-O kurwa, jakim cudem oni są rodzeństwem?- spytała retorycznie Ola.
-Co? Jaskowska jest moją szwagierką?- Jacek wyrwał Oli wszystkie dokumenty i zaczął czytać.
-Na to wygląda. Mniejsza o to. Musimy znaleźć Mikołaja- odparła Ola, odbierając Jackowi kartki.
-To co? Wchodzimy do środka?- zapytał Mieszko, dla którego była to pierwsza taka sprawa i był bardzo podekscytowany.
-Mieszko, nie zrozum mnie źle, ale ty zostaniesz tutaj. Będziesz obserwował budynek- powiedział Jacek. Wiedział, że trochę zawiódł kolegę, ale nie chciał też ryzykować. Mieszko był młody, mało doświadczony, mógł popełnić jakiś błąd. Jacek się najzwyczajniej bał się go brać do środka.
-No dobra- najmłodszy policjant zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma sensu dyskutować na ten temat z Jackiem. Ola, Alicja, Krzysiek i Jacek wysiedli z furgonetki i ruszyli w stronę opuszczonego szpitala. Przeszukali cały budynek, ale ich kolegi nie było w żadnym z pomieszczeń. W ostatnim widniał tylko napis na ścianie "Spóźniliście się. Nas dawno już tutaj nie ma".
-No zajebiście po prostu- mruknęła Ola i kopnęła w drzwi z taką siłą, że odpadły.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka silna- skomentował Jacek.
-Jakoś mnie to nie bawi.
-Dobra, uspokój się Olka. Nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie. Wracajmy lepiej do auta- powiedział Jacek i cała czwórka ruszyła w stronę wyjścia. Dziesięć minut później siedzieli w radiowozie i dowódca grupy rozmawiał przez telefon z Jaskowską. Ustalili, że mają wrócić na komendę. Tak też zrobili.
Do końca dnia nie było żadnych wieści, dlatego każdy wrócił do domu. Jacek odebrał Dawida i córki Białacha od mamy Mieszka i pojechał do mieszkania szwagra. Nie chciał wracać do domu po tym, co zrobiła mu Agata.
-Wiecie już coś na temat taty?- spytała Dominika, wyciągając z szafki kubki na herbatę.
-Pojechaliśmy do tego szpitala miejskiego, ale się spóźniliśmy.
-Spóźniliście się? Ale jak to? Jak mogliście?- Dominika rzuciła się na Jacka.
-Dominika, uspokój się. Przecież to nie nasza wina.
-Przepraszam wujku- odparła Dominika i przytuliła się do Jacka.
-Jeszcze znajdziemy twojego tatę. A ty się nie denerwuj, bo to źle wpływa na dziecko.
-Wiem, nie powinnam, ale martwię się o niego.
-Jak tylko moi koledzy będą coś mieli, zadzwonią do mnie- powiedział Jacek.
-A tak w ogóle, to ciocia Agata tak naprawdę nie pojechała do spa, co nie?- spytała Dominika. Była bardzo bystra i nic jej nie umykało. Zauważył, że chyba wszyscy od Białachów tak mają. Nawet jego syn go czasem zaskakiwał- Znowu?
-Dominika, nie obraź się, ale nie wtrącaj się w nasze sprawy. Wiem, że nie jesteś już małym dzieckiem i widzisz już pewne rzeczy, ale to sprawa między mną, a ciocią- odparł Jacek, zalewając w międzyczasie herbatę.
-W ogóle myślisz, że nie widać tego twojego limo pod okiem? Może i Ola ci zrobiła taki makijaż, że przed znajomymi z pracy to ukryłeś, ale makijaż nie jest trwały i już trochę widać tego siniaka- zwróciła się do niego. Jacek siadł na krześle bezradnie- Wujek, widzę, co się dzieje u was w domu. Poza tym Dawid mi opowiadał i wiedz, że jeśli dojdzie do sprawy rozwodowej, to będę zeznawać przeciwko cioci, mimo że to siostra taty.
-Dzięki Dominika, ale możemy zmienić temat?
-No pewnie. To co robimy?
-Ja bym poszedł spać. Nie wiem jak ty- Jacek uśmiechnął się do bratanicy swojej żony.
-Też chce mi się spać, ale nie wiem czy zasnę. Cały czas o ojcu myślę. Mam nadzieję, że żyję, że nie jest za późno.
-Dobra, wypijmy tą herbatę i chodźmy spać.
Jak powiedzieli tak też zrobili i koło północy położyli się spać. Jednak każdemu z nich było trudno zasnąć.
-Co? Jaskowska jest moją szwagierką?- Jacek wyrwał Oli wszystkie dokumenty i zaczął czytać.
-Na to wygląda. Mniejsza o to. Musimy znaleźć Mikołaja- odparła Ola, odbierając Jackowi kartki.
-To co? Wchodzimy do środka?- zapytał Mieszko, dla którego była to pierwsza taka sprawa i był bardzo podekscytowany.
-Mieszko, nie zrozum mnie źle, ale ty zostaniesz tutaj. Będziesz obserwował budynek- powiedział Jacek. Wiedział, że trochę zawiódł kolegę, ale nie chciał też ryzykować. Mieszko był młody, mało doświadczony, mógł popełnić jakiś błąd. Jacek się najzwyczajniej bał się go brać do środka.
-No dobra- najmłodszy policjant zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma sensu dyskutować na ten temat z Jackiem. Ola, Alicja, Krzysiek i Jacek wysiedli z furgonetki i ruszyli w stronę opuszczonego szpitala. Przeszukali cały budynek, ale ich kolegi nie było w żadnym z pomieszczeń. W ostatnim widniał tylko napis na ścianie "Spóźniliście się. Nas dawno już tutaj nie ma".
-No zajebiście po prostu- mruknęła Ola i kopnęła w drzwi z taką siłą, że odpadły.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka silna- skomentował Jacek.
-Jakoś mnie to nie bawi.
-Dobra, uspokój się Olka. Nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie. Wracajmy lepiej do auta- powiedział Jacek i cała czwórka ruszyła w stronę wyjścia. Dziesięć minut później siedzieli w radiowozie i dowódca grupy rozmawiał przez telefon z Jaskowską. Ustalili, że mają wrócić na komendę. Tak też zrobili.
Do końca dnia nie było żadnych wieści, dlatego każdy wrócił do domu. Jacek odebrał Dawida i córki Białacha od mamy Mieszka i pojechał do mieszkania szwagra. Nie chciał wracać do domu po tym, co zrobiła mu Agata.
-Wiecie już coś na temat taty?- spytała Dominika, wyciągając z szafki kubki na herbatę.
-Pojechaliśmy do tego szpitala miejskiego, ale się spóźniliśmy.
-Spóźniliście się? Ale jak to? Jak mogliście?- Dominika rzuciła się na Jacka.
-Dominika, uspokój się. Przecież to nie nasza wina.
-Przepraszam wujku- odparła Dominika i przytuliła się do Jacka.
-Jeszcze znajdziemy twojego tatę. A ty się nie denerwuj, bo to źle wpływa na dziecko.
-Wiem, nie powinnam, ale martwię się o niego.
-Jak tylko moi koledzy będą coś mieli, zadzwonią do mnie- powiedział Jacek.
-A tak w ogóle, to ciocia Agata tak naprawdę nie pojechała do spa, co nie?- spytała Dominika. Była bardzo bystra i nic jej nie umykało. Zauważył, że chyba wszyscy od Białachów tak mają. Nawet jego syn go czasem zaskakiwał- Znowu?
-Dominika, nie obraź się, ale nie wtrącaj się w nasze sprawy. Wiem, że nie jesteś już małym dzieckiem i widzisz już pewne rzeczy, ale to sprawa między mną, a ciocią- odparł Jacek, zalewając w międzyczasie herbatę.
-W ogóle myślisz, że nie widać tego twojego limo pod okiem? Może i Ola ci zrobiła taki makijaż, że przed znajomymi z pracy to ukryłeś, ale makijaż nie jest trwały i już trochę widać tego siniaka- zwróciła się do niego. Jacek siadł na krześle bezradnie- Wujek, widzę, co się dzieje u was w domu. Poza tym Dawid mi opowiadał i wiedz, że jeśli dojdzie do sprawy rozwodowej, to będę zeznawać przeciwko cioci, mimo że to siostra taty.
-Dzięki Dominika, ale możemy zmienić temat?
-No pewnie. To co robimy?
-Ja bym poszedł spać. Nie wiem jak ty- Jacek uśmiechnął się do bratanicy swojej żony.
-Też chce mi się spać, ale nie wiem czy zasnę. Cały czas o ojcu myślę. Mam nadzieję, że żyję, że nie jest za późno.
-Dobra, wypijmy tą herbatę i chodźmy spać.
Jak powiedzieli tak też zrobili i koło północy położyli się spać. Jednak każdemu z nich było trudno zasnąć.
Trzy dni później
Ola siedziała razem z Jackiem w biurze i czekali na Alicję i Krzyśka, którzy byli u szefowej. Mieszko miał tego dnia wolne.
-Jak tam się Jacek czujesz?
-Przedwczoraj Agata odstawiła taką akcję, że wczoraj byłem u adwokata.
-Rozwodzicie się?- Ola spojrzała na Jacka, który coś rysował.
-Na chwilę obecną mam napisane same papiery i szukam jakiegoś mieszkania dla siebie i Dawida.
-Po co szukasz mieszkania? Zamieszkajcie u mnie- zaproponowała Ola, bez dłuższego zastanowienia się.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Dzisiaj widzę was u mnie w mieszkaniu. Ja robię kolację- odparła Ola i wtedy do pokoju weszli Ala z Krzyśkiem i jakimiś papierami.
-Jacek, Ola, każde z nas ma jechać do domu i przyszykować się na tygodniowy wypad do Choszczna. Dostaliśmy informację, że na dziewięćdziesiąt procent Mikołaj przebywa właśnie tam- oznajmiła Alicja.
-W Choszcznie?- zapytali jednocześnie policjanci.
-Tak i Jacek, jeśli nie ma się kto zająć dzieciakami, to Jaskowska chętnie to zrobi.
-O to się nie martw. Są z moimi rodzicami w Warszawie.
-No ok, to jedźcie.
-I już po naszej kolacji- westchnęła Ola, wstając od biurka. Podeszła do wieszaka i odwiesiła swoją kamizelkę. Jacek zrobił to samo. Poszli się przebrać w swoje prywatne ciuchy i każde pojechało do swojego domu. Siedem godzin później siedzieli na komisariacie w Choszcznie u miejscowego komendanta.
-Słuchajcie, nasze patrole kontrolowały praktycznie wszystkie auta na numerach dolnośląskich. Jeden z patroli chciał zatrzymać samochód na oławskich numerach. Kierowca jednak nie zatrzymał się i im uciekł. Jak tylko znowu udało się namierzyć auto, to nasi w cywilu je obserwowali. Dotarli do opuszczonej szkoły.
-Panie inspektorze, ale zdaje sobie pan sprawę z tego, że to daleki strzał? Może to czysty przypadek- zauważył Krzysiek. Reszta kolegów przyznała mu rację.
-Ja to wiem, ale spróbować zawsze można. To, co? Idziecie po kamizelki, ja organizuje AT i udajecie się tam? Nowak, będziesz dowodził całą tą akcją.
-Mówi pan poważnie?- zdziwił się mężczyzna. Z jednej strony się bał, a z drugiej czuł dumę, że obdarzono go takim zaufaniem.
-Masz najwyższy stopień, chyba nie bez powodu, co? Dobra, nie ważne. Idźcie się przyszykować. Wasza szefowa mówiła, że to sprawa priorytetowa, więc trzeba się pośpieszyć.
-No dobrze- policjanci wstali z krzeseł i udali się ubrać odpowiednio. Do szatni zaprowadził ich jeden z miejscowych policjantów. Pół godziny później wszyscy zebrali się, aby ustalić plan działania i wyruszyli w drogę.
-Błagam was wszystkich, uważajcie na siebie- odparł Jacek do swoich przyjaciół, w szczególności zatrzymując wzrok na Oli.
-Jacek, Krzysiek, wy wyjątkowo uważajcie, macie dla kogo żyć- Alicja zwróciła się do mężczyzn.
-Weźmy nie zakładajmy takiego czarnego scenariusza- odezwał się Krzysiek.
-Popieram cię Krzysiek- dodała Ola.
Ola siedziała razem z Jackiem w biurze i czekali na Alicję i Krzyśka, którzy byli u szefowej. Mieszko miał tego dnia wolne.
-Jak tam się Jacek czujesz?
-Przedwczoraj Agata odstawiła taką akcję, że wczoraj byłem u adwokata.
-Rozwodzicie się?- Ola spojrzała na Jacka, który coś rysował.
-Na chwilę obecną mam napisane same papiery i szukam jakiegoś mieszkania dla siebie i Dawida.
-Po co szukasz mieszkania? Zamieszkajcie u mnie- zaproponowała Ola, bez dłuższego zastanowienia się.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Dzisiaj widzę was u mnie w mieszkaniu. Ja robię kolację- odparła Ola i wtedy do pokoju weszli Ala z Krzyśkiem i jakimiś papierami.
-Jacek, Ola, każde z nas ma jechać do domu i przyszykować się na tygodniowy wypad do Choszczna. Dostaliśmy informację, że na dziewięćdziesiąt procent Mikołaj przebywa właśnie tam- oznajmiła Alicja.
-W Choszcznie?- zapytali jednocześnie policjanci.
-Tak i Jacek, jeśli nie ma się kto zająć dzieciakami, to Jaskowska chętnie to zrobi.
-O to się nie martw. Są z moimi rodzicami w Warszawie.
-No ok, to jedźcie.
-I już po naszej kolacji- westchnęła Ola, wstając od biurka. Podeszła do wieszaka i odwiesiła swoją kamizelkę. Jacek zrobił to samo. Poszli się przebrać w swoje prywatne ciuchy i każde pojechało do swojego domu. Siedem godzin później siedzieli na komisariacie w Choszcznie u miejscowego komendanta.
-Słuchajcie, nasze patrole kontrolowały praktycznie wszystkie auta na numerach dolnośląskich. Jeden z patroli chciał zatrzymać samochód na oławskich numerach. Kierowca jednak nie zatrzymał się i im uciekł. Jak tylko znowu udało się namierzyć auto, to nasi w cywilu je obserwowali. Dotarli do opuszczonej szkoły.
-Panie inspektorze, ale zdaje sobie pan sprawę z tego, że to daleki strzał? Może to czysty przypadek- zauważył Krzysiek. Reszta kolegów przyznała mu rację.
-Ja to wiem, ale spróbować zawsze można. To, co? Idziecie po kamizelki, ja organizuje AT i udajecie się tam? Nowak, będziesz dowodził całą tą akcją.
-Mówi pan poważnie?- zdziwił się mężczyzna. Z jednej strony się bał, a z drugiej czuł dumę, że obdarzono go takim zaufaniem.
-Masz najwyższy stopień, chyba nie bez powodu, co? Dobra, nie ważne. Idźcie się przyszykować. Wasza szefowa mówiła, że to sprawa priorytetowa, więc trzeba się pośpieszyć.
-No dobrze- policjanci wstali z krzeseł i udali się ubrać odpowiednio. Do szatni zaprowadził ich jeden z miejscowych policjantów. Pół godziny później wszyscy zebrali się, aby ustalić plan działania i wyruszyli w drogę.
-Błagam was wszystkich, uważajcie na siebie- odparł Jacek do swoich przyjaciół, w szczególności zatrzymując wzrok na Oli.
-Jacek, Krzysiek, wy wyjątkowo uważajcie, macie dla kogo żyć- Alicja zwróciła się do mężczyzn.
-Weźmy nie zakładajmy takiego czarnego scenariusza- odezwał się Krzysiek.
-Popieram cię Krzysiek- dodała Ola.
Po piętnastu minutach dotarli na miejsce. Był to stary, opuszczony budynek w pobliżu jeziora, daleko od drogi. Część policjantów zabezpieczyła budynek z zewnątrz, a część weszła do środka, w tym Ala, Ola, Krzysiek i Jacek. Zaczęli przeszukiwać pomieszczenia. Morawska szła na końcu i w pewnym momencie poczuła uderzenie i straciła przytomność. Reszta natychmiast się odwróciła i zobaczyła dwoje mężczyzn, którzy mieli w dłoniach pistolety.
-Zimny, zabierz stąd panienkę- powiedział jeden z nich.
-Zostawcie ją w spokoju, bo was postrzelimy- krzyknął Jacek. Faceci się tylko zaśmiali.
-Jak będziecie niegrzeczni, to to samo zrobimy z waszą drugą koleżanką- broń została skierowana w stronę Oli. Policjanci nie wiedzieli, co robić. Nie wiedzieli nawet, gdzie są osoby z oddziału AT. Byli przerażeni. Bali się, że komuś stanie się krzywda.
-Może się jakoś dogadamy?- zaproponował Jacek, chociaż sam nie wierzył w to, co mówił.
-Wasz kolega zabił naszego przyjaciela i wy chcecie się dogadywać? To są żarty? Jakoś nieudane.
-Ale co ty pierolisz? Przecież Mikołaj nigdy nikgo nie zabił. Zaraz wy będziecie odpowiadać za próbę zabójstwa- odezwała się Ola, co okazało się być błędem, bo została ogłuszona. Jacek z Krzyśkiem nie wiedzieli co robić. Pomału wkradała się panika.
-Który z panów następny- jeden z przestępców pomachał mężczyznom przed oczami pistoletem.
-Na ziemię!- usłyszeli nagle. Okazało się, że to antyterroryści i po chwili porywacze leżeli zakuci w kajdanki na ziemi.
-Gdzie jest Mikołaj?- zapytał Jacek, przystawiając broń do skroni jednego z bandytów.
-Szukajcie a znajdziecie- odparł, śmiejąc się.
-Wezwijcie karetki. Ola i Ala są nieprzytomne. Mikołaj pewnie też nie będzie w dobrym stanie- zarządził starszy aspirant. Mężczyźni tak też zrobili. Zawołał też innych mundurowych, którzy zajęli się Olą i Alą, a Jacek z Krzyśkiem zaczęli rozglądać się za ich przyjacielem. Wreszcie w jednym z pomieszczeń go znaleźli. Widać było, że jest w stanie krytycznym. Cały we krwi, nieprzytomny. Całe szczęście oddychał i dało się wyczuć puls. Policjanci ułożyli go w pozycji bezpiecznej i sprawdzając co chwilę puls, czekali na karetkę pogotowia. W końcu Mikołaj został przewieziony do szpitala. Tak samo jak Ola i Ala, które musiały zostać na obserwacji. Jacek i Krzysztof pojechali za karetkami. Na miejsce przyjechali pięć minut po karetkach. Od razu udali się do rejestracji, gdzie dowiedzieli się, gdzie w tej chwili są ich koleżanki i kolega. Mikołaj był na sali operacyjnej, gdyż jego stan był naprawdę ciężki. Krzysiek postanowił siedzieć przed salą, a Jacek poszedł do Aleksandry i Alicji. Kobiety siedziały i rozmawiały. Zauważywszy Nowaka, obie w tym samym momencie zapytały
-Co z Mikołajem?
Jacek usiadł obok Oli.
-Nie jest z nim najlepiej. Ma dużo urazów wewnętrznych i lekarze mówią, że może mieć przerwany rdzeń kręgowy.
-O kurwa. W ogóle co my Ani i Dominice powiemy?- spytała Ola.
-Już ja to wezmę na siebie, więc się nie przejmuj. W ogóle to trzeba zadzwonić do Jaskowskiej, że jest już po całej akcji.
-Ala dzwoniła- powiedziała Aleksandra.
-No dobra, idę się dowiedzieć, czy wiadomo coś na temat Białacha, a wy odpoczywajcie.
-Dobrze tatusiu- zażartowała Ola dla rozluźnienia sytuacji. Jacek wyszedł z sali dziewczyn i dołączył do Krzyśka, który siedział pod blokiem operacyjnym. Wszystko trwało bardzo długo. Dziewczyny jak tylko odpoczęły dołączyły do kolegów. Po siedmiu godzinach oczekiwania w końcu wyszedł lekarz, który miał dla nich wiadomości...
***
Przepraszam, przepraszam, przepraszam wszystkich, którzy czekali na opowiadanie chyba prawie dwie miesiące, ale za dużo nauki miałam i tak wyszło.
Opłacało się tak długo czekać. Opowiadanie super. Ole i Jacka do siebie bardzo ciągnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Opłacało się tak długo czekać. Opowiadanie super. Ole i Jacka do siebie bardzo ciągnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nic się nie stało :) nareszcie się doczekałam nowego opowiadania :) jest świetne :) czekam na ciąg dalszy :) Pozdrawiam i życzę weny Domcia :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie czekam na kolejne. Pozdrawiam Sandra
OdpowiedzUsuńRewelacyjny rozdział :-D mam tylko nadzieję że mikołaj z tego wyjdzie
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam
Olusia :-)
PS. Zapraszam na nowy rozdział :-)
Usuńhttp://olamikolajkrzysiekmonikapip.blogspot.com/2016/10/s2r2-spotkanie.html?m=1
No po prostu brak słów... Chyba że powiem świetnie...
OdpowiedzUsuńDaria
Super. Mam nadzieje że Mikołaj przeżyje. Czekam z niecierpliwością na next.
OdpowiedzUsuńGraveyard apparition