-Ależ oczywiście, że tak- powiedziała, a ja i Jacek zaczęliśmy bić brawa. Ojciec założył jej na palec pierścionek, a potem się pocałowali.
-To witaj w rodzinie- powiedziałam zadowolona. Cieszyłam się, że tata zaczyna układać sobie życie. Poza tym co raz bardziej zaczynałam lubić tą Ewę. Z początku myślałam, że to zakochana w sobie, pusta lalunia, ale jak ją poznałam bardziej, stwierdziłam, że to spoko babka.
-To kiedy ślub szefie?- zapytał Jacek.
-A wy kiedy dzieci?- spojrzeliśmy z Jackiem na siebie, nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Porozmawiamy o tym, jak już wszystko się ustabilizuje. Jacek wróci do formy, znajdziemy większe mieszkanie, dostaniemy prawa do córek Mikołaja i znajdzie się jego zabójca- powiedziałam.
-No tak, racja- odparł mój tata.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę u Ewy, potem Jacek poszedł do swojej sali, a ja, tato i Krzysiek wróciliśmy do domu. Ania i Dominika miały tę noc spędzić u Emilki razem z Tośkiem. Weszłam do mieszkania i rzuciłam torbę na ziemię. Udałam się do kuchni, napiłam się wody, a potem poszłam do sypialni. Przebrałam się w piżamę i położyłam się w łóżku, pod ciepłą kołdrą.
-Córeczko, przepraszam cię- powiedziała brunetka, która z pozoru przypominała mnie, ale była o wiele ode mnie starsza.
-Nie nawidzę cię- wrzasnęłam- Dzwoń lepiej na pogotowie!- rozkazałam jej, a ja w tym czasie przeszłam do udzielania pierwszej pomocy Jackowi, który leżał w bezruchu przez postrzelenie. Przez moją matkę. Kobietę, która mnie urodziła. Mój narzeczony, mój Jacek. Szybko zatamowałam krwawienie i ułożyłam go w bezpiecznej pozycji. Spojrzałam na matkę piorunującym wzrokiem.
-Jeśli on tego nie przeżyje, dopilnuje, żebyś resztę swojego życia spędziła w pierdlu- wycedziłam, a potem zaczęłam błagać Jacka, żeby nie umierał. Potem przyjechała karetka i zabrała go do szpitala, a ja zadzwoniłam na policję i do ojca, który mnie zawiózł do Jacka. Gdy dotarliśmy na miejsce, trwała jego operacja. Po sześciu godzinach lekarz wyszedł z sali operacyjnej.
-Pani jest kimś z rodziny?- zapytał mnie.
-Jestem narzeczoną- odpowiedziałam.
-Tak mi przykro, ale on nie żyje- usłyszałam od lekarza.
Obudziłam się cała zgrzana. Odetchnęłam z ulgą, że to był tylko koszmar senny. Spojrzałam na zegarek, była szósta trzydzieści. Po tym śnie byłam pewna, że nie będę w stanie zasnąć. Poszłam do kuchni napić się wody, a następnie wziąć prysznic, bo nie wzięłam go przed spaniem. Potem wysuszyłam włosy i ubrałam się w ciemne dżinsy i jasny top. Poszłam zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie gofry. Nie wiem czemu, ale naszła mnie na nie ochota. Zjadłam je i uszykowałam się do wyjścia. Po Jacka miałam być o dziewiątej, ale chciałam jeszcze zajrzeć do Ewy. W szpitalu byłam około ósmej trzydzieści. Zaszłam do Jacka, powiedzieć mu, że idę jeszcze do Ewy. On w tym czasie się pakował.
-Cześć- przywitałam się z nią.
-Hej- odpowiedziała.
-Jak się czujesz?- zapytałam, siadając na krzesełku, które stało przy łóżku.
-No w miarę. Co prawda przykro mi, że tej kruszynki nie ma z nami, ale jakoś to będzie.
-Pewnie teraz bawi się z kruszynką moją i Jacka tam w niebie- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Pewnie tak- odwzajemniła mój uśmiech- W ogóle co z twoją matką?
-Sama nie wiem. Nie gadałam jeszcze z koleżanką, która przyjechała do zdarzenia, ale wiem jedno. Nie nawidzę tej kobiety. Żałuję, że to była ciocia Luiza, a nie moja matka. Szkoda, że to nie ona zachorowała na tego raka. Przynajmniej by nas tutaj teraz nie było- powiedziałam, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Nie wierzyłam sama w to, co mówię, ale taka była prawda. Moja matka mogła umrzeć.
-Ej, nie mów tak. To ona dała ci życie, to dzięki niej jesteś kim jesteś- zaczęła Ewa, a mi po policzkach zaczęły płynąć łzy- Jakby nie patrzeć, to twoja mama. Może się pogubiła, ale to wciąż ta sama kobieta, która nosiła cię dziewięć miesięcy pod sercem- kontynuowała.
-A twoja mama?- zapytałam, ale nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, jaką usłyszałam.
-Ona nie żyje. Gdy byłam w trzeciej klasie podstawówki, jakiś pijak potrącił ją na oczach moich i taty. Krótko po tym mój ojciec popełnił samobójstwo. Rzucił się pod pociąg. Wychowała mnie ciocia z babcią- oznajmiła i widziałam, jak jej oczy stają się szklane.
-Przepraszam, nie wiedziałam- powiedziałam przygaszona tym, co uslyszałam. Zrozumiałam, że źle ją na samym początku oceniłam. Z dnia na dzień poznawałam ją co raz bardziej i co raz więcej zzyskiwała w moich oczach.
-Nic się nie stało. Już się z tym zdążyłam pogodzić, ale widoku mojej mamy, leżącej na masce samochodu nigdy nie zapomnę. Doceń to, że twoja mama żyje i nie życz jej śmierci, bo to najgorsze co może być, bo nigdy nie wiadomo, co nas w życiu czeka- powiedziała, a ja jeszcze raz analizowałam jej słowa.
-No ale przez nią moja siostra albo braciszek nie żyje.
-Olka, czasu się nie cofnie. Ale nie życz swojej matce śmierci, bo to może się obrócić przeciwko tobie- tłumaczyła mi, a ja nie wierzyłam w to, co słyszę. Można się od niej wiele nauczyć, a ja z początku jej tak nie doceniałam.
-Nie przeszkadzam?- usłyszałam znajomy głos. Spojrzałyśmy z Ewą w stronę drzwi i zobaczyłyśmy Jacka.
-Nie, nie.
-Ola, jak chcesz sobie pogadać, to odwieź mnie do domu, a potem możesz sobie tutaj przyjechać- oznajmił. Spojrzałam na Ewę.
-No co się tak patrzysz, idź z Jackiem. Przecież po niego chyba przyjechałaś- uśmiechnęła się do mnie, a ja wykonałam jej prośbę. Poszłam z Jackiem po torbę, a potem udaliśmy się po wypis. Następnie skierowaliśmy się w stronę auta i ruszyliśmy w stronę osiedla, na którym mieszkała Emilka, żeby odebrać Dominikę i Anię. Byliśmy tam pół godziny od wyjścia ze szpitala. Zaparkowałam samochód na wolnym miejscu.
-To co, idziemy?- zapytałam zamyślonego Jacka, który patrzył gdzieś w dal.
-Tak, tak- powiedział i odpiął pasy. Wysiedliśmy z auta i weszliśmy do bloku Emilki. Mieszkała na samej górze, więc wsiedliśmy do windy. Gdy dojechaliśmy już na odpowiednie piętro, drzwi windy się otworzyły i wyszliśmy z niej. Zapukałam do drzwi, a po chwili otworzyła mi je Emilka, która nie była najwyraźniej w sosie. Dziewczynki z Tośkiem jeszcze spali, więc staraliśmy zachowywać się cicho.
-Stało się coś?- zapytałam, widząc koleżankę, która próbowała wmusić w siebie kanapkę.
-Nic, a co się miało stać?- odparła, ale wiedziałam, że to nic, znaczy coś.
-Emilka, przecież widzę, że coś ci leży mna sumieniu. Dajesz- zachęcałam ją.
******************************************
Witajcie po przerwie :) Od dzisiaj już opowiadania będą pojawiać się, mam nadzieję, regularnie.
Co myślicie o Ewie i jej historii?
Jak sądzicie, dlaczego Emilia była nie w humorze?
Ps. Chcę wam przypomnieć, że prowadzę jeszcze dwa blogi, które nie są związane z serialem. O to linki:
http://nowezycie-nowarzeczywistosc.blogspot.com/?m=1
oraz
http://przyjaznjestnajcenniejsza.blogspot.com/?m=1
wtorek, 12 stycznia 2016
47.1
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super opowiadanie
OdpowiedzUsuńAlicja
Super rozdział
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Magda
Świetne opowiadanie. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Żabka
Opowiadanie rewelacyjne i polubiłam Ewę . Czekam na następne opowiadanie . Pozdrawiam i życzę weny Ela
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Paulina
Cześć, witaj nareszcie spowrotem, nie mogłam się już doczekać Twojego powrotu.
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie. <3