poniedziałek, 25 stycznia 2016

Opowiadanie na konkurs Słodkiej Misi

"Kryzys w związku"
Ola z Jackiem tworzyli szczęśliwy związek, jednak pewnego, feralnego dnia wszystko się zmieniło.
-Tak siostra... Oczywiście... Będę za jakieś dwadzieścia minut- Jacek rozmawiał przez zestaw głośnomówiący z Gosią, która była jego młodszą siostrą. Właśnie jechał do swojego rodzinnego domu. Był wieczór, już po zmroku. Miał tę noc spędzić u rodziców, ponieważ Ola umówiła się z koleżanką.
Jechał najostrożniej jak umiał. Nagle na pewnym, prostym odcinku drogi ujrzał kobietę. Była ubrana dosyć wyzywająco. Ale ta pani bardzo przypominała jego Olę. Zwolnił i ujrzał właśnie ją. Nie mógł w to uwierzyć. Olka zauważywszy, że auto zwalnia, uśmiechnęła się, ale zaraz z jej ust zszedł uśmiech, bo rozpoznała auto. Jacek wyszedł z auta i ją złapał mocno za rękę.
-Olka, kurwa! Możesz mi powiedzieć, co ty odpierdzielasz?!- krzyknął na brunetkę.
-Co ty tu robisz?- spytała zaskoczona Ola.
-Ja? Jechałem do moich rodziców. Lepiej powiedzi mi, co ty tutaj robisz?
-To nie tak jak myślisz. Jacek, ja ci wszystko wytłumaczę.
-Nic mi nie wytłumaczysz. A teraz wsiadaj do auta- powiedział stanowczo. Olka się posłuchała. Jacek wsiadł za kierownicę, zawrócił i pokierował się w stronę Wrocławia. Jechał dosyć szybko. W czasie jazdy zadzwonił do mamy, że będzie dużo później, ale i tak przyjedzie. Gdy skończył rozmawiać, Ola postanowiła jeszcze raz spróbować coś powiedzieć.
-Jacek, mogę ci to wytłumaczyć.
-Co ty mi chcesz tłumaczyć? Nie masz nic do tłumaczenia. Jesteś zwykłą dziwką i tyle.
-Ale...- Ola dalej próbowała, ale to nic nie dało.
-Zamknij się, chyba że chcesz, żebym wypadek spowodował- krzyknął kolejny raz. Ona się zamknęła i do Wrocławia się nie odzywała. Jacek starał się skupić na drodze, chociaż było mu trudno. W końcu dotarli na miejsce. Jacek znalazł miejsce parkingowe, wjechał i zgasił samochód. Odpiął pasy i wysiadł z auta. Olka uczyniła to samo. Udali się do bloku, do swojego mieszkania. Kiedy drzwi zostały zamknięte, Jacek zaczął awanturę.
-Kurwa, Olka, czy ty jesteś normalna? Policjantka, która daje dupę za pieniądze. Też mi coś. Oddaj pierścionek!- krzyknął.
-Ale Jacek...
-Oddaj go- powtórzył.
-Dasz mi coś powiedzieć w końcu, czy będziesz się na mnie wydzierał?- zapytała Ola, która już nie mogła tego wytrzymać.
-Nie, nie będę. A teraz idę spakować swoje rzeczy i jadę do rodziców. Tylko oddaj mi pierścionek, o albo kasę za niego. W końcu z pewnością masz jej sporo, skoro pracujesz na dwa etaty- mężczyzna wszedł do sypialni i trzasnął drzwiami. Wyciągnął spod łóżka walizkę i zaczął pakować swoje ubrania. Olka w tym czasie siadła na sofie w salonie i zaczęła płakać. Łzy jej leciały hektolitrami. Makijaż, który miała, spływał jej po twarzy. Postanowiła jeszcze raz porozmawiać z narzeczonym. Wstała z kanapy i poszła do sypialni. Stanęła w drzwiach i spojrzała na Jacka, który pakował.
-Jacek, proszę, porozmawiajamy.
-Nie mamy o czym gadać.
-Nawet się nie spytałeś, dlaczego to zrobiłam.
-No ja ci nie wystarczałem i tyle, co tu do tłumaczenia. Nie chcę cię znać- krzyknął i wyszedł z mieszkania. Poszedł do auta i ruszył w stronę swojego rodzinnego domu. Olka w tym czasie ze łzami rzuciła się na tapczan i przytuliła się do poduszki Jacka. Zaczęła płakać, a potem wstała i udała się do salonu. Wyjęła z szafki wino, wódkę i koniak. Potem poszła do kuchni po piwo, które miała w lodówce. Wróciła i siadła na sofie. Zaczęła konsumpcję alkoholi.

Dom rodziców Jacka
Jacek dojechał pod dom. Wjechał na podwórko i zgasił auto. Wysiadł z niego, wyciągnął walizki z bagażnika, zamknął auto i udał się do domu. Wszedł od razu i bez powitania pokierował się do swojego pokoju.
-Jacek, to ty?- krzyknęła Małgosia, która była w kuchni i szykowała kolację. Odpowiedziała jej cisza. Umyła więc ręce i poszła do pokoju brata. Zapukała. Znowu nikt się nie odezwał. Otworzyła delikatnie drzwi i weszła do środka. Zobaczyła Jacka, który leżał z czerwonymi oczami.
-Brat, ty płaczesz?- zapytała, chociaż i tak wiedziała, że płacze.
-Oczy podlewam- odpowiedział jej z ironią.
-A co się stało?
-I tak nie zrozumiesz, jesteś za młoda- powiedział- Możesz mnie zostawić samego?
-Jacek, mam siedemnaście lat. Myślisz, że nie zrozumiem? Powiedz brat, co ci leży na sumieniu. Z Olą coś nie tak?- dopytywała nieświadoma tego, co się wydarzyło w drodze do jego rodzinnego domu.
-Spierdalaj, nie rozumiesz kurwa, że chcę być sam?- wrzasnął na swoją siostrę, a ona przerażona reakcją brata, wyszła bez słowa. Matka policjanta słysząc to, w jaki sposób jej syn odzywa się do młodszej siostry. Postanowiła interweniować.
-Jacek, jak ty się do siostry odzywasz?- zapytała, stając w drzwiach- Co się stało? Coś z Olką?
-Ty też zaczynasz? Zostaw mnie w spokoju i wyjdź stąd!- krzyknął na matkę i zwrócił się twarzą do poduszki.
-Jacek, nie zachowuj się jak nastolatek. Co się stało?
-Nie wasz interes.
-Okej, jak będziesz chciał pogadać, to jestem w salonie- matka Jacka wyszła z jego pokoju, zamykając drzwi. Jacek nie miał zamiaru na razie mówić, co się stało. Postanowił napisać wypowiedzenie z pracy. Nie chciał pracować w jednym miejscu z prostytutką. Postanowił, że wyjedzie do Berlina, gdzie miał mieszkanie, które stało puste. Kiedy skończył, położył się spać.

Następny dzień, KMP Wrocław
Wszyscy policjanci siedzieli już w pokoju odpraw i czekali na komendanta. Prawie wszyscy. Nie było Jacka, który miał tego dnia wolne oraz brakowało Oli, która z niewiadomych przyczyn nie zjawiła się. Przed przybyciem Wysockiego, Mikołaj próbował dodzwonić się do Jacka, żeby dowiedzieć się co z Olą, a Emilia w tym czasie dzwoniła bezpośrednio do posterunkowej, ale gdy wszedł komendant, oboje schowali telefony do kieszeni. Wysocki zasiadł na swoim miejscu i spojrzał na zebranych policjantów.
-A gdzie Wysocka?- zapytał i spojrzał się na Białacha.
-Nie mam pojęcia- powiedział Mikołaj.
-Drawska? Może ty wiesz, co z Olką?- zwrócił się do sierżant.
-Ja też nie wiem- powiedziała kobieta.
-Zapała, Kownacka?
-Przykro mi panie komendancie, ale nie mam pojęcia- odparła Monika.
-Ja też- dodał Krzysiek.
-A może ktoś z Jackiem gadał?- spytał. Zaniepokoił się nieobecnością swojej córki. Wszyscy pokręcili głowami na 'nie'. Wysocki postanowił, że zadzwoni do niej później i przeszedł do odprawy. Na koniec poprosił, żeby patrol 05, w składzie aspirant Mikołaj Białach i sierżant Emilia Drawska, pojechał do mieszkania Oli i Jacka. Po odprawie wszyscy udali się wykonywać swoje zadania.

W radiowozie patrolu 05
-Myślisz, że Olce i Jackowi się coś stało?- zapytała Emilia, u której można było dostrzec zmartwienie.
-Nie wiem, ale to dziwne, że ani Olka, ani Jacek nie odbierają telefonów- powiedział Mikołaj, starając się skupić na drodze, co niezbyt mu to wychodziło.
-A może mieli jakiś wypadek? Jacek miał jechać do swoich rodziców przecież- sierżant zaczęła po mału panikować.
-Wątpię. Gdyby to był jakiś wypadek, Wysocki by już dawno wiedział- Mikołaj starał się uspokoić Emilię- Może Olka leży chora w łóżku i nie ma siły odebrać.
-Po pierwsze, za dużo razy dzwoniłam, a po drugie to Jacek mógłby odebrać- odparła.
-Sam nie wiem- powiedział Mikołaj.
Do osiedla, na którym mieszkała Ola i Jacek już nie odzywali się w ogóle. Dotarli tam po dwudziestu minutach. Wysiedli z auta i skierowali się do mieszkania ich przyjaciół. Mikołaj bez zastanawiania się, nacisnął na klamkę. Na ich szczęście, drzwi były otwarte. Weszli do środka i zaczęli się rozglądać. W końcu dotarli do salonu. To co tam zobaczyli, przeszło ich najśmielsze przypuszczenia. Na podłodze walały się butelki po alkoholu oraz zdjęcia jej i Jacka. Z kolei Ola siedziała na sofie jeszcze pijana i to w takim ubraniu, że zaskoczyło policjantów.
-Emilka, Mikołaj, jak dobrze jest was widzieć- powiedziała i chwiejnym krokiem podeszła do przyjaciół. Chciała ich przytulić, ale straciła równowagę i gdyby nie szybka ich rekacja, upadłaby. Posadzili ją na sofie spowrotem i usiedli obok niej.
-Olka, popatrz na mnie- poprosił, widząc nieobecny wzrok przyjaciółki- Gdzie jest Jacek?
-Jacek? Jacek się wyprowadził. Z resztą kto by chciał taką dziwkę jak ja- odparła.
-Emilka, otwórz okno. Śmierdzi tu jak w gorzelni- poprosił sierżant, a ona to wykonała. Mikołaj siadł na sofie.
-Co tu się stało?- zapytał.
-Gówno cię to obchodzi- wrzasnęła Olka.
-A właśnie, że nie. Powiesz mi, czy nie?
-Odwalcie się ode mnie wszyscy- krzyknęła.
-Nie dogadamy się z nią- oznajmił Mikołaj.
-No co ty nie powiesz?- powiedziała Emilka, odrobinę zażenowana.
-To co, izba wytrzeźwień?- zaproponował aspirant.
-A mamy jakieś inne wyjście? Przecież mamy służbę.
-No ale jakby ją na naszą komendę wziąć?- podrzucił pomysł Białach.
-A z jakiego paragrafu ją weźmiemy?
-A do Wysockiego jakby ją zaprowadzić?
-Taką pijaną? Odpada.
-Mikołaj, Emilka, może się napijecie- rzekła Olka, nalewając wina do lampki. Mikołaj widząc to, zabrał jej butelkę wściekły.
-Olka, ogarnij się w końcu. Emilka, to co robimy? Nie zostawimy jej tu samej.
-Nie mam pojęcia.
-Mikołaj, Emilka, a wiecie, że ja mam...

KMP Wrocław
Jacek właśnie podjechał pod komendę. Przyjechał, żeby złożyć wypowiedzenie. Zaparkował na swoim ulubionym miejscu i udał się do budynku. Pokierował się w stronę gabinetu Wysockiego. Denerwował się bardziej niż przed pierwszą randką. Stanął przed drzwiami i się zawahał. Nie wiedział, co ma powiedzieć komendantowi, a na pewno zacznie się dopytywać, dlaczego. W końcu zapukał.
-Wejść- usłyszał głos swojego niedoszłego teścia.
-Dzień dobry panie komendancie- przywitał się.
-Jacek, co ja ci mówiłem. Możesz mi mówić tato. W ogóle co z Olą? Od rana nie odbiera telefonów, ty tak samo.
-Wolałbym zwracać się panie komendancie- odparł Jacek.
-Nowak, co się z wami stało?
-Ze mną nic. Lepiej niech pan porozmawia ze swoją córką, a tutaj proszę wypowiedzenie- odparł i położył papiery na biurku. Wysocki ściągnął okulary i przetarł oczy.
-Chętnie bym z nią porozmawiał, gdyby zjawiła się w pracy. Nie wiesz, czemu jej nie ma?- zapytał Wysocki.
-Nie i nie obchodzi mnie to- odparł i wyszedł z gabinetu, zostawiając Wysockiego w osłupieniu. Mężczyzna chwycił za telefon i wykręcił numer do Olki, jednak znowu nikt nie odebrał. Postanowił zadzwonić do Emilki.
Jacek z kolei udał się do auta i ruszył w stronę galerii handlowej, żeby zrobić zakupy przed wyjazdem do Berlina. Miał zamiar wylecieć jutro rano. Nawet kupił sobie bilet. Pojechał na zakupy, a potem wrócił do domu.

Mieszkanie Oli
-...zwierzątko. O tutaj, to jest nowotwór. Ma na imię glejak- odparła, wskazując na głowę, a Mikołaj z Emilką popatrzyli na siebie kompletnie zdziwieni.
-O kurwa- powiedział Mikołaj.
-Ja pierdziele- dodała Emilka.
-Ona musi wytrzeźwieć. Zabieramy ją- oznajmił pewny siebie Mikołaj.
-A gdzie chcesz ją zawieźć?
-Do Kamili. Ona jest teraz w domu. Powinna się nią zająć, dopóki nie wytrzeźwieje.
-No ok.
-Olka, jedziemy- zwrócił się do koleżanki i pomógł mi spać.
-Zabierasz mnie do Francji? Zdobyłeś kasę?- Olka zaczęła coś mamrotać.
-Emilka, ona chyba oprócz alkoholu coś brała. Przeszukaj jej mieszkanie- odparł Mikołaj. Emilka nie szukała długo. Wystarczyło, że spojrzała na stół, który stał w kuchni. Leżał na nim woreczek z białym proszkiem. Otworzyła go i powąchała, ale szybko go zamknęła.
-Ona wzięła marichuanę- powiedziała, wchodząc do salonu- Olka musi mieć silny organizm. Aż jestem ciekawa, czy to jedyna taka torebeczka w jej domu i ile ona tego wzięła. No i ciekawe ile ma promili we krwi.
-Nie wiem, ale jedno jest pewne. Na pewno nie piła całą noc. Musiała spać kilka godzin, bo by tu martwa leżała.
-Mikołaj, nie mów tak.
-Emilka, jeśli Olka rzeczywiście ma tego glejaka, to ona by nie miała szans, gdyby non stop piła. Jeszcze ta maryśka.
-No tak. Dobra, jedziemy? Nie mogę patrzeć na nią w takim stanie.
-Ok, chodźmy- powiedział Mikołaj i zaczęli ubierać Olę do wyjścia. Gdy już mieli wychodzić, zaczął dzwonić telefon Emilki. Kobieta wyjęła go z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. Był to ich szef.
-Mikołaj, co ja mam mu powiedzieć?- zapytała zdenerwowana dowódcy. On szybko zaczął szukać w głowie pomysłu.
-Powiedz, że bardzo źle się czuje i zawieziemy ją do Kamili - odparł. Emilka tak też zrobiła, a Mikołaj w tym czasie po mału sprowadził Olę do auta. Emilia gdy uspokoiła Wysockiego, udała się do radiowozu i ruszyli w stronę, gdzie mieszkał aspirant. Na miejscu byli po trzydziestu minutach. Mikołaj znalazł wolne miejsce przy samej klatce, zaparkował auto i wysiadł z niego. Następnie to samo zrobiła Emilka i pomogli wysiąść Oli. Było bardzo ciężko. Potem udali się do mieszkania Mikołaja. Weszli na górę i zapukali. Drzwi im otworzyła zdziwiona żona Mikołaja.
-Mikołaj? A tej co się stało?- zapytała, spoglądając to na Olę, to na męża, to na Emilkę.
-Jest pijana i naćpana. Przypilnujesz jej? Wszystko wytłumaczę ci, jak wrócę z pracy, bo teraz to musimy jechać na patrol. Z resztą trzeba będzie z nią poważnie porozmawiać- oznajmił Mikołaj. Kamila się odrobinę oburzyła.
-A to nasza córka?
-Kamilia, nie żartuj teraz, to poważna sprawa. Z resztą pogadamy jak wrócę. Błagam.
-No dobra, połóżcie ją w salonie- zgodziła się.
-Dzięki kochanie- Mikołaj pocałował małżonkę i wprowadził Olkę do salonu. Potem wrócili do pracy.

Dom rodzinny Jacka
-No właśnie wrócił, zaraz z nim pogadam i dzięki za telefon Wojtek- powiedziała matka Jacka, która rozmawiała z ojcem narzeczonej jej syna. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że to już była jego narzeczona. Gdy tylko usłyszała, że Jacek wrócił, od razu udała się na przedpokój.
-Dlaczego to zrobiłeś?- zapytała, opierając się o ścianę.
-Ale co?- udał, że nie wie o czym mówi jego matka.
-Wypowiedzenie złożyłeś- oznajmiła.
-Czyli ojciec Oli już się poskarżył? Ale jeśli chcesz wiedzieć, to powiem ci. Wypowiedzenie złożyłem tylko dlatego, żeby nie pracować z dziwką- oznajmił, a potem udał się do swojego pokoju, zostawiając matkę zaskoczoną. Ona postanowiła wrócić do szykowania obiadu, ale jednak nie zdecydowała się zadzwonić do Wojciecha.

Dom Białachów
Mikołaj wrócił po kilku godzinach służby do domu. Ola jeszcze spała, a Kamila kończyła szykować obiad. Córki Mikołaja z kolei w swoich pokojach odrabiały lekcje. Kiedy Mikołaj zjadł już obiad, poszedł razem z Kamilą do salonu. Usiadł na fotelu, a jego żona usiadła mu na kolanach.
-To powiesz mi w końcu, co się stało?- zapytała Kamila wtulona w Mikołaja, patrząc na śpiącą Olę.
-Szczerze, to nie wiem zbyt wiele, ale to było tak, że Olka się nie pojawiła w pracy i Wysocki wysłał mnie z Drawską do niej. Zastaliśmy ją taką, jaką ją przywieźliśmy. Gdy tak staliśmy i rozmawialiśmy, ona nam powiedziała, że ma raka. Nie wiem ile w tym prawdy, bo była naćpana, ale mam nadzieję, że tak tylko powiedziała i nie jest to prawdą- mężczyzna opowiedział historię w wielkim skrócie.
-No a Jacek?
-Całą służbę próbowaliśmy się do niego dodzwonić, ale on nie odbierał. Wysocki nam powiedział, że Jacek złożył wypowiedzenie. Mówił jeszcze, że dzwonił do jego matki, ale ona też nic nie wie.
-No to nie za ciekawie to wszystko wygląda- podsumowała Kamila i w tym momencie Ola zaczęła się budzić. Siadła na sofie i rozejrzała się po pokoju. Jej wzrok utkwił na małżeństwie.
-Co ja tutaj robię?- spytała, łapiąc się za głowę, która ją bolała.
-Przywieźliśmy cię z Emilką do mnie. Byłaś pijana i naćpana- wyjaśnił Mikołaj.
-Ola, co się stało?- zapytała Kamila troskliwym głosem. Młodsza kobieta spojrzała na mężczyznę.
-Możemy pogadać we dwie?
-Wolałbym być przy tym- odparł Mikołaj, ale jego żona skarciła go wzrokiem.
-Zostaw nas- oznajmiła, a Mikołaj poszedł do sypialni- Ola, powiesz mi co się stało? Mikołaj przywiózł cię z Emilką kompletnie pijaną i do tego naćpaną.
Ola już miała odpowiedzieć, ale do salonu weszły Dominika z Anią.
-Mamo, możemy iść do kina?- zapytała starsza córka Białachów.
-No jasne, w kuchni na lodówce leży kasa jeśli potrzebujecie- oznajmiła. Dziewczyny wzięły pieniądze i wyszły.
-No możesz mówić.
-To było miesiąc temu. Zaczęłam mieć nudności, wymiotowałam i bolała mnie głowa. Myślałam, że jestem w ciąży i uznałam, że pójdę do ginekologa. On jednak temu zaprzeczył. Nie ukrywam, że się rozczarowałam, ale lekarza zaniepokoiły moje objawy, dlatego zlecił mi, żebym poszła do lekarza pierwszego kontaktu. Tak też zrobiłam. On mnie skierował na odpowiednie badania, jednak dzień przed nimi pojechałam na zakupy i dostałam ataku padaczki, co mnie przeraziło, bo nie cierpię na epilepsję. Zabrano mnie do szpitala. Tam zrobiono mi szczegółowe badania i wyszło, że mam glejaka wielopostaciowego. Jak to usłyszałam, to się przeraziłam. Przed Jackiem ten fakt ukryłam. Bałam się mu o tym powiedzieć. Rozmawiałam z kilkoma lekarzami i każdy powiedział, że się nie podejmą operacji usunięcia, bo to za duże ryzyko. Proponowali mi chemię, ale ja nie chciałam. Uznałam, że nie chcę martwić Jacka i ojca. Zaczęłam szukać kliniki i znalazłam jedną we Francji, tylko koszt jaki trzeba ponieść jest zbyt duży i postanowiłam sama uzbierać kasę. Dwa dni pracowałam jako kelnerka, ale uznałam, że to nic nie da i zacząłem być prostytutką. Uzbierałam już dużo kasy, ale Jacek jadąc wczoraj do swoich rodziców, zauważył mnie jak stałam. Nawet nie chciał się mnie słuchać. Spakował walizkę i wyjechał. Potem pamiętam, że wzięłam wszystkie alkohole jakie miałam w domu, a potem to już urwał mi się film- Kamila wysłuchała historii Aleksandry, bez przerywania jej, a potem odparła.
-Ola, tak mi przykro, ale wiesz, że będziesz musiała powiedzieć o tym tacie i Jackowi?
-A co ja mam powiedzieć? Jacek nie będzie chciał ze mną gadać. A ojcowi nie chcę nic mówić. Myślałam, że uzbieram wystarczającą ilość kasy, tak żebyśmy mogli z Jackiem we dwoje wyjechać, a ojcu powiedziałabym, że znaleźliśmy lepszą pracę. Poza tym nie chcę, żeby patrzył jak kolejna bliska mu osoba cierpi.
-Słuchaj Ola, ale gdybyś im powiedziała, jak się sprawy mają i nie okłamywała ich od samego początku, to może w trójkę może byście coś lepszego wymyślili?- zasugerowała Kamila.
-No może, ale ja naprawdę nie chciałam ich martwić. Ojciec tyle przeszedł, gdy moja matka umierała na raka. Nie chiałam, żeby patrzył jak jedyna bliska mu osoba cierpi, bo ja bym wtedy cierpiała podwójnie. A Jackowi nie powiedziałam, bo bałam się, że jak się dowie, to mnie zostawi i wolałam jakoś inaczej to rozegrać, ale najwyraźniej mi nie wyszło.
-Oj Ola, Ola. Nie wiem, co ci powiedzieć, bo nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, ale wiem jedno. Musisz powiedzieć o tym ojcu, no i Jackowi.
-Ale on ma mnie za dziwkę i chyba rzeczywiście nią jestem.
-Nie mów tak Ola, wcale nie jesteś dziwką. Spróbuj porozmawiać z Jackiem.
-No może masz rację, ale najpierw to muszę wszystko przemyśleć. Dzisiaj nie jestem jeszcze w stanie z nim rozmawiać.
-No jasne Ola.
-Kamila, przyniesiesz mi coś do picia- zapytała Ola. Żona policjanta bez słowa się podniosła i poszła do kuchni po szklankę soku pomarańczowego.
-Olka, a może chcesz spać dzisiaj tutaj?-zaproponowała Kamila.
-A mogę?
-No jasne- kobieta uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki swojego męża.
-Dzięki- Ola podeszła do Kamili i ją przytuliła.
-Jeszcze jedno Ola. Zawsze możesz liczyć na mnie i Mikołaja. Pamiętaj o tym.
-Dobrze wiedzieć.
-Już skończyłyście?- do pokoju wszedł Mikołaj.
-Tak, mógłbyś pojechać po rzeczy Oli. Postanowiłam, że tą noc spędzi u nas.
-A czemu nie skosultowałaś tego ze mną?- Mikołaj zapytał, udając oburzonego.
-A to też moje mieszkanie. Jedź- Kamila rzuciła klucze od auta mężowi. Mikołaj wyszedł, a kobiety zaczęły szykować kolację. Ola jednak cały czas o tym wszystkim myślała, ale starała się zapomnieć.

Trzy miesiące później
Ola powiedziała swojemu ojcu o wszystkim. Był zrozpaczony po tym co usłyszał. Próbowała również pogadać z Jackiem i z jego rodzicami oraz z siostrą, ale jej były narzeczony wyjechał, a jego rodzina jak usłyszała od niego to, że Ola zarabiała pieniądze poprzez spotykanie się z innymi, zaczęli jej unikać i nawet nie powiedzieli co z Jackiem. Kobiecie przy pomocy przyjaciół, udało się uzbierać pieniądze na operację. Wyjechała razem z ojcem do Francji, godząc się z tym, że może już nigdy nie zobaczyć Jacka.
Któregoś dnia Emilia dostała telefon od swojego szefa. Dowiedziała się, że Oli stan pogarsza się z dnia na dzień. Chemia już nie bardzo jej pomagała, a kolejne operacje pogorszyłyby tylko jej stan. Wysocki nie wiedział co robić, dlatego powiadomił Emilkę oraz Mikołaja, jej przyjaciół. Oni postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Priorytetem było odnalezienie Jacka. Pojechali do domu rodziców Jacka. Początkowa reakcja była taka, jaką przypuszczali. Matka Jacka zamknęła im drzwi przed nosem, ale Emilka postanowiła dalej walczyć.
-Proszę pani, niech pani z nami porozmawia- krzyknęła Emilka. Drzwi się otworzyły.
-Albo pani stąd pójdzie, albo wezwę policję- ostrzegła, jednak to nie wpłynęło w żaden sposób na parę policjantów.
-My musimy wiedzieć, gdzie jest Jacek.
-Niby dlaczego?
-Bo Ola, ona, ona...- Emilka się zacięła i zaczęły jej lecieć łzy.
-Ola jest poważnie chora- skończył Mikołaj. Matka Jacka popatrzyła na znajomych syna.
-Wejdźcie- poddała się. Emilka z Mikołajem opowiedzieli całą historię niedoszłej teściowej przyjaciółki. Gdy ona ich wysłuchała, wstała od stołu, podeszła do komody i zapisała coś na kartce. Podała im ją. Emilka spojrzała na panią Nowak, a potem na kartkę.
-Tam mieszka Jacek teraz.
-Dziękujemy- Emilka z radości, że udało jej się zdobyć adres Jacka. Teraz mogła go sprowadzić do Francji. Już na drugi dzień miała kupiony bilet do Berlina. Kobieta miała lecieć sama, bo wychodziło taniej, jak Mikołaj poleci do Francji i spotkają się na miejscu.
Na drugi dzień Emilia wyleciała z Polski do Berlina około siódmej rano. Pod wskazanym przez mamę Jacka adresem, pojawiła się około dziesiątej. Pod osiedle, gdzie według pani Nowak miał przebywać jej syn, Emilkę zawiozła taksówka. Kobieta zapłaciła za nią i udała się pod blok, którego numer miała na kartce. Miała dużo szczęścia, bo ktoś akurat wychodził z klatki, gdzie znajdowało się mieszkanie jej znajomego. Weszła i udała się windą na odpowiednie piętro. Gdy stała już przed drzwiami, wzięła głeboki oddech i w końcu zapukała. Jacek w tym czasie oglądał telewizję, jakiś niemiecki talk-show. Leżał na sofie z butelką piwa w ręku. Niechętnie podniósł się, żeby otworzyć drzwi. Kiedy zobaczył, kto postanowił go odwiedzić, zaniemówił, ale tylko na chwilę. Gdy pierwszy szok minął, zaczął 'rozmowę'.
-Olka cię tu przysłała?- zapytał oschle, ale gdzieś w głębi duszy się ucieszył, że ktoś go odwiedził.
-Nie, ona nawet nie wie, że tutaj jestem. Musimy porozmawiać o tym, co wydarzyło się w Polsce, za nim zniknąłeś. Ale jedna zasada. Ja mówię, ty słuchasz- ostrzegła go stara znajoma. Niechętnie przystał na jej propozycję.
-Znam całą historię Jacek. Wiem więcej niż ty, bo oczywiście ty jak każdy facet, nawet nie chciałeś jej wysłuchać.
-Ale Emilka...- zaczął, ale ona go uciszyła.
-Warunek- przypomniała- Jacek, wiesz, gdzie jest teraz Ola?- Jacek stał i się nic nie odzywał- Jacek?- Emilia powtórzyła jego imię.
-No kazałaś mi się nie odzywać- usprawiedliwił się.
-Kurwa, facet! Weź się w garść. To jak? Odpowiesz mi, czy mam ci sama pokazać?
-No nie wiem.
-Ok, więc pakuj się!- Emilka podniosła głos na mężczyznę.
-A co, zabierasz mnie na romantyczną podróż?- Jacek zakpił z Emilki.
-Ta, chyba w następnym wcieleniu kurwa, a teraz zapierdalaj po walizkę i się pakuj- kobieta zaczynała tracić po mału cierpliwość.
-No ale mi nie powiesz, dokąd jedziemy?
-Pokażę ci dwa zdjęcia jak będziemy w samolocie- oznajmiła Emilka. Jacek się poddał w końcu i zaczął pakować. Był ciekawy, co wymyśliła Emilka.
Po dwóch godzinach siedzieli już w samolocie. Wtedy Emilka postanowiła, że pokaże mu zdjęcia. Wyjęła telefon i zaczęła szukać odpowiednich zdjęć. W końcu je znalazła.
-Widzisz tą dziewczynę?- pokazała Jackowi zdjęcie Oli, na jednej z imprez, która była zorganizowana specjalnie dla niej.
-No Olka- powiedział, a Emilka przewinęła dalej i pokazała mu zdjęcia, o które poprosiła Emilka, żeby wysłał jej Wysocki. Na tym zdjęciu Ola leżała na łóżku szpitalnym we francuskiej klinice. Było do niej podłączonych mnóstwo kabelków. Na głowie miała bandaż po operacji. Tym zdjęciem Emilka chciała wzbudzić poczucie winy w Jacku. Taka manipulacja emocjonalna.
-To też Ola?- zapytał niepewnie.
-Tak, ma guza mózgu. Ostatnio wyniki były zadowalające, ale przedwczoraj Wysocki zadzwonił do mnie, prawie płacząc i powiedział, że Olki stan się pogarsza. Dostała spastyczności, czy coś takiego.
-O cholera, ale czemu mi nie powiedziała wcześniej?
-Bo najpierw chciała zebrać pieniądze na operację.
-Nie wierzę- Jacek przejechał dłonią po swoich blond włosach- Teraz lecimy do Francji?- zacisnął wargi, żeby nie wybuchnąć płaczem. Zaczął się obwiniać, dlaczego jej nie wysłuchał. Był wściekły sam na siebie. Do końca lotu się nie odzywał. Zastanawiał się, co teraz się dzieje z Olą. Jak się teraz czuję, czy bardzo cierpi. Czy Ola go jeszcze będzie pamiętać, czy w ogóle jeszcze kogo kolwiek jest w stanie jeszcze rozpoznać. Te wszystkie pytania chodziły mu po głowie, dopóki nie dotarli na miejsce.

Francja
Samolot wylądował. Na lotnisku czekał na nich już Mikołaj. Przywitał ich, jednocześnie ochrzaniając przy tym Jacka. Był na niego wściekły. Potem udali się do hotelu, zostawili bagaże i pojechali taksówką do szpitala. Tam czekał na nich Wysocki, który miał czerwone oczy od płaczu.
-Co z Olą?- zapytała Emilia, siadając obok szefa.
-To napięcie trochę ustąpiło, ale wciąż się utrzymuje. A w ogóle co tu robi Jacek?- odparł Wysocki, po czym spojrzał na blondyna.
-Udało mi i Mikołajowi się go tu ściągnąć.
-Proszę pana, mogę wejść do Oli?- spytał. Wysocki popatrzył na niego złowrogim spojrzeniem.
-Idź- powiedział, a Jacek niepewnie wszedł do sali, gdzie leżała Ola. Widok jej, leżącej tak, ze zgiętymi rękoma, spowodowane spastycznością, przyprawił go o łzy. Siadł obok niej i złapał za dłoń.
-Oleńko, przepraszam, że cię nie wysłuchałem i cię zostawiłem, i to w takim momencie życia, ale błagam, ty mnie nie zostawiaj. Chcę, żeby ten kryzys okazał się epizodem, który niewiele wniesie do naszego życia. Żeby to była kłótnia, po której nie będzie śladu. Nie możesz mnie zostawić. Rozumiesz?- wtedy jej mięśnie się rozluźniły jak za dotknięciem magicznej różdżki. Saturacja, która była niewysoka, wzrosła. Jacek zastanawiał  się, co się dzieje. Ola zaczęła się krztusić. Lekarze wbiegli i wyprosili Jacka z sali. Zaczęto ją rozintubowywać. Po jakimś czasie pozwolono im wejść. Jednak Ola ich nie rozpoznawała. Każdy próbował jej przypomnieć co kowiek, ale ona ich nawet nie poznawała. Lekarz tłumaczył, że to normalne. Wieczorem opuścili wszyscy szpital.

2lata później
Oli, dzięki pomocy najbliższych, udało się odzyskać zdrowie. Każdy był w szoku i uznawali to za cud. Wszyscy byli przekonani, że to dzięki Jackowi. Związek Oli i Jacka musiał przeszedł naprawdę poważny kryzys, ale Ola odzyskała w końcu zdrowie i Jacka. Jacek z kolei odzyskał zdrową Olę. Teraz gdy tak każdy patrzy na to wszystko, zastanawia się, czy gdyby nie kłótnia Oli i Jacka, to czy ktoś by się dowiedział, czy gdyby okazało się, że Jacek pojechałby z nią do Francji, Ola by nie przeżyła tego. Ale starali się tego wszystkiego nie rozpamiętywać, cieszyli się, że kobieta jest z nimi. Z Jackiem wzięła ślub. Przez chorobę jednak nie może mieć dzieci i postanowili adoptować dziecko. Żyli długo i szczęśliwie. No prawie szczęśliwie, mimo niektórych kryzysów, ale już nie tak poważnych jak ten.

wtorek, 12 stycznia 2016

47.1

-Ależ oczywiście, że tak- powiedziała, a ja i Jacek zaczęliśmy bić brawa. Ojciec założył jej na palec pierścionek, a potem się pocałowali.
-To witaj w rodzinie- powiedziałam zadowolona. Cieszyłam się, że tata zaczyna układać sobie życie. Poza tym co raz bardziej zaczynałam lubić tą Ewę. Z początku myślałam, że to zakochana w sobie, pusta lalunia, ale jak ją poznałam bardziej, stwierdziłam, że to spoko babka.
-To kiedy ślub szefie?- zapytał Jacek.
-A wy kiedy dzieci?- spojrzeliśmy z Jackiem na siebie, nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Porozmawiamy o tym, jak już wszystko się ustabilizuje. Jacek wróci do formy, znajdziemy większe mieszkanie, dostaniemy prawa do córek Mikołaja i znajdzie się jego zabójca- powiedziałam.
-No tak, racja- odparł mój tata.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę u Ewy, potem Jacek poszedł do swojej sali, a ja, tato i Krzysiek wróciliśmy do domu. Ania i Dominika miały tę noc spędzić u Emilki razem z Tośkiem. Weszłam do mieszkania i rzuciłam torbę na ziemię. Udałam się do kuchni, napiłam się wody, a potem poszłam do sypialni. Przebrałam się w piżamę i położyłam się w łóżku, pod ciepłą kołdrą.
-Córeczko, przepraszam cię- powiedziała brunetka, która z pozoru przypominała mnie, ale była o wiele ode mnie starsza.
-Nie nawidzę cię- wrzasnęłam- Dzwoń lepiej na pogotowie!- rozkazałam jej, a ja w tym czasie przeszłam do udzielania pierwszej pomocy Jackowi, który leżał w bezruchu przez postrzelenie. Przez moją matkę. Kobietę, która mnie urodziła. Mój narzeczony, mój Jacek. Szybko zatamowałam krwawienie i ułożyłam go w bezpiecznej pozycji. Spojrzałam na matkę piorunującym wzrokiem.
-Jeśli on tego nie przeżyje, dopilnuje, żebyś resztę swojego życia spędziła w pierdlu- wycedziłam, a potem zaczęłam błagać Jacka, żeby nie umierał. Potem przyjechała karetka i zabrała go do szpitala, a ja zadzwoniłam na policję i do ojca, który mnie zawiózł do Jacka. Gdy dotarliśmy na miejsce, trwała jego operacja. Po sześciu godzinach lekarz wyszedł z sali operacyjnej.
-Pani jest kimś z rodziny?- zapytał mnie.
-Jestem narzeczoną- odpowiedziałam.
-Tak mi przykro, ale on nie żyje- usłyszałam od lekarza.
Obudziłam się cała zgrzana. Odetchnęłam z ulgą, że to był tylko koszmar senny. Spojrzałam na zegarek, była szósta trzydzieści. Po tym śnie byłam pewna, że nie będę w stanie zasnąć. Poszłam do kuchni napić się wody, a następnie wziąć prysznic, bo nie wzięłam go przed spaniem. Potem wysuszyłam włosy i ubrałam się w ciemne dżinsy i jasny top. Poszłam zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie gofry. Nie wiem czemu, ale naszła mnie na nie ochota. Zjadłam je i uszykowałam się do wyjścia. Po Jacka miałam być o dziewiątej, ale chciałam jeszcze zajrzeć do Ewy. W szpitalu byłam około ósmej trzydzieści. Zaszłam do Jacka, powiedzieć mu, że idę jeszcze do Ewy. On w tym czasie się pakował.
-Cześć- przywitałam się z nią.
-Hej- odpowiedziała.
-Jak się czujesz?- zapytałam, siadając na krzesełku, które stało przy łóżku.
-No w miarę. Co prawda przykro mi, że tej kruszynki nie ma z nami, ale jakoś to będzie.
-Pewnie teraz bawi się z kruszynką moją i Jacka tam w niebie- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Pewnie tak- odwzajemniła mój uśmiech- W ogóle co z twoją matką?
-Sama nie wiem. Nie gadałam jeszcze z koleżanką, która przyjechała do zdarzenia, ale wiem jedno. Nie nawidzę tej kobiety. Żałuję, że to była ciocia Luiza, a nie moja matka. Szkoda, że to nie ona zachorowała na tego raka. Przynajmniej by nas tutaj teraz nie było- powiedziałam, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Nie wierzyłam sama w to, co mówię, ale taka była prawda. Moja matka mogła umrzeć.
-Ej, nie mów tak. To ona dała ci życie, to dzięki niej jesteś kim jesteś- zaczęła Ewa, a mi po policzkach zaczęły płynąć łzy- Jakby nie patrzeć, to twoja mama. Może się pogubiła, ale to wciąż ta sama kobieta, która nosiła cię dziewięć miesięcy pod sercem- kontynuowała.
-A twoja mama?- zapytałam, ale nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, jaką usłyszałam.
-Ona nie żyje. Gdy byłam w trzeciej klasie podstawówki, jakiś pijak potrącił ją na oczach moich i taty. Krótko po tym mój ojciec popełnił samobójstwo. Rzucił się pod pociąg. Wychowała mnie ciocia z babcią- oznajmiła i widziałam, jak jej oczy stają się szklane.
-Przepraszam, nie wiedziałam- powiedziałam przygaszona tym, co uslyszałam. Zrozumiałam, że źle ją na samym początku oceniłam. Z dnia na dzień poznawałam ją co raz bardziej i co raz więcej zzyskiwała w moich oczach.
-Nic się nie stało. Już się z tym zdążyłam pogodzić, ale widoku mojej mamy, leżącej na masce samochodu nigdy nie zapomnę. Doceń to, że twoja mama żyje i nie życz jej śmierci, bo to najgorsze co może być, bo nigdy nie wiadomo, co nas w życiu czeka- powiedziała, a ja jeszcze raz analizowałam jej słowa.
-No ale przez nią moja siostra albo braciszek nie żyje.
-Olka, czasu się nie cofnie. Ale nie życz swojej matce śmierci, bo to może się obrócić przeciwko tobie- tłumaczyła mi, a ja nie wierzyłam w to, co słyszę. Można się od niej wiele nauczyć, a ja z początku jej tak nie doceniałam.
-Nie przeszkadzam?- usłyszałam znajomy głos. Spojrzałyśmy z Ewą w stronę drzwi i zobaczyłyśmy Jacka.
-Nie, nie.
-Ola, jak chcesz sobie pogadać, to odwieź mnie do domu, a potem możesz sobie tutaj przyjechać- oznajmił. Spojrzałam na Ewę.
-No co się tak patrzysz, idź z Jackiem. Przecież po niego chyba przyjechałaś- uśmiechnęła się do mnie, a ja wykonałam jej prośbę. Poszłam z Jackiem po torbę, a potem udaliśmy się po wypis. Następnie skierowaliśmy się w stronę auta i ruszyliśmy w stronę osiedla, na którym mieszkała Emilka, żeby odebrać Dominikę i Anię. Byliśmy tam pół godziny od wyjścia ze szpitala. Zaparkowałam samochód na wolnym miejscu.
-To co, idziemy?- zapytałam zamyślonego Jacka, który patrzył gdzieś w dal.
-Tak, tak- powiedział i odpiął pasy. Wysiedliśmy z auta i weszliśmy do bloku Emilki. Mieszkała na samej górze, więc wsiedliśmy do windy. Gdy dojechaliśmy już na odpowiednie piętro, drzwi windy się otworzyły i wyszliśmy z niej. Zapukałam do drzwi, a po chwili otworzyła mi je Emilka, która nie była najwyraźniej w sosie. Dziewczynki z Tośkiem jeszcze spali, więc staraliśmy zachowywać się cicho.
-Stało się coś?- zapytałam, widząc koleżankę, która próbowała wmusić w siebie kanapkę.
-Nic, a co się miało stać?- odparła, ale wiedziałam, że to nic, znaczy coś.
-Emilka, przecież widzę, że coś ci leży mna sumieniu. Dajesz- zachęcałam ją.
******************************************
Witajcie po przerwie :) Od dzisiaj już opowiadania będą pojawiać się, mam nadzieję, regularnie.
Co myślicie o Ewie i jej historii?
Jak sądzicie, dlaczego Emilia była nie w humorze?
Ps. Chcę wam przypomnieć, że prowadzę jeszcze dwa blogi, które nie są związane z serialem. O to linki:
http://nowezycie-nowarzeczywistosc.blogspot.com/?m=1
oraz
http://przyjaznjestnajcenniejsza.blogspot.com/?m=1

wtorek, 5 stycznia 2016

46.1

-W ogóle co z Ewą, oprócz tego, że dziecka nie uratowali?- postanowiłam przerwać ciszę, która panowała od kilkunastu minut.
-Miała sporego krwiaka w głowie, ale udało im się go usunąć. Na razie śpi, ale cały czas myślę o tej kruszynce, która miała być naszym rodzeństwem.
-Miałeś też być wujkiem- dodałam ze smutkiem- Ale zdążyłam się już z tym pogodzić jakoś. Odczekamy z Jackiem jeszcze z pięć miesięcy i znowu będziemy mogli się postarać, ale teraz trzeba będzie z nią jakoś delikatnie pogadać. Strata dziecka to najgorsze co może być. Z resztą wiesz o czym mówię.
-I to doskonale, tylko ja całe szczęście odzyskałem Tośka- powiedział i rozmowę przerwał nam mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że dzwoni do mnie Beata. Byłam ciekawa, co ode mnie chce. Odebrałam.
-Olka, albo zrobicie coś ze swoim ojcem, albo posadzimy go na czterdzieści osiem- powiedziała dość zdenerwowana, ale mnie akurat uspokoił jej telefon, bo się martwiłam, że tata coś sobie zrobi.
-Czy on jest w tej chwili na komendzie?- zapytałam, żeby się upewnić.
-Tak, niech któreś z was przyjedzie po niego. Wpadł w jakiś szał. W tej chwili kłóci się z Kobielakiem i Mieszkiem, że chce się zobaczyć się z waszą matką.
-Ja pierdziele- westchnęłam i odgarnęłam grzywkę z oczu, która mi opadła- Zaraz któreś z nas przyjedzie i go zabierze.
-Ok. Pa- Beata rozłączyła się, a ja z lekkim uśmiechem spojrzałam na brata.
-Tata się znalazł, jest na komendzie. Jadę po niego- oznajmiłam, podnosząc się z ziemi, jednak Krzysiek złapał mnie za nadgarstek.
-Ja pojadę, a ty zostań z Ewą. Ktoś musi zostać, żeby ją pocieszyć, gdy się dowie o stracie dziecka, a ty będziesz najodpowiedniejszą osobą- rzekł. Miał rację. Bez gadania dałam mu klucze od auta i poszłam do Ewy, a Krzysiek pojechał na komendę.
                                 ~
~Wojciech~
-Ja chcę się z nią zobaczyć! Wpuść mnie do niej- krzyknąłem na Beatę pod wpływem emocji. Byłem wściekły na Joannę za to, co zrobiła moim dwóm z czterech skarbów. Zabiła mi dziecko, a Ewa trafiła z krwiakiem na salę operacyjną. Moja córka miała rację, mówiąc że to jakaś paranoja.
-Panie komendancie, niech się pan uspokoi- Mieszko próbował mnie uspokoić, ale to nic nie dawało. Byłem nabuzowany. Chciałem raz na zawsze rozmówić się z tą kobietą, a moi podwładni mi nie pozwalali.
-To ja tu jestem dowódcą jednostki- użyłem argumentu w postaci swojego stanowiska, ale to i tak nic nie dało. Beata i Mieszko byli nieugięci.
-Zaraz przyjedzie po pana Ola albo Krzysiek. Niech pan się uspokoi.
-Ta kobieta zabiła moje dziecko!
-I za to zapłaci- powiedziała Beata, starając się zachować zimną krew. Nie można było tego powiedzieć o mnie. Byłem wściekły na Joannę. Kobieta, która była dla mnie kiedyś tak bliska, stała się zupełnie obcą osobą.
-Tutaj jesteś- do pokoju przesłuchań wszedł mój syn.
-Weź coś z nim zrób. Zachowuje się okropnie. Mam go dosyć- Beata zwróciła się do mojego syna. Chyba traciła do mnie cierpliwość.
-Chodź tato, pojedziemy do szpitala. Wiesz jakiego strachu napędziłeś mi i Oli.
-Ale ja muszę się z nią zobaczyć, powiedzieć wszystko co o niej myślę.
-Nie w tym stanie. Chodź. Powinieneś być przy Ewie, a nie tutaj- do uspokajania dołączył również mój syn. Wiedziałem, że z nimi nie wygram, do tego użył takiego argumentu, że musiałem się zgodzić. Chęć zemsty na kobiecie, która kiedyś była moją żoną, był mniej ważna od Ewy, którą bardzo kocham.
                                  ~
~Ola~
Siedziałam w sali obok Ewy i czekałam aż się obudzi. Obok mnie siedział Jacek, który mnie przytulał. Po chwili zobaczyłam, jak zaczyna po mału otwierać oczy i rozglądać się po sali. Zaraz potem przyszedł lekarz i zaczął ją badać. Gdy już skończył, poprosił mnie na chwilę. Wstałam krzesła i poszłam za doktorem.
-Pani jest siostrą pacjentki?- zapytał mnie lekarz. Zaczęłam się zastanawiać co odpowiedzieć. Głupio by było, gdybym powiedziała, że jestem jej przyszłą pasierbicą, dlatego postanowiłam nie wyprowadzać lekarza z błędnego myślenia.
-Tak, to moja siostra. Co się stało?
-Chodzi o to, że ktoś musi jej przekazać informację o tym, że dziecka nie dało się uratować i czy mogłaby to zrobić pani? Na pewno inaczej zareaguje niż gdybym ja to zrobił, a nie mogę znaleźć jej ojca- czyli tata też oszukał lekarza.
-No dobra, przekażę jej to- zgodziłam się i wróciłam do sali. Siadłam na łóżku obok Ewy i wzięłam głęboki oddech. Bałam się jej reakcji. Sama znalazłam się jakiś czas temu w podobnej sytuacji i pamiętam doskonale, że to był szok. Musiałam zacząć delikatnie.
-Ewa, muszę ci powiedzieć jedną rzecz- moje oczy uciekły lekko w stronę Jacka, a potem znów spojrzałam na Ewę.
-Gdzie Wojtek?- przerwała mi- Czy jemu coś się stało?
-Nie, z ojcem wszystko w porządku. Jest z Krzyśkiem. O niego się nie martw. Tu chodzi o twoje dziecko- w tym momencie się zacięłam. Nie wiedziałam jak jej to przekazać. Poza tym wróciły do mnie wspomnienia. Już się nauczyłam z tym żyć, ale to wciąż tkwiło w mojej głowie. W końcu się przełamałam- Dziecka nie dało się uratować. Tak mi przykro Ewa- powiedziałam. Z jej oczu zaczęły kapać łzy, jedna po drugiej. Wiem co teraz czuła. Żal do świata, czemu to właśnie ją spotkało. Postanowiłam ją jakoś uspokoić i ją przytuliłam jakby rzeczywiście była moją siostrą. Tak bardzo żal mi się jej zrobiło. Z resztą z moich oczu też poleciało kilka łez. Straciłam swoje rodzeństwo, które z początku uważałam za bękarta. Jednak to nadal moje rodzeństwo, tak samo jak Krzysiek i Magda, więc nie wstydziłam się swoich łez.
-Ewa, uspokój się. Wiem co przeżywasz, ale nie płacz. To nic nie zmieni. A ta kobieta,- nie powiedziałam, że to moja mama- która się przyczyniła do tego, odpowie za to. Już siedzi w areszcie.
-Ale moje dziecko, ono- zaczęła mówić i co raz bardziej płakać. Ja ją mocniej przytuliłam- Ja, ja się- wiedziałam co chciała powiedzieć, dlatego jej przerwałam.
-Ewa, nie zabijesz się. Wesprzemy cię wszyscy. Możesz wszystkich obwiniać, nawet mnie, ale nie zabijaj się. Ja jak straciłam dziecko, to myślałam, że to jedyne rozwiązanie, że nie mam po co żyć. Byłam gotowa się naćpać, byleby zapomnieć, ale zrozumiałam, że nie warto. Zrobiłam to dla ojca i Jacka. Miałam przy sobie osoby, które mnie wspierały. I wiesz co? Jestem zadowolona, że nie zrobiłam nic głupiego. Teraz pomogę ci się podnieść z tego wszystkiego- nawet nie zauważyłam kiedy, zwierzyłam się jej z tego wszystkiego, ale chciałam, żeby wiedziała, że jestem gotowa jej pomóc.
-Dziękuję ci Ola- powiedziała, ocierając łzy.
-To mój obowiązek. Kto wie, może będę twoją córką- zażartowałam. Chciałam jej poprawić jakoś humor.
-Fajnie jest mieć taką córkę- Ewa uśmiechnęła się do mnie, a potem zwróciła się do Jacka- Masz naprawdę wartościową narzeczoną. Mam nadzieję, że sprawdzisz się jako mój zięć.
-Pfff, a wiesz jakie są stereotypy o teściowych?- zapytał z ironią Jacek i zaczęliśmy się przedrzeźniać. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy do sali wszedł ojciec z Krzyśkiem. Stanęli i zaczęli się nam przyglądać. Pewnie zastanawiali się, czemu Ewa mimo straty dziecka jest taka wesoła. Spodziewali się, że Ewa za pewne będzie siedziała i płakała, a ona tym czasem żartowała z nami.
-Cześć tato- zwróciłam się do niego, gdy tylko go zauważyłam.
-Cześć, a co wam tutaj tak wesoło?- tata zapytał zmieszany trochę tą sytuacją.
-A czemu ma nie być?- głos zabrała Ewa.
-No bo...- tata zaczął, ale nie dokończył.
-Jest mi przykro, ale Ola uświadomiła mi jedno- spojrzała na mnie. Mi zrobiło się miło- Że nie mogę się załamać, bo mam dla kogo żyć. Mam wspaniałego partnera- tym razem spojrzała na ojca, następnie przeniosła wzrok na Jacka- być może zięcia i jak to Ola określiła- znowu spojrzała na mnie- córkę, a i jeszcze ty Krzysiek- spojrzała na mojego brata. Po tych słowach mój ojciec postamowił zrobić to, co planował wcześniej, ale niestety nie było mu to dane. Podszedł do Ewy i uklęknął przed nią. Z kieszeni wyjął pudełeczko, w której był pierścionek.
-Ewunia, chciałem to zrobić wcześnie, ale nie było mi dane, a nie chcę z tym dłużej czekać. Czy zostaniesz moją żoną?
*****************************************

sobota, 2 stycznia 2016

45.1

...oraz moją mamę. Spojrzałam na nią wzrokiem nienawiści, a potem wyjęłam swój telefon i zadzwoniłam po pogotowie. Z zawiadomienia o tym policji zrezygnowałam. Następnie zaczęłam układać Ewę w bezpiecznej pozycji. Następnie wybrałam numer do ojca. Moja matka stała w bezruchu i przyglądała się czynnością wykonywanym przeze mnie.
-Tato, wyjdź proszę przed blok- powiedziałam i się rozłączyłam- Co ty zrobiłaś?- zapytałam zawiedziona zachowaniem matki- Jeśli mojemu rodzeństwu się coś stanie, możesz zapomnieć, że masz córkę, a już miałam ci wybaczyć.
-Olka, co się dzieje?- na dworzu pojawił się ojciec w towarzystwie mojego brata, a po chwili przeniósł wzrok na matkę- Coś ty jej zrobiła?- zapytał i zaczął się niebezpiecznie zbliżać do mojej matki, jednak Krzysiek szybko zareagował i odciągnął go na bok.
-Tato, odpuść. Olka, wezwałaś już pogotowie?
-Tak- odpowiedziałam, a po chwili podjechała karetka pogotowia. Położyli Ewę na noszach, powiadomili nas do jakiego szpitala ją zabierają i odjechali. Teraz staliśmy w czwórkę przed blokiem. Ja, Krzysiek i ojciec mierzyliśmy matkę wzrokiem. Po chwili tata wyciągnął telefon i odszedł na bok. Wrócił gdy skończył z kimś rozmawiać.
-Zawiadomiłem policję- oznajmił, a mnie to zaskoczyło. Jednak tata postanowił nie być tak łaskawy jak ja. W sumie to i dobrze, bo życie Ewy i mojego rodzeństwa było zagrożone. Po kilkunastu minutach przyjechał patrol, którego skład stanowili Beata i Mieszko. Szczerze to śmiać mi się chciało, bo za każdym razem, kiedy sprawa dotyczy w jakiś sposób mnie, przyjeżdżają oni.
-Dobry wieczór panie komendancie, co się stało?- zapytała moja przyjaciółka z liceum, podchodząc do nas.
-Może ja powiem, bo to ja widziałam całe zajście- zgłosiłam się. Sama nie wiem czemu. Może dlatego, że polubiłam Ewę, a matkę zaczęłam nie nawidzić- To było tak, że byłam z partnerką ojca na zakupach. Przyjechałyśmy pod blok, zaparkowałam, wzięłyśmy torby i poszłyśmy w stronę klatki. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że nie mam telefonu, więc się wróciłam, a Ewa szła dalej. Gdy stałam przy aucie, zobaczyłam, że ktoś do niej podszedł. Z daleka było mi trudno poznać kto to. Myślałam, że to jakaś sąsiadka. Potem zobaczyłam jak się szarpały i Ewa upadła na ziemię. Podbiegłam do nich szybko i ujrzałam tą kobietę- wskazałam na matkę. Przez usta mi nawet słowo "mama" nie przeszło.
-Ewa mam rozumieć została zabrabana przez karetkę?- zapytał Mieszko.
-Tak- odpowiedziałam.
-Poproszę od pani dowód tożsamości- zwróciła się do matki. Matka wyciągnęła dowód i podała go Beacie. Ona na niego spojrzała i się zdziwiła.
-Wysocka?
-No tak. Wojciech to mój mąż, a Krzysiek i Ola to dzieci- powiedziała pewna siebie.
-Sprawdź mi ją, a ty Ola chodź ze mną- Beata zwróciła się do Mieszka i podała mu dokument matki, a następnie do mnie. On odszedł na bok, tak samo jak ja i Beti.
-Olka, możesz wyjaśnić mi, o co tu chodzi? Przecież twoja matka nie żyje. Nie raz byłam z tobą na jej grobie- powiedziała zdezorientowana przyjaciółka.
-To nie moja matka nie żyje, tylko ciocia. Jej siostra bliźniaczka, ale nie chce mi się teraz tłumaczyć.
-Ona jest poszukiwana przez policję w Warszawie- oznajmił posterunkowy, a ja czułam jak zapadam się pod ziemię. Że też oni musieli przyjechać, jakby nie mogli z innego komisariatu dać patrolu.
-Poszukiwana?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Tak. Potrącenie pieszego bez udzielenia mu pomocy. Facet zmarł na miejscu- odparł, a ja popatrzyłam na kobietę, którą kiedyś uważałam za wzór do naśladowania. Była zabójcą. To wszystko to była jakaś paranoja. Marzyłam o tym, aby wszystko od czasu poronienia okazało się zwykłym koszmarem, ale niestety to była rzeczywistość. Zastanawiałam się, dlaczego wszystko działo się tak szybko.
-Zabierzcie ją, nie chcę jej widzieć- powiedziałam i podeszłam do ojca, którego pocieszał Krzysiek- Chodź, pojedziemy do szpitala tato. Krzysiek, jedziesz z nami?
-Tak, tylko pójdę do Emilii na chwilę poprosić, żeby zajęła się Tośkiem- Krzysiek wszedł do klatki, a ja z ojcem poszłam do auta. Widziałam jeszcze jak Beata i Mieszko zakładają mojej matce kajdanki, a ona się szarpie. Pomyślałam sobie, że jest chora psychicznie. Po chwili zjawił się  Krzysiek i ruszyliśmy w stronę ulicy Borowskiej. Ewa została zabrana do tego samego szpitala co Jacek. Mi to było na rękę, bo przynajmniej mogłam go odwiedzić. Na miejscu byliśmy po piętnastu minutach. Wysiedliśmy z auta i udaliśmy się do budynku szpitalnego. Podeszłam do rejestracji, żeby zapytać się o Ewę.
-Przepraszam, szukam Ewy Wasilewskiej- powiedziałam.
-A pani jest kimś z rodziny?
-To partnerka mojego ojca- odpowiedziałam.
-Jest na sali operacyjnej.
-Dziękuję- powiedziałam i udałam się w to miejsce. Pielęgniarka nie musiała mi nawet tłumaczyć, gdzie mam się udać, bo wiedziałam doskonale, w którym miejscu jest sala operacyjna. Udaliśmy się we wskazane miejsce i siedliśmy ns krzesłach. Akurat z ostatnich badań wracał Jacek.
-Cześć Oluś- powiedział zaskoczony naszym widokiem.
-Cześć- odburknęłam. Nie byłam w humorze.
-Co się stało?- zapytał.
-Moja mama pobiła Ewę- odpowiedziałam.
-Jak to?
-No tak, do tego jest poszukiwana przez policję w stolicy. Ona zabiła człowieka- powiedziałam i się rozpłakałam. Nie byłam pewna, czym było to spowodowane, czy strachem o rodzeństwo i Ewę, czy załamaniem spowodowanym zachowaniem mamy.
-Proszę pani, może nas pani zostawić samych?- Jacek zwrócił się do pielęgniarki. Ona się zgodziła i odeszła od nas.
-Jak to zabiła człowieka?- zapytał zaskoczony tym wyznaniem.
-Ojciec zadzwonił na policję. Przyjechała Beata z Mieszkiem. Mieszko wziął od niej dowód i ją sprawdził, no i wtedy to wyszło- odpowiedziałam.
-Poczekaj, coś mi się nie zgadza. Jakim cudem ona istnieje w ewidencji? Przecież to wszystko do urzędu szło. W miejscu twojej matki powinna być twoja ciocia- zauważył Jacek, jednak ja miałam na to wytłumaczenie. Przypomniałam sobie, kto zajmował się wszystkimi sprawami urzędowymi po śmierci cioci Luizy.
-Mama- oznajmiłam.
-Co mama?
-No to ona zajmowała się wszystkimi sprawami związanyni z pogrzebem. Ojciec wybrał tylko trumnę i nagrobek.
-Ty to pamiętasz Ola?- rzekł ojciec, zaskoczony, że pamięć Oli tak daleko sięga.
-Pamiętam, no pomyśl. Do urzędu mogła dostarczyć prawdziwe papiery, że to ciocia zmarła, a jak poszła do zakładu pogrzebowego to podrobione czy coś. Kiedyś mieliśmy podobną sprawę pamiętam. To jakaś paranoja- westchnęłam i siadłam na krześle, odgarniając grzywkę do tyłu- Tak chcę, żeby to wszystko się skończyło. Żeby odnalazł się zabójca Mikołaja, żeby z Ewą było wszystko w porządku i żeby matka zniknęła na zawsze z mojego życia. Dobrze, że ty jutro wychodzisz.
-Ola, uspokój się. Wszystko się ułoży.
-Mam taką nadzieję, odprowadzić cię do sali?- zaproponowałam, bo nie chciałam siedzieć bezczynnie i czekać na lekarza, a że przy ojcu był Krzysiek, nie miałam wyrzutów sumienie, że idę z Jackiem. Podeszłam do mojego narzeczonego i zaczęłam pchać wózek, na którym siedział. Dotarliśmy do jego sali i pomogłam mu się położyć. Przez śpiączkę ma mniejszą siłę w mięśniach i potrzebował rehabilitacji. W szpitalu jeździł na wózku, ale lekarz uznał, że po wypisie będzie korzystał z kul.
-Olu, nie martw się. Wszystko będzie dobrze- powiedział do mnie, któryś raz z kolei- A w ogóle, co u Ani i Dominiki?
-W poniedziałek jesteśmy umówione do psychologa i jeszcze trzeba będzie załatwić sprawę co do opieki nad nimi. Czytałam w internecie trochę o tym, no i możemy mieć kłopot z uzyskaniem praw do nich. Po pierwsze nie jesteśmy małżeństwem, po drugie to nie jesteśmy nawet dla nich rodziną, a po trzecie to na razie tylko ja pracuje- zaczęłam wymieniać.
-A opinia psychologa?- przerwał mi Jacek.
-Też będzie musiała być, ale z tym to akurat nie sądzę, żeby był problem. One obie nas lubią. Jeszcze jak Ania wyskoczyła z tą mamą- rzekłam, a po moim policzku spłynęła łza, gdy tylko przypomniałam sobie wizytę na grobie Mikołaja i naszą rozmowę.
-To chyba najważniejsze, że dobrze się im u nas mieszka.
-I tak, i nie. Przecież to mieszkanie ma tylko trzy pokoje.
-A gdybyśmy tak się przeprowadzili?- zasugerował Jacek, a ja po chwili namysłu powiedziałam mu, co sądzę na ten temat.
-Pomysł wydaje się być ok, ale skąd kasę. Przecież ty na zwolnieniu, jeszcze rehabilitacja, do tego koszty związane z pogrzebem. Ty myślisz, że z jednej pensji jest łatwo utrzymać czworo ludzi? Jeszcze w takim trudnym okresie?
-Mam oszczędności, chciałem żebyśmy pojechali do Hiszpanii, ale w takiej sytuacji możemy kupić za tą kasę jakieś fajne mieszkanie czteropokojowe. Moi rodzice na pewno dołożą się do interesu.
-Jakbym pogadała z ojcem, to on może też by się dołożył, tylko ile on będzie mi mógł teraz dać? Chciał się oświadczyć Ewie, ale matka mu wszystko spieprzyła, pewnie zaczną planować ślub. My też musimy to przemyśleć. Przecież nie skołujemy teraz kasy na mieszkanie.
-A co z mieszkaniem Białachów?- zapytał, a ja zaczęłam przemyślać wszystkie za i przeciw.
-No stoi puste. W ogóle będę musiała się dowiedzieć co z nim będzie, ale najpierw to trzeba znaleźć prawnika. Tylko jak ty to sobie wyobrażasz? Myślisz, że to dobry pomysł? Przecież dziewczynom tam wszystko będzie przypominać o rodzicach. Z resztą ja też nie byłabym w stanie tam przebywać, na samą myśl, że tam został zabity Mikołaj, zbiera się na płacz- otarłam łzę, która spłynęła mi na samą myśl o moim przyjacielu, którego już z nami nie ma.
-A Krzysiek ilu pokojowe ma mieszkanie?- zapytał, po chwili namysłu.
-Cztero, ale co ty kombinujesz?
-On mieszka tam sam z Tośkiem, więc gdybyśmy na przykład zamienili się mieszkaniami na czas, kiedy będą miały odwiedzić nas te kobiety?- zasugerował. W sumie to był całkiem rozsądny pomysł.
-Mogę pogadać z Krzyśkiem, co on na ten pomysł. Tylko to i tak trzeba mieć z co najmniej dwa tysiące, żeby im jakoś pokoje urządzić w ich stylu.
-Mam odłożone dziesięć tysięcy, więc możemy skorzystać z tej kasy.
-Ja mam jakieś sześć tysięcy oszczędności. Może jakoś uda się nam to ogarnąć. Z wyjazdem i ślubem możemy poczekać.
-Ja garnitur mam, bierzmowanie też. Obrączki skołuje w pięć minut i myk myk- zażartował. Nawet tak beznadziejną sytuację umiał obrócić w żarty, ale na myśl o ślubie, przypomniałam sobie jedną rzecz, którą musiałam zrobić za nim się pobierzemy i uśmiech, który na chwilę pojawił się na mojej twarzy od razu zniknął. Uświadomiłam sobie, że muszę jeszcze mu powiedzieć, co stało się po wypadku, a to nie było łatwe. Bałam się jak zareaguje, ale postanowiłam na razie o tym nie myśleć.
-Ale ja sukni nie skołuje w pięć minut- odpowiedziała mu również żartem, żeby niczego nie podejrzewał.
-Olka- nagle do sali wpadł Krzysiek- Nie mogę znaleźć ojca.
-Jak nie możesz go znaleźć?- zapytałam zaniepokojona oznajmieniem brata i się podniosłam.
-No wyszedł lekarz, powiedział, że Ewę udało się uratować i wszystko będzie z nią ok, ale dziecka już nie uratowali. Tata powiedział, że idzie się przewietrzyć, ale jak wyszedłem na dwór to go nie było nigdzie- mój brat powiedział to wszystko na jednym wdechu.
-Cholera, żeby nic mu się nie stało.
Razem z Krzyśkiem wyszliśmy z sali i zaczęliśmy szukać ojca.
Poszukiwania trwały już chyba z kwadrans, a ja miałam wrażenie, że minęły dwia godziny. Zmęczona bieganiem po szpitalu, oparłam się o ścianę, żeby chwilę odsapnąć, a po chwili zsunęłam się po niej. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy jedna po drugiej. Tak się bałam, że tata sobie coś zrobi. Poza tym wiedziałam, co teraz czuł z autopsji. Po chwili dołączył do mnie Krzysiek i siadł obok mnie.
-Nigdzie go nie ma- oznajmił mi, jakbym nie wiedziała.
-Ale my musimy go znaleźć. Wiem do czego są zdolne osoby, które straciły dziecko. Zrób coś!- prawie krzyknęłam.
-Spokojnie, pokazałem ochroniarzowi zdjęcie i zostawiłem mu do mnie numer telefonu. Jak go zauważy gdzieś na monitoringu to da mi znać- uspokoił mnie trochę. Oparłam głowę na jego ramieniu, a on położył swoją rękę na moim.
*****************************************
No i proszę opowiadanie. Czy uda się odnaleźć Wysockiego na czas? I co w ogóle myślicie o tej całej sytucji?
Ps. W tym tygodniu dodam max 3 opowiadania i  od przyszłego poniedziałku, tj. 11.01 robię sobie przerwę tak z tydzień lub dwa tygodnie.