dalej, bo bałam się tego, że rodzice Kamili zrobią wszystko, aby odebrać nam Dominikę i Anię, gdy dowiedzą się jaka jest moja mama.
-Słuchaj, a jest twój Jacuś?
-Nie odpowiedziałaś mi na zadane pytanie, to po pierwsze. A po drugie, to ja dzwonię do ojca- odparłam, biorąc telefon do ręki. Jednak zanim zadzowniłam, to w przedpokoju stali już dziadkowie dziewczyn, Jacek i Ania dodatkowo. Miałam dosyć tego dnia. Marzyłam, aby ten dzień skończył się jak najszybciej. Zastanawiałam się, co mnie jeszcze czeka tego dnia. Odpowiedź dostałam kilka godzin później, gdy patrol policji zabrał moją mamę, a dziadkowie Dominiki i Ani opuścili mieszkanie, a Dominika poszła spotkać się z przyjaciółką, a ja zostałam z Jackiem i Anią w mieszkaniu i spędzaliśmy wieczór przy grach planszowych i karaoke
******************************************
Jak myślicie, co się stanie? Czy coś zaburzy spokojny wieczór? Czy gdy Dominika będzie poza domem, to coś się wydarzy nieoczekiwanego?

niedziela, 14 lutego 2016

50.1

-To był atak padaczki pourazowej- oznajmił nam lekarz, a gdy to usłyszałam, zrobiło mi się słabo- Pani Olu, wszystko w porządku?- zapytał mnie lekarz, a ja pokiwałam głową, że tak, gdy już otrząsnęłam się po usłyszeniu wiadomości.
-I co teraz?- zapytałam niepewnie.
-Teraz to pan Jacek będzie musiał brać leki i przez wiele lat atak może się nie powtórzyć. No ale niewolno zapominać oczywiście o tym, żeby je wziąć. Ja teraz pójdę wypisać receptę i może pan wracać do domu, bo to nie ma sensu, żeby pan tutaj był- zwrócił się do nas i wyszedł. Podeszłam do okna i popatrzyłam w dal. Zastanawiałam się, jak teraz to wszystko będzie wyglądać. Czy ja sobie dam radę z tym wszystkim? Czy Jacek będzie umiał z tym żyć? Zadawałam sobie te wszystkie pytania, aż w pewnym momencie z tego wszystkiego wyrwał mnie czyjś dotyk na biodrach.
-Olka, o czym tak myślisz?- spytał mnie Jacek, kładąc swoją brodę na moim ramieniu- Znam to twoje spojrzenie. Martwisz się czymś.
-No martwię się. Chory jesteś, jak mam się nie martwić?- odparłam, obracając się w jego stronę i spoglądając głęboko w jego błękitne oczy.  Brakowało mi jeszcze tej jego blond czupryny, ale na nią musiałam poczekać. Musiała mi wystarczyć ta jego łysizna.
-Oj Ola, Ola- westchnął i mnie mocno do siebie przytulił- Z tym da się żyć. Sama słyszałaś, że atak może długo nie nastąpić. Poradzę sobie z tym- bardziej się przejmowałam tym wszystkim niż Jacek. Staliśmy tak dłuższą chwilę, aż przyszedł lekarz i wręczył Jackowi wypis, receptę oraz kartkę z tym, jak ma brać leki. Opuściliśmy szpital i wróciliśmy do domu.
Tydzień później, piątek
Od wczoraj mieszkamy z Jackiem w mieszkaniu Krzyśka. Jest o wiele lepiej nam w czteropokojowym mieszkaniu Krzyśka niż w trzypokojowym Jacka. Dzisiaj mamy mieć wizytę pań z mopsu w celu sprawdzenia,  czy dziewczynki mają godne warunki do życia. Nasza prawniczka, polecona przez mojego brata już zaczęła działać i mam nadzieję, że nic się nie spieprzy.
Rano wstaliśmy wszyscy około 9 i jak tylko zjedliśmy śniadanie, wzięłam dziewczynki na zakupy. Jacek w tym czasie odpoczywał po ataku padaczki, który miał wczoraj. Jak go dostał, to wpadłam w taką panikę, ale udało mi się w końcu opanować i daliśmy radę. Gdy wróciłyśmy, zrobiłyśmy obiad, zjedliśmy go i zaczęliśmy ogarniać przed wizytą. Około szesnastej przyszły panie z mopsu. Staraliśmy się wypaść jak najlepiej i szło nam to całkiem dobrze, do czasu.
-A jak się wam mieszka z Olą i Jackiem?- zapytała dziewczynki jedna z kobiet.
-Bardzo fajnie. Uczymy się dużo od Oli, a poza tym jest też zabawnie. Często się wygłupiamy w czwórkę- wymieniała Ania.
-No i jak ją poprosimy, to zawsze nas zabierze na cmentarz- dodała Dominika.
-Dogadujecie się?
-Tak i to bardzo. Ola nas doskonale rozumie- odpowiedziała Dominika. Patrzyłam z Jackiem na to wszystko z uśmiechem. Jednak jak to w życiu bywa, gdy coś idzie po naszej myśli, druga rzecz zaczyna się walić i tak było w tym przypadku. Kiedy tak siedzieliśmy i rozmawialiśmy, ktoś zapukał do drzwi. Przeprosiłam wszystkich i poszłam otworzyć drzwi. Tam ujrzałam...
******************************************
Przepraszam, że opowiadanie takie krótkie, ale mam obowiązki szkolne.
Jak myślicie, kogo ujrzała Olka?

niedziela, 7 lutego 2016

49.1

Jacek nic nie powiedział, tylko mnie przytulił. Byłam zdziwiona jego reakcją. Myślałam, że zacznie na mnie wrzeszczeć, wpadnie w furię, wyrzuci mnie z domu, a on mnie przytulił? To było zaskoczenie.
-Ola, nie płacz- zwrócił się do mnie i otarł moje łzy, które spływały mi po policzkach, po czym mnie namiętnie pocałował. Nie wiedziałam, co tym wszystkim sądzić. Pomyślałam sobie nawet, że to może być pożegnanie, że zaraz powie, żebym opuściła mieszkanie, ale nie.
-Ola, ja i tak nadal cię kocham. Rozumiem, że wtedy mogłaś być zdruzgotana, zagubiona i nie myślałaś na trzeźwo. Poza tym cenię sobie szczerość i to, że przyznałaś się do błędu.
-Ale, ale- zająknęłam się.
-Nie ma żadnego ale. I tak cię kocham. Nigdy nie spotkałem takiej cudownej kobiety jak ty- uśmiechnął się do mnie, a ja delikatnie odwzajemniłam ten uśmiech- To co? Idziemy spać?
-Ale ty naprawdę nie masz mi tego za złe?- dopytywałam.
-Nie ukrywam, że jest mi przykro, ale wolę to, niż gdybym się obudził i okazałoby się, że moja narzeczona popełniła samobójstwo, bo sobie nie radziła. A teraz chodź kochanie. Wziąłbym cię na ręce, ale chyba sama rozumiesz.
-Tak, chodźmy- odparłam i skierowaliśmy się w stronę sypialni. Położyliśmy się w łóżku i oboje zasnęliśmy. Byłam szczęśliwa, że mam tak wyrozumiałego narzeczonego. Myślałam, że nie będzie mnie chciał znać, a on jeszcze mnie zaciąga do łóżka. Mój kochany.
Obudziliśmy się rano w dobrych nastrojach. Byłam wtulona w Jacka. Z kuchni usłyszałam jak dobiegają jakieś rozmowy, a po chwili zobaczyłam w naszej sypialni Dominikę i Anię. Stały z tacą, na której były ułożone naleśniki i kubki z gorącą kawą.
-To dla was- powiedziała Ania.
-Dziękuję, ale nie trzeba było. Sama bym zrobiła śniadanie- odparłam, odbierając tacę od nich.
-Nie Ola, to my dziękujemy. Gdyby nie wy, a zwłaszcza ty Ola, trafiłybyśmu do domu dziecka, a stamtąd pewnie do rodziców, bo byśmy nie wytrzymały.
-Nie mów tak nawet. Chodźcie do mnie obie- powiedziałam i je przytuliłam. Potem obudziłam Jacka, a dziewczyny siadły na przeciwko nas i zjedliśmy śniadanie. Potem zaniosłam tacę do kuchni i się ogarnęłam. Zaplanowałam sobie, że dzisiaj spotkam się z Krzyśkiem i pogadam o tym mieszkaniu. Chciałam załatwić to jak najszybciej, bo w każdej chwili mogliśmy dostać wiadomość o wizycie. Chciałam jeszcze spotkać się z tą prawniczką, co pomagała odzyskać mojego bratanka. Z Krzyśkiem byłam umówiona na dwunastą. Ogólnikowo mu tylko powiedziałam, o co chodzi i poprosiłam go też o namiar do mecenas Tokarczyk, a on się zaoferował, że mnie zawiezie. Zgodziłam się na to.
Uszykowałam się do wyjścia, pożegnałam z Jackiem i udałam się na spotkanie. Z Krzyśkiem umówiliśmy się w mojej ulubionej kawiarni. Dotarłam tam po dziesięciu minutach spaceru. Mój brat już na mnie czekał.
-Cześć Olka- przywitał się.
-Cześć brat- siadłam naprzeciw niego.
-To o czym chciałaś pogadać?- zapytał.
-Tak jak już mówiłam, o mieszkaniu.
-Możesz jaśniej?
-Potrzebujemy z Jackiem czteropokojowego mieszkania.
-No i?
-Nie stać nas na wynajem, a w czwórkę w trzypokojowym mieszkaniu żyje się nienajlepiej, mało miejsca i w ogóle. No i to może nienajlepiej wpłynąć na ocenę mops-u, a w przyszłym tygodniu mamy mieć wyznaczony termin wizyty, a chciałabym, żeby wypadła ona jak najlepiej i czy zamieniłbyś się ze mną na mieszkania, ale to nie na długo. Potem z Jackiem pomyślimy o innym rozwiązaniu- powiedziałam.
-Olka, jak chcesz, to nawet i na stałe możemy się zamienić. Ja i tak sam mieszkam z Tośkiem i takie mieszkanie jest dla nas za duże, a wam się przyda. Ale pozwól, że zapytam. Nie myśleliście o wprowadzeniu się do mieszkania Mikołaja?
-Przyszło nam to do głowy, ale po pierwsze to ja nie wiem, co z nim będzie, a po drugie to wyobrażasz sobie, że dziewczyny mieszkają w mieszkaniu, gdzie zabito ich ojca?
-No nie.
-Właśnie. Dlatego ciebie się pytam.
-Przecież jesteś moją siostrą i jak już wspomniałem wcześniej, możecie nawet na stałe tam zamieszkać.
-Krzysiek, jesteś kochany- odparłam i go przytuliłam.
-To kiedy chcecie się wprowadzić?
-Nie wiem, może w ten weekend się wszystkim zajmiemy. Tylko tak, meble zostają te co są, czy zmieniamy.
-No już bez przesady. Jedyne co trzeba zmienić, to to, co jest w pokoju Tośka. W tym czwartym pokoju jest szafa na ubrania i łóżko, tylko biurko i jakiś regał na książki przydałoby się wstawić. Ogólnie jest urządzony tak, że którejś powinno się spodobać. No rzeczy z pokoju Tośka się zabierze i wstawi jakieś pod dziewczyny i będzie ok wydaje mi się-odparł Krzysiek.
-Czyli co, jutro zaczynamy?
-No pewnie. A teraz co? Jedziemy do Julii?
-Tak- odpowiedziałam i wstaliśmy od stołu. Tak szybko udało się nam to załatwić, że nawet nie zdążyliśmy kawy się napić. Udaliśmy się do auta Krzyśka, które było zaparkowane po drugiej stronie ulicy i ruszyliśmy w stronę kancelarii adwokackiej, do której dotarliśmy po trzydziestu minutach. Gdy weszliśmy do środka, przywitała nas sekretarka mecenas Tokarczyk i kazała nam chwilę poczekać, a po paru minutach wyszła do nas. Przywitała się z nami i zaprosiła nas do środka. Sprawiła wrażenie miłej, ale również i pewnej siebie.
-Pani jest siostrą Krzyśka?- zapytała.
-Tak- potwierdziłam.
-Krzysiek mi opowiadał po krótce o pani sprawie i myślę, że możemy dużo zdziałać w tej sprawie.
-No tylko, że jest kilka czynników, które mogą negatywnie wpłynąć na werdykt sądu. Po pierwsze nie jestem z moim partnerem w związku małżeńskim, po drugie na razie pracuję tylko ja, bo mój partner jest po ciężkim wypadku. Do tego koszt rehabilitacji, bo bez niej się nie obędzie- tłumaczyłam swoją sytuację, a ona patrzyła na mnie i mnie słuchała, a gdy ja skończyłam mówić, głos zabrała prawniczka.
-Pani Olu, ale proszę mi powiedzieć, czy pani chce, aby dziewczynki mieszkały z panią i pani partnerem, czy one chcą mieszkać z państwem? Czy się dogadujecie? Czy nie sprawiają pani dziewczynki problemu?
-Dziewczyny są dla mnie jak siostry. Owszem, może i jest między nami niewielka różnica, jeśli chodzi o wiek, ale ja zrobię wszystko, żeby było im jak najlepiej. Jeśli chodzi o problemy, to owszem są, ale mam wrażenie, że to tylko tymczasowe, związane ze śmiercią ich rodziców. Dogadujemy się świetnie, z resztą ja ich rozumiem doskonale, bo wiem co teraz czują z autopsji. One świetnie się czują u nas w domu, a ja i Jacek nie narzekamy na nudę. Fajnie, że z nami mieszkają, chociażbym wolała, żeby ich rodzice mogliby się nimi opiekować.
-Ok, rozumiem. Czyli ze strony psychologicznej nie ma jakichkolwiek przeciwwskazań. A co z dziadkami dziewczyn?
-Rodzice ich ojca nie żyją, a rodzice ich matki wyjechali za granicę po śmierci córki.
-Ok. Myślę, że możemy dużo zdziałać. Jeśli jest tak, jak pani mówi, to myślę, że bez problemu to załatwimy i wynagrodzenie oraz to, że nie jest pani w związku małżeńskim nie odegra wielkiej roli.
-Cieszy mnie to bardzo. Tak chcę, żeby z nami zamieszkały, poza tym one nie pasują do domu dziecka.
-Ja rozumiem. To może przejdziemy do formalności- zapropnowała, a ja się zgodziłam.
                                     ~
~Dominika~
Siedzieliśmy z Jackiem i oglądaliśmy telewizję. W którymś momencie postanowiłam pójść do kuchni, zrobić sobie kakao.
-Jacek, Ania, napijecie się czegoś?- zapytałam.
-Herbatę owo...- powiedziała moja siostra, ale zaraz potem krzyknęła przerażona- Domi, chodź tutaj, coś z Jackiem się dzieje.
-Co się dzieje?- odparłam, postawiłam na blacie kubek i udałam się do salonu, a na sofie zobaczyłam Jacka, który ewidentnie dostał ataku padaczki.
-Anka, szybko wykręć numer na pogotowie i daj na głośnomówiący- oznajmiłam, a ja położyłam Jacka, złapałam go za głowę i starałam się go przytrzymać.
-Pogotowie ratunkowe, słucham- usłyszałam po chwili.
-Proszę o karetkę na Buforową 15/19. Mężczyzna, lat około trzydzieści- ze zdenerwowania zapomniałam, ile ma lat- atak padaczki. Jest on po wypadku, gdzie dostał urazu głowy. Wczoraj wyszedł ze szpitala.
-Dobrze, a ma on stwierdzoną padaczkę pourazową?- zapytała mnie dyspozytorka.
-Nie, nie wiem. Nic nie mówił, a od wybudzenia się go ze śpiączki, to raczej pierwszy raz.
-A czy w ogóle cierpi na epilepsję?
-A skąd ja mam wiedzieć?!- krzyknęłam na kobietę ze łzami w oczach.
-Nie denerwuj się. Już wysyłam karetkę, a ty staraj się przytrzymać głowę.
-Robię to właśnie- odparłam i na chwilę zapadło milczenie, a po jakimś usłyszałam.
-Karetka będzie za maksymalnie pięć minut- powiedziała kobieta i się rozłączyła.
-Ania, zrzuć te poduszki, żebym miała więcej miejsca- odparłam.
-Ale Jackowi nic nie będzie?
-To tylko atak padaczki, od tego się nie umiera. Zadzwoń lepiej do Oli- odparłam i moja siostra tak uczyniła, a ja cały czas byłam przy Jacku i starałam się to wszystko opanować. Gdy czekałam te pięć minuta, a wydawało mi się, że to cała wieczność. Pomyślałam sobie trochę, że to trochę ironia. Jakiś czas temu chciałam, żeby Jacek poszedł siedzieć, a teraz go ratuję. W końcu doczekałam się tej karetki, która zabrała Jacka do szpitala na badania. Po jakimś kwadransie do domu wpadła zdenerwowana Ola.
-Co z Jackiem? Tak się przeraziłam, gdy Ania zadzwoniła.
-Spokojnie, to tylko atak padaczki- powiedziałam, starając się uspokoić Olę.
-Tylko? Tylko atak padaczki?
-Ej, uspokój się. Może lepiej pojedziemy do szpitala.
-Ok, masz rację. Nie ma co panikować- powiedziała już opanowana. My z Anią zarzuciłyśmy z Anią na siebie bluzy, założyłyśmy buty i wyszłyśmy z mieszkania, udając się do szpitala.
                                     ~
~Ola~
Byłam na spotkaniu z prawniczką, kiedy dostałam telefon od Ani, że Jacka zabrało pogotowie. Gdy przyjechałam, Dominika mi powiedziała, że to atak padaczki. Przeraziłam się, ale szybko się opanowałam, wsiadłam w auto i pojechałyśmy do szpitala. Szybko znalazłam neurologa, który zajmował się wcześniej Jackiem.
-Panie doktorze, co z Jackiem?- zapytałam.
-Właśnie do niego idę, ale proszę się nie denerwować. Atak już minął, ale proszę mi powiedzieć, pani narzeczony choruje na epilepsję?
-Jacek i epilepsja? To wykluczone, a przynajmniej nigdy nic mi nie mówił- odparłam.
-No nic, idę zrobić mu potrzebne badania.
-Ok, dziękuję- odparłam i siadłam na krześle. Odetchnęłam z ulgą, że przynajmniej atak już minął.
-Olka, jak on dostał ataku, to ja sietak przeraziłam- odparła Dominika.
-Ale już wszystko jest ok. Byłyście dzielne- odparłam i je przytuliłam.
Siedziałyśmy na korytarzu z półtorej godziny i nawet nie mogliśmy zobaczyć się z Jackiem, a lekarz nic nam nie chiał powiedzieć. Dopiero, gdy już mieli wszystkie badania, mogłam wejść do Jacka i wtedy do nas przyszedł lekarz.
******************************************
No i jest kolejne opowiadanie. No i pytania.
1) Czy Ola z Jackiem bez problemu otrzymają prawo do opieki nad Dominiką i Anią?
2) Co lekarz powie Jackowi?
3) Podobało się?

czwartek, 4 lutego 2016

48.1

-Po prostu się nie wyspałam- odparła, a my z Jackiem uśmiechnęliśmy się do siebie, ale to nie był koniec zwierzeń Emilii- Dziewczyny w nocy co chwila się budziły, a Dominika dostawała znowu jakieś dziwne sms-y typu, że to nie koniec zemsty.
-Ja pierdziele, czemu to takie skomplikowane?- westchnęłam.
-A w ogóle wiecie skąd są wysyłane sms-y?- zapytał Jacek.
-Albo z rynku, albo z dworca, albo z galerii handlowej.
-Sprytnie, ale mam pomysł- odezwał się Jacek, a my obie z Emilką spojrzałyśmy na Jacka- Gdyby tak załatwić nagranie z monitoringu na dworcu, rynku i w tej galerii, a potem porównać te trzy w momencie kiedy Dominika dostała sms-y z poszczególnych miejsc- powiedział, a my z Emilką się zaśmiałyśmy.
-Myślisz Sherlocku, że nasi technicy tego nie zrobili?- zapytała Emilka, wkładając talerz po śniadaniu.
-No nie wiem.
-Jacek, to już dawno zostało zrobione- powiedziałam, a w tym czasie w kuchni zjawiła się Ania, która jak tylko mnie zobaczyła, rzuciła mi się w ramiona.
-Ola, nie zostawiaj mnie samej na noc, ja spać nie mogłam- powiedziała ze łzami w oczach.
-Ale dlaczego, przecież była Dominika, Emilka.
-Ale całą noc mi się śniły koszmary, a gdy śpię u ciebie mam ich mniej.
-Ok Aniu. To naprawdę wyjątkowa sytuacja, która mam nadzieję się nie powtórzy.
-O, cześć Olka- w kuchni pojawiła się Dominika- Jak Ewa?
-Ok. Niestety poroniła, ale trzyma się lepiej niż ja, gdy straciłam dziecko.
-A co z twoją matką?
-Dominika, tylko nie nazywaj ją moją mamą- spojrzałam na nastolatkę, która stała w drzwiach kuchni. Miała czerwone oczy od płaczu.
-Ok, w ogóle znowu dostawałam anonimy w nocy, Ania płakała z powodu koszmarów, potem budził się Tosiek i się nie wyspałam- zaczęła narzekać.
-A myślisz, że ja to nie?- westchnęła Emilia.
-Następnym razem wyłącze telefon jak będę u ciebie spała.
-Spoko Dominika, nic się nie stało.
-W ogóle fajnie cię widzieć Jacek. Jak się czujesz?
-W miarę dobrze- mój narzeczony uśmiechnął się do nastolatki.
-Zbierajcie się dziewczyny, wracamy do domu- oznajmiłam, a one poszły do pokoju. Emilia w tym czasie zaczęła robić im śniadanie.
-Ej, może ci pomogę?- zaproponowałam, ale Emilka kazała mi siedzieć. Po jakimś czasie dziewczyny wróciły ubrane i uczesane. Zjadły śniadanie, umyły zęby i ja, Jacek, Ania i Dominika udaliśmy się do domu. Tam przygotowałam dla wszystkich obiad. Po obiedzie usiedliśmy w salonie na kanapie. Włączyliy telewizor i zaczęliśmy oglądać jakiś film, ale znudził nam się po kilkunastu minutach, więc wyłączyliśmy go. Dziewczyny poszły do pokoju, w którym spała Ania, a ja chciałam pogadać z Jackiem.
-To co? Będziemy rozmawiać z Krzyśkiem o tym mieszkaniu?- zapytałam.
-A mamy jakieś inne wyjście?
-No nie bardzo, tylko co z meblami, jeśli chodzi o urządzenie pokoju Ani i Dominice? Trzeba jakoś w ich stylu to urządzić, a niedługo ma zostać wyznaczona nam wizyta.
-W ogóle jakim cudem one nie trafiły jeszcze do domu dziecka? Ty musisz mieć chyba jakieś wtyki- uśmiechnął się do mnie Jacek.
-Pani psycholog rozmawiała z tymi kobietami i je przekonała, że one powinny być teraz z kimś, kogo dobrze znają i z kim czują się dobrze.
-A posłuchaJ, no bo rodzice Mikołaja wiem, że nie żyją, no a rodzice Kamili?- zapytał Jacek.
-Po jej śmierci wyjechali za granicę. Nie ma z nimi żadnego kontaktu.
-Czyli nawet nie wiedzą, że Mikołaj nie żyje?
-Gdyby wiedzieli, to by już dawno tutaj przyjechali i walczyli o wnuczki.
-A może to oni go zabili- zainsunował Jacek, a ja spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami. Pomyślałam, że ta śpiączka uszkodziła mu część mózgu odpowiedzialną za logiczne myślenie.
-Babcia albo dziadek wnuczce groźby karalne wysyła? To chyba najgłupsza wersja jaką słyszałam. Już rozumiem, że mnie ktoś może podejrzewać, ale dziadków? Odebraliby wnuką jedynego rodzica? To się nie trzyma całości.
-No w sumie. No ale to kto zabił Mikołaja?
-Nie wiem, ale tak bardzo się chcę tego dowiedzieć.
-Dowiemy się, zobaczysz- Jacek mnie przytulił- A słuchaj, pojechalibyśmy na cmentarz Ola. Chcę zobaczyć grób Mikołaja.
-Jeśli chcesz, to ok. Pójdę powiedzieć dziewczynką- wstałam z sofy i udałam się do pokoju, gdzie siostry o czymś dyskutowały. Chcą nie chcąc, podsłuchałam ich rozmowę. To o czym gadały, zmroziło mnie.
-Dominika, ale proszę. Strzel do mnie- powiedziała błagalnym głosem Ania. Ja weszłam do pokoju i ujrzałam jak młodsza z nich trzyma mój służbowy pistolet.
-Anka, oddaj to!- krzyknęłam na nią, wiedząc, że nie powinnam, ale przestraszyłam się wtedy bardzo- Skąd w ogóle to masz?
-Był u ciebie w szafce, w pudełku po butach- odpowiedziała.
-Pozwolił ci ktoś tam grzebać? Daj mi to, a potem sobie porozmawiamy. Teraz jedziemy na cmentarz- oznajmiłam. Ania oddała mi broń i zaczęła się szykować razem z siostrą. Ja wzięłam pistolet i wrzuciłam go sobie do torby, żeby odwieźć go do ojca. Wzięłam także pistolet Jacka. Zaczęliśmy się wszyscy szykować i po trzech kwadransach byliśmy na miejscu. Najpierw poszliśmy do cioci Luizy, a potem do Mikołaja. Stanęliśmy, pomodliliśmy się, a potem Ania zwróciła się do mnie ze łzami w oczach.
-Ola, przepraszam- powiedziała.
-Za co ty mnie przepraszasz?- spytałam, nie wiedząc o co jej chodzi, ale po chwili zrozumiałam.
-No wiesz, tylko mi brakuje rodziców.
-Ania, nie masz mnie za co przepraszać. Doskonale cię rozumiem, z resztą w domu ci coś pokażę.
-A co?
-Zobaczysz- powiedziałam. Jacek na mnie spojrzał dziwnym wzrokiem, ale ja nic nie powiedziałam.
Na cmentarzu byliśmy z dobrą godzinę. Potem zaczęło się ochładzać. W końcu mieliśmy październik. Udaliśmy się na parking, gdzie zostawiliśmy auto i ruszyliśmy w stronę domu.
W końcu po przebijaniu się przez korki, dotarliśmy na miejsce. Po drodze wstąpiliśmy do mojego ojca, żeby dać mu na przechowanie pistolety.
Gdy byliśmy już w mieszkaniu, Jacek poszedł zrobić nam herbatę wbrew mojej woli, bo uważałam, że powinien odpoczywać i do tego jeszcze te kule. No ale uparł się. Ja z kolei z dziewczynkami poszłam do salonu. Podeszłam do komody, gdzie trzymałam wszystkie papiery. Otworzyłam szufladę, gdzie znajdowały się wszystkie papiery z lat 2001-2006 i wyciągnęłam jedną z teczek. Siadłam na przeciwko dziewczyn i zaczęłam rozmowę.
-Ania, to co zrobiłaś, było bardzo nierozsądne. A gdyby ta broń wystrzeliła sama i trafiła, na przykład mnie albo Dominikę. Poza tym rodzice na pewno chcą, żebyś żyła. Nie chcą, żebyś zrobiła jakąś głupotę- tłumaczyłam jej spokojnie.
-Naprawdę przepraszam, ale to że nie ma ich z nami, to dla mnie trudne.
-Ja to doskonale rozumiem, ale miałam wam coś pokazać- odparłam i odsłoniłam bluzkę, pokazując na moje pokaleczone biodro- Zobacz, co sobie zrobiłam, gdy zmarła mi mama. Cięłam się, bo mi jej brakowało, ale żałuję tego i to bardzo. Blizny zostały, a moja matka jest w areszcie, bo okazało się, że żyje, a to moja ciocia zmarła. Co to mi dało? Nic mi nie dało, poza tym, że moje biodro wygląda tak, jak wygląda. Teraz, gdy jadę nad morze, muszę to zakrywać. Nie mogę sobie pozwolić na bikini. Zakładam albo jednoczęściowy strój, który to zasłania albo taki, który ma dłuższą górę i zakrywa mi te blizny. Poza tym jest jeszcze jedna rzecz- podałam dziewczyną teczkę. One ją wzięły i niepewnie otworzyły. Zaczęły to przeglądać. Po chwili odłożyły na stolik.
-Próba samobójcza?- zapytała z niedowierzaniem Dominika- Ty i samobójstwo?
-Mhm, lekarze mówili, że zostałam uratowana w ostatniej chwili, ale miałam wtedy pretensje do mojego ojca, że wezwał wtedy pomoc. Robiłam mu wyrzuty sumienia, czemu mi nie pozwolił odejść do mamy. Po tym wszystkim trafiłam do specjalnego ośrodka, gdzie przeszłam długą terapię. Gdy stamtąd wyszłam, byłam zupełnie inna, ale cieszę się, że ojciec mnie wtedy uratował. Gdyby nie on, nie byłoby mnie teraz tutaj, gdzie jestem.
-Czemu nam to opowiadasz?- spytała Ania.
-Bo chcę wam uzmysłowić, że nie warto. Wasza terapia z pewnością będzie trwała krócej, gdy nie będziecie robić tego, co ja.
-Ola ma rację Ania. Poza tym ja chcę za miesiąc wrócić do szkoły, a nie chcę opłakiwać dodatkowo twojej śmierci.
-Za miesiąc?- zdziwiłam się, gdy to usłyszałam. Ja pamiętam, że ja długo się zbierałam po śmierci "matki" i moja nauka przeciągnęła się aż o dwa lata.
-Nie chcę robić sobie zaległości. Poza tym rodzice pewnie nie chcieliby, żebym oblała szkołę.
-No skoro chcesz, to ja ci nie zabronię.
-Dzięki Ola.
-Ola!- usłyszałam głos Jacka z kuchni. Podniosłam się, bo wiedziałam, że skończył robić herbatę i potrzebuje, żeby je przynieść. Po chwili wszyscy już siedzieliśmy w salonie i popijaliśmy herbatę i włączyliśmy telewizję. Akurat leciał Titanic, więc go obejrzeliśmy.  Około dwudziestej pierwszej skończyliśmy go oglądać. Dziewczyny poszły się myć. Potem ja pomogłam Jackowi, a na samym końcu ja się umyłam. Kiedy skończyłam, poszłam do sypialni, gdzie czekał na mnie Jacek. Położyłam się obok niego, a on od razu mnie przytulił, ale ja czułam się niekomfortowo.
-Jak mi ciebie brakowało- powiedział, całując mnie w usta.
-Mi ciebie też- odparłam, starając zachować się naturalnie, ale mi to niezbyt wychodziło. Cały czas myślałam o tym, że zdradziłam Jacka. Bałam się mu powiedzieć. Nie wiedziałam jak zareaguje, dlatego starałam się dalej udawać kochającą narzeczoną, chociaż wiedziałam, że to strasznie dwulicowe. Dopiero, gdy Jacek zasnął, udało mi się wyjść do kuchni. Miałam wyrzuty sumienia i nie chciałam spać razem z Jackiem. Podeszłam do okna, nie zapalając światła. Stanęłam i patrzyłam się w dal. Po policzkach płynęły mi łzy. Po chwili usłyszałam kroki i w kuchni zapaliło się światło. Odwróciłam się i zobaczyłam Dominikę. Szybko otarłam łzy.
-Ola, nie śpisz?
-Nie mogłam zasnąć. A ty?
-Brzuch mnie boli. Przyszłam wziąć tabletkę. Ty płakałaś?- zapytała wyciągając szklankę z szafki i sięgając tabletki- Stało się coś?
-To nic takiego- skłamałam.
-Jak nic takiego?
-A wy co za nocne plotki urządzacie?- w kuchni pojawił się Jacek.
-Ja tylko po tabletkę przyszłam- odparła i połknęła, a potem wyszła z kuchni. Zostaliśmy z Jackiem sami.
-Słyszałem, że Dominika coś o płaczu mówiła. Stało się coś?- zapytał, a ja spojrzałam mu prosto w oczy. Nie chciałam przed nim tego ukrywać, ale bałam się jego reakcji. W końcu wzięłam głęboki oddech i zdobyłam się na odwagę, ale serce mi zaczęło mocno walić.
-Jacek, bo gdy ty byłeś w śpiączce to byłam zdruzgotana. Chciałam jakoś uciec od problemów. Spotkałam się ze starym kolegą, który nadal obraca się w świecie narkotyków i poprosiłam go o trochę amfy. Zażyłam ją, a potem poszliśmy do baru i wypiliśmy kilka piw. Oboje byliśmy tak wstawieni, że poszliśmy do jego mieszkania i nieświadomie wylądowaliśmy w łóżku- powiedziałam ze łzami w oczach. Teraz tylko czekałam na jego reakcję.
******************************************
No hej, przybywam z kolejnym rozdziałem. Jak wam się podoba? Jak myśicie, jaka będzie reakcja Jacka na wyznanie Oli? No i zapraszam do komentowania, bo smutno mi było, że ostatnio, pod opowiadaniem na konkurs był tylko jeden komentarz. Mam nadzieję, że teraz będzie więcej.