sobota, 30 czerwca 2018

IV.02

Hej, witam wszystkich. Mam nadzieję, że to nie są ostatnie dni mojego bloga i opowiadań. Chyba, każdy słyszał o ACTA2. Jak dla mnie jest to bezsensu i mam nadzieję, że ta ustawa nie wejdzie w życie. #stopacta2
Teraz zapraszam na, mam nadzieję, że nie ostatnie opowiadanie.
***

Pistolet nie wystrzelił. Wtedy Białach obezwładnił przestępcę i oddał w ręce bandytów. Następnie podszedł do Oli i Marka.
-Wszystko dobrze?- zapytał Mikołaj.
-Nic nie jest dobrze- Olka się rozpłakała i wtuliła w kolegę razem ze swoim synem.
-Słuchajcie, nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba mamy większy problem niż Ci bandyci- wtrącił się Jacek.
-Niby co może być większym problemem?- zirytował się Białach.
-Nasza komenda- zawiesił się Nowak- Nasza komenda wybuchła.
-Że co?- Ola otarła łzy.
- No tak, zdążyliśmy z Kobielakiem odjechać spod komendy i nagle usłyszeliśmy huk- wyjaśnił mężczyzna.
-Czy Karolina była jeszcze na komendzie?- Mikołaj zapytał łamiącym się głosem.
-No jej auta stało na parkingu.
-O ku**a- Mikołaj oparł się o budynek i osunął się po ścianie.
-Kto jeszcze był na komendzie?- spytała Olka, zapominając o całej tej sytuacji, która miała miejsce przed chwilą.
-Emilka i komendantka.
-No to musimy tam jechać- odparła kobieta. Wiedziała, że jak się czymś zajmie, to nie będzie myślała o tych wszystkich wydarzeniach.
-Jedyne Ola, co ty teraz musisz, to jechać w bezpieczne miejsce i zostać z Markiem- odparł Jacek- Zawiozę Ciebie i Marka do mojej mamy. Już z nią rozmawiałsm. Chodź- odparł policjant.
-Dzięki Jacek- rzucił jeszcze Mikołaj. Był mu wdzięczny życie. Nagle pojawili się Juliusz z Kobielakiem. Ola z Mikołajem jeszcze nie wiedzieli, że to oni stoją za zniknięciem pieniędzy z torby.
-Ola, Mikołaj- zaczął Poniatowski.
-Ola jedzie ze mną, a wy jedźcie na komendę, zobaczyć jak sytuacja wygląda. Mikołaj, pojedziesz też?
-No wiadomo, muszę wiedzieć, co z Karoliną.
-No dobra, to Ola, Marek, idziemy do mojego auta- zarządził Nowak.

-Jacek, uratowałeś nam życie- odparła Wysocka, gdy siedzieli już Mercedesie policjanta.
-Spoko, przecież dlatego zostałem policjantem.
-Skąd w ogóle wiedziałeś, gdzie jesteśmy?
-To długa historia, ale opowiem Ci- Jacek wziął głęboki oddech- Juliusz znalazł torbę z pieniędzmi, którą jak sądzę schowaliście z Mikołajem w archiwum. No i podmienili z Kobielakiem pieniądze na gazety. Juliusz postanowił obserwować Mikołaja i pojechał za nim. Jak się zorientował, co zrobił to zadzwonił do Adama, a Adam nie chcąc mówić Zuzie, przyszedł do mnie. No a resztę już znasz.
-Jak my się tobie odwdzięczymy?
-Ola, przestań już. Ważne, że jesteście już bezpieczni i że nic się wam nie stało- Jacek położył swoją dłoń na kolanie kobiety, jednak szybko ją zabrał. Jacek jak i Ola po tej sytuacji się nie odzywali do siebie przez całą drogę.
-No to jesteśmy na miejscu. Ja teraz pojadę na komendę. Potem pojedziemy do Ciebie po twoje rzeczy, a potem do mnie, nie możesz być teraz sama.
-Jacek, ale ja jestem już dorosła. Nie potrzebuję niańki- odparła Wysocka, której niezbyt podobał się pomysł nocowania u kolegi, z którym kiedyś była w związku.
-Ja wszystko rozumiem, ale to, że tamtych złapaliśmy, to nie znaczy, że ktoś tego nie obserwował.
-To równie dobrze, mógł teraz jechać za nami i życie twojej mamy też może być zagrożone- odparła Wysocka i się rozpłakała. To wszystko zaczęło ją już przerastać. Sama nie wiedziała co ma robić. Jej życie to było pasmo samych niepowodzeń. Najpierw śmierć matki, potem grozili jej dilerzy narkotyków, potem porwała ją Gruda, następnie zmarł jej ojciec, potem Michał, z którym była w związku, teraz gdy zakochała się w Borysie, on też zginął. Ciągle same jakieś tragedie. Jeszcze Karolina, która myśli, że Aleksandra chce jej wskoczyć do łóżka. No i teraz to porwanie jej i Marka. Tego było za dużo jak na jedną osobę.
-Olu, nie płacz już- powiedział Jacek i przytulił koleżankę. Ona nawet nie protestowała. Potrzebowała tego w tej chwili. Potrzebowała kogoś, kto ją przytuli i nie będzie mówił "Wszystko będzie dobrze", bo nic nie było dobrze i zapowiadało się, że to jeszcze nie koniec. Miała świadomość tego, że przeszłość Borysa jeszcze ją dopadnie.
-Idziemy?- spytał Jacek, gdy jego koleżanka się uspokoiła. Ona kiwnęła głową. Nowak zaprowadził kobietę i jej syna do swojej mamy, a potem wrócił do auta i udał się na miejsce, gdzie jeszcze kilka godzin temu stała komenda. Na miejscu trwała akcja gaszenia budynku.
Starszy aspirant wśród gapiów dostrzegł swoich znajomych z komendy. Podszedł do nich.
-Jak sytuacja?- zwrócił się do Krzyśka, który stał najbardziej z brzegu.
-Emilka i Karolina pojechały na badania do szpitala, ale nic im poważnego się nie stało, bo akurat z komendy wychodziły. Szukają jednak pozostałych. Wciąż niewiadomo, co z Kowal i z Zatońską. Nie wiem też jak z innymi wydziałami, bo i narkotykowi przecież, kryminalnych też trochę było jeszcze na komendzie. Powiedz lepiej, co z Olą?
-Jest z Markiem u mojej mamy, ale jest cała roztrzęsiona.
-Jak ja jej współczuję. Ona to ma w życiu przerąbane. W ogóle ciekawe, kto podłożył bombę na komendzie- odparł Zapała.
-Ja chyba wiem kto- powiedział Jacek.
-Kto?
-Dowiesz się w swoim czasie. Patrz, wynoszą kogoś- Nowak szybko zmienił temat i przeszedł przez taśmę.
-Halo, co pan robi, tu nie wolno wchodzić- krzyknął strażak.
Wtedy Nowak wyciągnął odznakę i strażak bez gadania go wpuścił. Podbiegł do ratowników medycznych, którzy wkładali poszkodowaną osobę do karetki.
-Mogę zobaczyć, kto to?- zapytał jednego z ratowników.
-Tylko szybko, bo musimy z nią jechać do szpitala.
-Gdzie?
-Do miejskiego.
Jacek zerknął i już wiedział kto to. Zaczął wzrokiem szukać Szymona Zielińskiego. Domyślał się, że młodszy aspirant martwi się o swoją partnerkę. Gdy go dostrzegł, od razu do nie podszedł.
-To była Aśka. Nie wyglądała najlepiej. Zabrali ją do miejskiego.
-Ok, to ja tam jadę dowiedzieć się czegoś więcej. Jej ojciec i brat pewnie się zamartwiają. A ty to chyba powinieneś jechać do Olki, a nie tutaj siedzieć. I tak nic nie zrobimy. Akcja będzie trwała jeszcze kilka godzin.
-W sumie bez sensu tu przyjeżdżałem. Dobra, jadę po Olę. Jak coś będziesz wiedział, to daj znać- Jacek pożegnał się z kolegą i udał się do swojego auta. Wsiadł do niego i odjechał. Po dwudziestu minutach był na miejscu. Wszedł do klatki, gdzie mieszkała jego mama i po chwili znalazł się pod jej mieszkaniem. Zadzwonił, a drzwi otworzyła mu jego rodzicielka, z palcem na ustach.
-Tylko cicho, Marek śpi- powiedziała szeptem.
-A Ola?
-Ola wyszła.
-Jak to wyszła?- Nowak słysząc to, cały się zagotował- Czemu jej na to pozwoliłaś?
-Ona jest dorosłą kobietą, nie mogę jej zabronić- pani Dorota zaczęła się tłumaczyć.
-Powiedziała chociaż, gdzie idzie?
-Nie.
-Mamo, ona teraz nigdzie nie może sama chodzić. W każdej chwili może ją ktoś porwać- Jacek był wkurzony na swoją mamę, że pozwoliła wyjść z domu jego koleżance. Jednak szybko wpadł na pomysł, gdzie może być. Tym bardziej, że to miejsce było oddalone tylko o dziesięć minut drogi od osiedla, na którym mieszkała pani Nowak. Natychmiast wybiegł z mieszkania i udał się w kierunku cmentarza. Miał świadomość, że to tam są pochowani jej rodzice oraz Michał, ojciec Marka. Znał też Olę na tyle, że wiedział, że właśnie tam idzie, gdy w jej życiu dzieje się coś złego. Biegł ile sił w nogach. Martwił się o Wysocką. Musiał też rozładować emocje, które kumulowały się w nim, a bieganie od zawsze go uspokajało. Po pięciu minutach stał już przed bramą cmentarza. Musiał sobie przypomnieć, gdzie są pochowani rodzice Oli. Ostatni raz na ich grobie był na wszystkich świętych, gdy chciał zapalić lampkę Wysockiemu. Przy okazji złapał oddech. Gdy sobie przypomniał, szybkim krokiem, ruszył w stronę alejki. Już z oddali dostrzegł sylwetkę swojej koleżanki z pracy. Nie było trudno. Szczupła, krótkościęta kobieta. To musiała być Ola. Teraz już szedł wolniej, bo był spokojniejszy. Starał się też być w miarę cicho, żeby jej nie przestraszyć. Był co raz bliżej. Chwilę później stał już za Olą. Ona nawet się nie odwróciła, mimo tego, że na pewno słyszała jego kroki.
-Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?- zapytała.
-Skąd wiedziałaś, że to ja?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Nie odpowiedziałeś mi.
-Znam cię na tyle dobrze, że się domyśliłem. Teraz czekam na twoją odpowiedź.
-Po zapachu wody toaletowej- odparła, robiąc miejsce Jackowi na ławce.
-Długo już tu siedzisz?
-Z godzinę może. Nie wiem sama. Nawet nie mam zegarka ani telefonu, bo przecież tamci porywacze mi zabrali.
-Odzyskam go jakoś.
-Jacek, powiedz mi, co ja takiego zrobiłam, że los wymierza mi cały czas takie ciosy? Chciałabym sobie ułożyć wreszcie życie, ale cały czas rzucane są mi kłody pod nogi. Mogę się założyć, że nie ma na świecie drugiej takiej osoby, co by jej się wszystko po kolei waliło, tak jak mi. Gdy tylko idzie po mojej myśli, to pojawia się coś, co burzy ten mój domek z kart, który już zbudowałam i muszę zaczynać od nowa. A mnie to już męczyć zaczyna. Powiedz, czemu to zawsze muszę być ja?- Aleksandra spojrzała Jackowi prosto w oczy. Jacek nie miał pomysłu, co odpowiedzieć. Nie chciał się powtarzać, że wszystko będzie dobrze. Poza tym na Olę czekał jeszcze pogrzeb Borysa. Miał świadomość, że to będzie kolejny cios dla niej.
-Ja to cię Ola podziwiam- odparł tylko.
-Mnie? Za co? Przecież ja sobie życia nie umiem ułożyć, także nie rozumiem.
-Już tyle wycierpiałaś. Ja to bym się już dawno poddał, a ty mimo wszystko jakoś sobie radzisz- Jacek spochmurniał przypominając sobie ten jeden dzień, który zmienił jego życie o sto osiemdziesiąt stopni.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć, ale nie masz odwagi. Coś, o czym mi nie powiedziałeś jeszcze, jak byliśmy razem- stwierdziła Ola, patrząc Jackowi prosto w oczy. Jacek obrócił głowę i spojrzał w zupełnie innym kierunku. Chciał uciec wzrokiem od Wysockiej. Miał świadomość, że jednak go nie ominie opowiedzenie Oli, co się stało.
***
No, to na tyle moi Czytelnicy. Nie będę robić spojlerów, co w następnym opowiadaniu. Dowiecie się sami, zaglądając tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz