Przybywam z kolejnymi opowiadaniem :)
***
-Ola, ty masz swoje problemy teraz, nie będę Cię jeszcze obarczał dodatkowo swoimi.
-Dobra, nie będę na ciebie naciskać, ale widzę, że mimo wszystko chcesz się wygadać- Olka wstała z ławki. Nowak złapał ją za rękę.
-Dobra, opowiem Ci, ale nie tutaj. Masz ochotę się przejść nad Odrę?- zaproponował. Wysocka przystała na jego propozycję. Zapaliła tylko znicze swoim rodzicom i Michałowi i udali się nad rzekę. Jacek miał jedno miejsce, do którego miał sentyment i tak jak Ola chodziła na cmentarz do rodziców ze swoimi problemami, tak on, gdy nie mógł sobie z czymś poradzić, szedł właśnie tam.
-Czemu akurat tutaj?- zapytała Aleksandra, siadając na kamieniu.
-Jak byłem młodszy, często przyjeżdżaliśmy tutaj z tatą i bratem na motocyklach. Pamiętam nasz ostatni wyjazd. Oprócz nas, był jeszcze kolega mojego brata, który chodził z nim do klasy. Byli w klasie maturalnej. Po maturze Wiktor planował iść na studia prawnicze. Był oczkiem w głowie rodziców, ale mimo to nie traktował mnie z góry. Był moim przyjacielem, zawsze wiedział, jak mi pomóc, gdy miałem problem. Nawet, gdy rodzice się na mnie wściekali, on był zawsze po mojej stronie. Nasz ostatni wyjazd był taki jak zwykle. Wyjechaliśmy o tej samej godzinie co zawsze, dotarliśmy o tej samej godzinie. Zjedliśmy kiełbaski z ogniska, pośpiewaliśmy, powygłupialiśmy się i o tej co zawsze wyruszyliśmy w drogę powrotną. Wpadłem na pomysł, żeby jechać dłuższą trasą. Dzień był wtedy długi. Było jeszcze widno, jak wracaliśmy. Jechaliśmy zgodnie z przepisami, bez żadnej brawury. Wtedy z naprzeciwka nadjechało auto z dużą prędkością. Ja i Kamil, ten kolega Wiktora zdążyliśmy zjechać. Mój tata i Wiktor już nie. Auto uderzyło w nich z dużą prędkością. Ojciec zginął na miejscu. Wiktor przeżył, ale jest w śpiączce od tamtego czasu. Przebywa w hospicjum. Często go odwiedzam, ale obwiniam siebie za ten wypadek. Gdyby nie mój pomysł, żeby jechać inną trasą, mój tata by żył, a Wiktor nie leżałby w śpiączce.
-No tak, ale ciebie nie porywają, nikt ci nie grozi, a mi? Non stop. Ja już nawet nie wiem, co mam robić. Jeszcze muszę się z pogrzebem Borysa uporać. Ja nie wiem, czy dam radę.
-Ola, spokojnie. Pomogę ci jakoś przez to przejść. Nie zostawię cię samej. Przyjaciół się nie zostawia na lodzie przecież. Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebowała, wal śmiało. Dzwoń o każdej porze dnia. Możesz mnie nawet obudzić o trzeciej w nocy, a ja ci pomogę, jeśli będzie taka potrzeba- odparł Jacek.
-Dziękuję- wyszeptała Ola- Możemy wracać? Chłodno się robi.
-No pewnie- Jacek posłał jej uśmiech. Podał Oli swoją kurtkę, bo widział, jak się trzęsie z zimna i wrócili do domu mamy Jacka.
-Gdzie się podziewaliście? Martwiłam się, że się coś wam stało- zaczęła nawijać pani Nowak.
-Spokojnie mamo, Ola potrzebowała trochę odetchnąć. Nic nam nie jest- Jacek ucałował swoją mamę w czoło. Nagle telefon Jacka zawibrował. Policjant sięgnął po niego do kieszeni.
-Szymon napisał- odparł, odblokowując telefon i zaczął czytał treść -Aśka jest po operacji, lekarze mówią, że najbliższe godziny będą decydujące. Jej stan jest poważny.
-Masakra. Zapytaj się Szymona, jak on się trzyma.
-Ok.
Jacek napisał wiadomość i czekali na odpowiedź od kolegi. Odpisanie Szymonowi nie zajęło dużo czasu "Jakoś się trzymam. Gorzej z ojcem i bratem Aśki"
-Ja jestem zmęczona. Idę spać- odparła Wysocka i udała się do pokoju, gdzie spał Marek. Położyła się obok syna i szybko zasnęła.
-Ja też się mamo będę zbierał- powiedział Jacek.
-Zostań na noc. Na pewno jesteś zmęczony. Nie powinieneś prowadzić auta w takim stanie. Przygotuje ci sofę w salonie, bo w twoim pokoju śpi Ola i Marek.
-Kocham cię mamo- Jacek posłał uśmiech kobiecie. Dziesięć minut później leżał już na sofie, którą pościeliła mu jego mama.
Ola mimo tego, że szybko zasnęła, budziła się co chwilę. Miała koszmary związane z porwaniem jej i Marka. Musiała sprawdzać, czy aby na pewno obok niej śpi Marek i czy są w mieszkaniu mamy Nowaka. Noc była dla niej ciężka. Wstała pierwsza ze wszystkich. Postanowiła uszykować śniadanie. W ten sposób chciała się odwdzięczyć za przenocowanie. Poza tym musiała załatwić jedną rzecz tego dnia. Zorganizować pogrzeb Borysa. Wiedziała, że będzie to dla niej trudne, ale w końcu musiało to nastąpić.
-No wiesz co?- w kuchni stanęła mama Jacka i skrzyżowała ręce -Pytałaś się w ogóle o pozwolenie?- zażartowała pani Nowak.
-Ja przepraszam- Ola nie odebrała tego, jako żartu. Nie miała ochoty na dowcipkowanie.
-Spokojnie, spokojnie, nie mam ci nic za złe.
Po śniadaniu Ola zostawiła Marka z mamą Jacka i pojechała załatwiać sprawy związane z pogrzebem Borysa. Było to dla niej ciężkie. Przy wszystkim wspierał ją Jacek. Była mu bardzo za to wdzięczna.
-Gdyby nie Twoja pomoc, nie wiem jakbym to sama ogarnęła- odparła, gdy jechali do szpitala do swojej koleżanki, która trafiła tam po wybuchu na komendzie.
-Przecież od tego są przyjaciele. Nie zostawiłbym Cię samej w takiej sytuacji.
-Naprawdę dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Przecież ja nawet bym nie była w stanie prowadzić auta. Tylko czuję się trochę podle- odparła.
-Czemu?- zdziwił się Nowak.
-No bo ja powinnam być teraz z Markiem, a nie to wszystko załatwiać.
-Marek to duży chłopak, na pewno wszystko zrozumie.
-Mam nadzieję, bo naprawdę mam wyrzuty sumienia z tego powodu. W ogóle chyba będę musiała z nim iść do psychologa.
Na tym rozmowa się skończyła, bo Ola i Jacek dojechali do szpitala, gdzie leżała Asia. Posiedzieli trochę z Szymonem, a następnie pojechali po Marka i udali się do mieszkania Oli. Wysocka się zastanawiała, czy jej mieszkanie stoi nienaruszone. Na szczęście było w takim stanie, w jakim je zostawiła. Ola pierwsze co zrobiła, to podeszła do komody, na której stała ramka ze zdjęciem jej i Borysa. Wzięła ją do ręki. Marek i Jacek obserwowali Wysocką. Z jej oczu zaczęły kapać łzy.
-Nie wierzę, że nie ma już ciebie z nami.
-Mamo, wszystko w porządku?- zapytał nastolatek i podszedł do kobiety.
-Nie, nic nie jest w porządku!- krzyknęła. Oparła się o ścianę i zjechała po niej. Dopiero teraz tak naprawdę do niej dotarło, co tak naprawdę się stało. Wcześniej nie myślała tak o tym, ale gdy zobaczyła Borysa na zdjęciu, uświadomiła sobie, że już nigdy nie przytuli się do niego, że nie zaśnie obok niego, że się nie obudzi u jego boku, że nie porozmawiają ze sobą, nie pośmieją się.
" w naszych marzeniach byliśmy tak szczęśliwi
a teraz nie wiem dokąd mam iść
chcę cofnąć czas; do siebie wrócimy
przecież na zawsze mieliśmy razem być"- w głowie Oli chodziły słowa piosenki Verby. Tak bardzo chciała mieć Borysa znowu przy sobie.
-Ola, powinnaś się położyć spać- oznajmił Jacek i podał jej dłoń, żeby się podniosła.
-Nie, zostaw mnie!- znowu podniosła głos.
-Mamo, Jacek ma rację. Powinnaś iść spać.
Ola w końcu dała się namówić i położyła się w swojej sypialni. Marek z Jackiem włączyli telewizor. Leciał jakiś program l motocyklach. Postanowili go obejrzeć. Po pół godzinie obaj spali na sofie.
wtorek, 3 lipca 2018
IV.03
sobota, 30 czerwca 2018
IV.02
Hej, witam wszystkich. Mam nadzieję, że to nie są ostatnie dni mojego bloga i opowiadań. Chyba, każdy słyszał o ACTA2. Jak dla mnie jest to bezsensu i mam nadzieję, że ta ustawa nie wejdzie w życie. #stopacta2
Teraz zapraszam na, mam nadzieję, że nie ostatnie opowiadanie.
***
Pistolet nie wystrzelił. Wtedy Białach obezwładnił przestępcę i oddał w ręce bandytów. Następnie podszedł do Oli i Marka.
-Wszystko dobrze?- zapytał Mikołaj.
-Nic nie jest dobrze- Olka się rozpłakała i wtuliła w kolegę razem ze swoim synem.
-Słuchajcie, nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba mamy większy problem niż Ci bandyci- wtrącił się Jacek.
-Niby co może być większym problemem?- zirytował się Białach.
-Nasza komenda- zawiesił się Nowak- Nasza komenda wybuchła.
-Że co?- Ola otarła łzy.
- No tak, zdążyliśmy z Kobielakiem odjechać spod komendy i nagle usłyszeliśmy huk- wyjaśnił mężczyzna.
-Czy Karolina była jeszcze na komendzie?- Mikołaj zapytał łamiącym się głosem.
-No jej auta stało na parkingu.
-O ku**a- Mikołaj oparł się o budynek i osunął się po ścianie.
-Kto jeszcze był na komendzie?- spytała Olka, zapominając o całej tej sytuacji, która miała miejsce przed chwilą.
-Emilka i komendantka.
-No to musimy tam jechać- odparła kobieta. Wiedziała, że jak się czymś zajmie, to nie będzie myślała o tych wszystkich wydarzeniach.
-Jedyne Ola, co ty teraz musisz, to jechać w bezpieczne miejsce i zostać z Markiem- odparł Jacek- Zawiozę Ciebie i Marka do mojej mamy. Już z nią rozmawiałsm. Chodź- odparł policjant.
-Dzięki Jacek- rzucił jeszcze Mikołaj. Był mu wdzięczny życie. Nagle pojawili się Juliusz z Kobielakiem. Ola z Mikołajem jeszcze nie wiedzieli, że to oni stoją za zniknięciem pieniędzy z torby.
-Ola, Mikołaj- zaczął Poniatowski.
-Ola jedzie ze mną, a wy jedźcie na komendę, zobaczyć jak sytuacja wygląda. Mikołaj, pojedziesz też?
-No wiadomo, muszę wiedzieć, co z Karoliną.
-No dobra, to Ola, Marek, idziemy do mojego auta- zarządził Nowak.
-Jacek, uratowałeś nam życie- odparła Wysocka, gdy siedzieli już Mercedesie policjanta.
-Spoko, przecież dlatego zostałem policjantem.
-Skąd w ogóle wiedziałeś, gdzie jesteśmy?
-To długa historia, ale opowiem Ci- Jacek wziął głęboki oddech- Juliusz znalazł torbę z pieniędzmi, którą jak sądzę schowaliście z Mikołajem w archiwum. No i podmienili z Kobielakiem pieniądze na gazety. Juliusz postanowił obserwować Mikołaja i pojechał za nim. Jak się zorientował, co zrobił to zadzwonił do Adama, a Adam nie chcąc mówić Zuzie, przyszedł do mnie. No a resztę już znasz.
-Jak my się tobie odwdzięczymy?
-Ola, przestań już. Ważne, że jesteście już bezpieczni i że nic się wam nie stało- Jacek położył swoją dłoń na kolanie kobiety, jednak szybko ją zabrał. Jacek jak i Ola po tej sytuacji się nie odzywali do siebie przez całą drogę.
-No to jesteśmy na miejscu. Ja teraz pojadę na komendę. Potem pojedziemy do Ciebie po twoje rzeczy, a potem do mnie, nie możesz być teraz sama.
-Jacek, ale ja jestem już dorosła. Nie potrzebuję niańki- odparła Wysocka, której niezbyt podobał się pomysł nocowania u kolegi, z którym kiedyś była w związku.
-Ja wszystko rozumiem, ale to, że tamtych złapaliśmy, to nie znaczy, że ktoś tego nie obserwował.
-To równie dobrze, mógł teraz jechać za nami i życie twojej mamy też może być zagrożone- odparła Wysocka i się rozpłakała. To wszystko zaczęło ją już przerastać. Sama nie wiedziała co ma robić. Jej życie to było pasmo samych niepowodzeń. Najpierw śmierć matki, potem grozili jej dilerzy narkotyków, potem porwała ją Gruda, następnie zmarł jej ojciec, potem Michał, z którym była w związku, teraz gdy zakochała się w Borysie, on też zginął. Ciągle same jakieś tragedie. Jeszcze Karolina, która myśli, że Aleksandra chce jej wskoczyć do łóżka. No i teraz to porwanie jej i Marka. Tego było za dużo jak na jedną osobę.
-Olu, nie płacz już- powiedział Jacek i przytulił koleżankę. Ona nawet nie protestowała. Potrzebowała tego w tej chwili. Potrzebowała kogoś, kto ją przytuli i nie będzie mówił "Wszystko będzie dobrze", bo nic nie było dobrze i zapowiadało się, że to jeszcze nie koniec. Miała świadomość tego, że przeszłość Borysa jeszcze ją dopadnie.
-Idziemy?- spytał Jacek, gdy jego koleżanka się uspokoiła. Ona kiwnęła głową. Nowak zaprowadził kobietę i jej syna do swojej mamy, a potem wrócił do auta i udał się na miejsce, gdzie jeszcze kilka godzin temu stała komenda. Na miejscu trwała akcja gaszenia budynku.
Starszy aspirant wśród gapiów dostrzegł swoich znajomych z komendy. Podszedł do nich.
-Jak sytuacja?- zwrócił się do Krzyśka, który stał najbardziej z brzegu.
-Emilka i Karolina pojechały na badania do szpitala, ale nic im poważnego się nie stało, bo akurat z komendy wychodziły. Szukają jednak pozostałych. Wciąż niewiadomo, co z Kowal i z Zatońską. Nie wiem też jak z innymi wydziałami, bo i narkotykowi przecież, kryminalnych też trochę było jeszcze na komendzie. Powiedz lepiej, co z Olą?
-Jest z Markiem u mojej mamy, ale jest cała roztrzęsiona.
-Jak ja jej współczuję. Ona to ma w życiu przerąbane. W ogóle ciekawe, kto podłożył bombę na komendzie- odparł Zapała.
-Ja chyba wiem kto- powiedział Jacek.
-Kto?
-Dowiesz się w swoim czasie. Patrz, wynoszą kogoś- Nowak szybko zmienił temat i przeszedł przez taśmę.
-Halo, co pan robi, tu nie wolno wchodzić- krzyknął strażak.
Wtedy Nowak wyciągnął odznakę i strażak bez gadania go wpuścił. Podbiegł do ratowników medycznych, którzy wkładali poszkodowaną osobę do karetki.
-Mogę zobaczyć, kto to?- zapytał jednego z ratowników.
-Tylko szybko, bo musimy z nią jechać do szpitala.
-Gdzie?
-Do miejskiego.
Jacek zerknął i już wiedział kto to. Zaczął wzrokiem szukać Szymona Zielińskiego. Domyślał się, że młodszy aspirant martwi się o swoją partnerkę. Gdy go dostrzegł, od razu do nie podszedł.
-To była Aśka. Nie wyglądała najlepiej. Zabrali ją do miejskiego.
-Ok, to ja tam jadę dowiedzieć się czegoś więcej. Jej ojciec i brat pewnie się zamartwiają. A ty to chyba powinieneś jechać do Olki, a nie tutaj siedzieć. I tak nic nie zrobimy. Akcja będzie trwała jeszcze kilka godzin.
-W sumie bez sensu tu przyjeżdżałem. Dobra, jadę po Olę. Jak coś będziesz wiedział, to daj znać- Jacek pożegnał się z kolegą i udał się do swojego auta. Wsiadł do niego i odjechał. Po dwudziestu minutach był na miejscu. Wszedł do klatki, gdzie mieszkała jego mama i po chwili znalazł się pod jej mieszkaniem. Zadzwonił, a drzwi otworzyła mu jego rodzicielka, z palcem na ustach.
-Tylko cicho, Marek śpi- powiedziała szeptem.
-A Ola?
-Ola wyszła.
-Jak to wyszła?- Nowak słysząc to, cały się zagotował- Czemu jej na to pozwoliłaś?
-Ona jest dorosłą kobietą, nie mogę jej zabronić- pani Dorota zaczęła się tłumaczyć.
-Powiedziała chociaż, gdzie idzie?
-Nie.
-Mamo, ona teraz nigdzie nie może sama chodzić. W każdej chwili może ją ktoś porwać- Jacek był wkurzony na swoją mamę, że pozwoliła wyjść z domu jego koleżance. Jednak szybko wpadł na pomysł, gdzie może być. Tym bardziej, że to miejsce było oddalone tylko o dziesięć minut drogi od osiedla, na którym mieszkała pani Nowak. Natychmiast wybiegł z mieszkania i udał się w kierunku cmentarza. Miał świadomość, że to tam są pochowani jej rodzice oraz Michał, ojciec Marka. Znał też Olę na tyle, że wiedział, że właśnie tam idzie, gdy w jej życiu dzieje się coś złego. Biegł ile sił w nogach. Martwił się o Wysocką. Musiał też rozładować emocje, które kumulowały się w nim, a bieganie od zawsze go uspokajało. Po pięciu minutach stał już przed bramą cmentarza. Musiał sobie przypomnieć, gdzie są pochowani rodzice Oli. Ostatni raz na ich grobie był na wszystkich świętych, gdy chciał zapalić lampkę Wysockiemu. Przy okazji złapał oddech. Gdy sobie przypomniał, szybkim krokiem, ruszył w stronę alejki. Już z oddali dostrzegł sylwetkę swojej koleżanki z pracy. Nie było trudno. Szczupła, krótkościęta kobieta. To musiała być Ola. Teraz już szedł wolniej, bo był spokojniejszy. Starał się też być w miarę cicho, żeby jej nie przestraszyć. Był co raz bliżej. Chwilę później stał już za Olą. Ona nawet się nie odwróciła, mimo tego, że na pewno słyszała jego kroki.
-Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?- zapytała.
-Skąd wiedziałaś, że to ja?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Nie odpowiedziałeś mi.
-Znam cię na tyle dobrze, że się domyśliłem. Teraz czekam na twoją odpowiedź.
-Po zapachu wody toaletowej- odparła, robiąc miejsce Jackowi na ławce.
-Długo już tu siedzisz?
-Z godzinę może. Nie wiem sama. Nawet nie mam zegarka ani telefonu, bo przecież tamci porywacze mi zabrali.
-Odzyskam go jakoś.
-Jacek, powiedz mi, co ja takiego zrobiłam, że los wymierza mi cały czas takie ciosy? Chciałabym sobie ułożyć wreszcie życie, ale cały czas rzucane są mi kłody pod nogi. Mogę się założyć, że nie ma na świecie drugiej takiej osoby, co by jej się wszystko po kolei waliło, tak jak mi. Gdy tylko idzie po mojej myśli, to pojawia się coś, co burzy ten mój domek z kart, który już zbudowałam i muszę zaczynać od nowa. A mnie to już męczyć zaczyna. Powiedz, czemu to zawsze muszę być ja?- Aleksandra spojrzała Jackowi prosto w oczy. Jacek nie miał pomysłu, co odpowiedzieć. Nie chciał się powtarzać, że wszystko będzie dobrze. Poza tym na Olę czekał jeszcze pogrzeb Borysa. Miał świadomość, że to będzie kolejny cios dla niej.
-Ja to cię Ola podziwiam- odparł tylko.
-Mnie? Za co? Przecież ja sobie życia nie umiem ułożyć, także nie rozumiem.
-Już tyle wycierpiałaś. Ja to bym się już dawno poddał, a ty mimo wszystko jakoś sobie radzisz- Jacek spochmurniał przypominając sobie ten jeden dzień, który zmienił jego życie o sto osiemdziesiąt stopni.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć, ale nie masz odwagi. Coś, o czym mi nie powiedziałeś jeszcze, jak byliśmy razem- stwierdziła Ola, patrząc Jackowi prosto w oczy. Jacek obrócił głowę i spojrzał w zupełnie innym kierunku. Chciał uciec wzrokiem od Wysockiej. Miał świadomość, że jednak go nie ominie opowiedzenie Oli, co się stało.
***
No, to na tyle moi Czytelnicy. Nie będę robić spojlerów, co w następnym opowiadaniu. Dowiecie się sami, zaglądając tutaj
piątek, 29 czerwca 2018
IV. 01
No to zaczynamy 😀😀😀 Jeśli ktoś nie oglądał co najmniej trzech ostatnich odcinków 8 serii serialu, to musi nadrobić, żeby wiedzieć o co mniej więcej chodzi.
***
Mikołaj po otrzymaniu telefonu od Oli udał się do archiwum po torbę z pieniędzmi, które trzymał zamknięte w szafie. Gdy ją zabrał, pobiegł do swojej czarnej Audi A8, która stała na parkingu przed komendą. Nie wiedział, że ktoś go obserwuje. Z piskiem opon odjechał i pokierował się w miejsce, które wskazała mu Wysocka. Jechał dosyć szybko. Nie patrzył na fotoradary. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że ktoś go śledzi. Chciał jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Bał się o swoją partnerkę z patrolu, z którą tak dużo przeżył.
-Olka, czy ty zawsze się musisz pakować w jakieś kłopoty?- szepnął sam do siebie. Już po raz kolejny musiał ją ratować. Po piętnastu minutach dotarł na miejsce.
-Masz pieniądze?- zapytał jeden z porywczy.
-Najpierw Ola i Marek.
-To my tu dyktujemy warunki. Forsa- odezwał się drugi mężczyzna i przyłożył Oli pistolet do głowy. W tym czasie na miejscu zjawił się Juliusz Poniatowski, który postanowił, że będzie wszystko obserwować z ukrycia. Mikołaj nie chciał ryzykować życia Oli i jej syna. Wyjął torbę z bagażnika i rzucił ją porywaczą kobiety i jej dziecka. Wolny porywacz wziął torbę i ją otworzył.
-Co ty ku**a? W kulki sobie lecisz.
-Ale o co chodzi?- zapytał zdezorientowany Białach, który był pewny, że w torbie są pieniądze. Wtedy porywacz wysypał z niej kawałki pociętej gazety. Juliusz widząc wszystko, załamał się, bo wiedział, że jeśli Ola i Marek zginą, to przez niego. Postanowił zadzwonić do Adama Kobielaka. To właśnie z nim wyjęli pieniądze z torby i podrzucili gazety.
-Adam, te pieniądze były Białacha. On miał je przekazać jako okup za Olkę. Teraz chcą zabić ją i Marka- wyszeptał. Adam słysząc to pobladł.
-Gdzie jesteście?
-Na wyjeździe w stronę Kątów Wrocławskich są takie pustostany.
-No dobra, idę do Jacka i coś razem wymyślimy, a ty ośle się im nie pokazuj, bo pogorszysz sytuację. Najlepiej odjedź stamtąd- odparł wściekły Kobielak. Wiedział, że z ich pomysłu będą kłopoty, ale nie myślał, że aż takie. Udał się do dyżurnego.
-Jacek, błagam, musisz mi pomóc- odparł Adam.
-Co się stało?- spytał Jacek. Młodszy aspirant spojrzał, czy po korytarzu nie kręci się nowa komendant Zuza Kowal. Zamknął drzwi.
-No bo Juliusz znalazł w archiwum torbę z pieniędzmi. Zabraliśmy pieniądze i podłożyliśmy pocięte gazety. Okazało się, że to miał być okup za Olkę. Teraz chcą ją zabić.
-Adam, czy wy zawsze musicie coś odwalić? Gdzie macie te pieniądze?
-U mnie w gabinecie- odpowiedział.
-Dorba, idź po nie i za dziesięć minut przy moim samochodzie.
W tym samym czasie niedaleko drogi prowadzącej do Kątów Wrocławskich.
-Spokojnie, dajcie mi jeszcze trochę czasu- odparł Mikołaj.
-Czasu na co? Żebyś poinformował czarnych, gdzie jesteśmy?
-Przecież, gdybym chciał, to już dawno bym ich poinformował, a oni dawno by tu byli- odparł spokojnym tonem Mikołaj, chociaż wiedział, że nad jego głową zbierają się ciemne chmury i jeśli zaraz czegoś nie wymyśli, to będzie za późno.
-Masz ten hajs?- zapytał Nowak.
-Tak.
-Dobra, czarni są poinformowani, jedziemy tam- wsiedli do auta Jacka. Jacek tak samo jak Białach odjechał z piskiem opon. Nagle razem z Kobielakiem usłyszeli huk.
-O ku**a- powiedzieli jednocześnie i zobaczyli jak komenda już płonie. Nie mieli jednak czasu na to, żeby wracać się. Kobielak powiadomił jedynie odpowiednie służby. Wiedzieli, że ludziom w środku i tak niewiele pomogą, ale mogli za to uratować Olę, Marka i Mikołaja. No i sumienie Juliusza.
-Kto był jeszcze na komendzie?- spytał Adam.
-Od nas na pewno Kowal i Rachwał. Nie wiem jak reszta. I jeszcze chyba Emilka, ale Emilka była na samym dole. Więc jak bomba była gdzieś wyżej, to może i zdążyła uciec.
-Kto mógł być takim idiotą, żeby podłożyć bombę?
-Ja chyba wiem, kto, ale teraz nie ma się czasu zastanawiać nad tym. Ciekawe, jak tam sytuacja wygląda u Białacha i Olki.
-Nie wiem, Juliuszowi kazałem się na oczy nie pokazywać- odparł Adam.
-Jasne, bo już uwierzę, że Juliusz się posłucha. Wgl po jaką cholerę braliście te pieniądze?
-Nie chcieliśmy, żeby Kowal się dowiedziała.
-A mi nie ufacie? A poza tym, gdyby to był dowód w jakiejś sprawie? Tak naprawdę wtedy pomoglibyście przestępcą.
-Dobra, nie pomyśleliśmy- przyznał ze skruchą Adam.
-Módl się, żeby im się nic nie stało. Niech im chociaż włos z głowy spadnie, to nie ręczę za siebie.
-No Białachowi to już raczej nie grozi- zażartował Kobielak. Jednak Jackowi wcale nie było do śmiechu -Chciałem tylko atmosferę rozluźnić.
-Następnym razem przemyś dziesięć razy coś i najlepiej skonsultuj to z kimś, za nim coś zrobisz. Ok?
-Ok- powiedział przygaszony Kobielak.
-Dobra, jesteśmy na miejscu- rzekł Jacek, parkując w bezpiecznej odległości -Atecy widzę, że też już są ustawieni. Ty zostajesz w aucie.
-Dobra, nie ma problemu.
-Ja myślę- odparł Nowak i wysiadł z auta. Wziął, torbę, którą miał w bagażniku i poszedł tam, gdzie mu pokazał dowódca jednostki AT.
-A ten tu czego? Mówiłeś, że nikogo nie informowałeś?- zwrócił się jeden z porywaczy Wysockiej i Marka do Mikołaja i przystawił mu pistolet do skroni.
-Spokojnie, ja mam pieniądze i to prawdziwe- Nowak położył torbę i się od niej odsunął- Spokojnie, nikt nic nie wie.
Kiedy mężczyzna, który mierzył do Wysockiej odszedł od niej po torbę, Jacek dał znać i do akcji wkroczyli czarni. Jednego z oprawców Wysockiej udało się obezwładnić. Jednak z drugim nie było tak łatwo. Cały czas mierzył on do Mikołaja. Antyterroryści nie chcieli ryzykować życia swojego kolegi. Wtedy mężczyzna pociągnął za spust i...
Wieści
Tak, to ja!!! Powracam!!! Mam nadzieję, że się ucieszycie. Niestety, rok mnie tu nie było. Miałam tyle na głowie i brałam sobie jeszcze więcej obowiązków, że w ogóle nie miałam czasu na pisanie bloga. Przez wakacje postaram się to nadrobić. Tylko jest jedna sprawa. Zgubiłam wątek w swoim opowiadaniu i musiałabym je czytać od początku. Trochę to by czasu zajęło, jeśli chodzi o tą serię. Dlatego postanowię zacząć nową serię, z bardziej aktualnymi wątkami jeśli chodzi o sam serial, bo dużo się pozmieniało. Spokojnie, nazwa blogu nie straci sensu. Ja tu już taką historię wymyślę, że scenarzyści by nawet na to nie wpadli.
Do następnego wpisu
niedziela, 25 lutego 2018
Na konkurs Małej Mi
Jacek siedział w swoim gabinecie i przeglądał stronę z repertuarem kinowym. Miał ochotę wybrać się na jakiś film. Wtedy do jego pokoju weszła Alicja.
-Co ty tu robisz?- spytał zaskoczony.
-Właśnie byłam u Jaskowskiej, żeby dostarczyć jej papiery, że mogę pracować w policji- odpowiedziała z uśmiechem.
-Wracasz do nas? To super- Jacek wstał z miejsca i przytulił koleżankę.
-No tak, jeszcze muszę co prawda szkolenie przejść, ale wszystko jest na dobrej drodze.
-Słuchaj, a może pójdziemy do kina- zaproponował.
-Ale to ma być randka?- spytała Alicja.
-A chciałabyś?- Jacek podszedł do niej i ją pocałował. W tym samym momencie do pokoju weszła Ola. Widząc jednak, że jej były całuje się z inną kobietą, szybko go opuściła. Alicja i Jacek nawet nie zauważyli Wysockiej. Wysocka opuściła komendę smutna. Pojechała do swojego mieszkania, gdzie czekał już na nią Marek. Kobieta się nawet nie przywitała ze swoim synem. Udała się od razu do sypialni, gdzie się zamknęła i zaczęła płakać. Niby nie była już z Jackiem, ale wciąż jej na nim zależało. Marek nie wiedział, co się dzieje. Postanowił więc wyciągnąć Olę na spacer. Wszedł delikatnie do pokoju.
-Pójdzidziemy na spacer? Dawno nie byliśmy.
-Marek, przepraszam cię, ale nie mam ochoty- powiedziała i usiadła na łóżku.
-Stało się coś, że płakałaś?- zapytał, tuląc się do niej.
-Nie, nic- otarła łzy- Co powiesz na pizzę?- kobieta zmieniła temat.
-Ale sami robimy- odparł Marek i poleciał do kuchni szykować składniki. Ola podniosła się z łóżka i poszła do kuchni za synem.
-Ten film był niesamowity- powiedziała Ala, wtulając się w Jacka.
-Też tak uważam. Słuchaj, a może pójdziemy do mnie?- zaproponował mężczyzna.
-A ja mam ochotę się przejść nad Odrę- odparła Ala, patrząc Jackowi prosto w oczy. Jacek musnął jej usta.
-To idziemy nad Odrę.
Mężczyzna i kobieta udali się w ulubione miejsce Alicji we Wrocławiu. Był stamtąd piękny widok na miasto. Jackowi od razu się spodobało.
-A w ogóle to chciałam z Tobą porozmawiać.
-Stało się coś?
-Nie, spokojnie. Bo ja słyszałam, że ty byłeś dawcą szpiku dla kogoś i swoimi nieoficjalnymi kanałami dowiedziałam się, że to było tego samego dnia, kiedy dowiedziałam się, że będę miała przeszczep. Nie uważasz, że to przypadek?- zapytała.
-No powiem Ci, że też mnie to zastanawia, ale lekarze nie chcieli mi nic powiedzieć.
-To byłoby- zaczęli równo.
-Niesamowite- dokończyła Alicja i pocałowała Jacka.
-Nie sądziłem, że to się tak szybko potoczy- uśmiechnął się.
-Ja też nie- kobieta odwzajemniła uśmiech. Następnie udali się do Jacka, gdzie spędzili romantyczną noc.
Miesiąc później
-Jacek, wezwij mi karetkę na adres interwencji- zwrócił się Krzysiek do dyżurnego.
-Krzysiek, co tam się dzieje?- zapytał zaniepokojony policjant.
-Nie zadawaj zbędnych pytań, tylko wzywaj- Zapała prawie się wydarł i przystąpił do reanimacji przyjaciółki.
-Alicja, dawaj. Ty musisz żyć. Musisz żyć dla Jacka, Ala, dajesz. Nie poddawaj się. A kto będzie opiekował się Gają? To twoja chrześnica przecież. Dajesz- Krzysiek ratował koleżankę do przyjazdu karetki, a następnie przejęli ją ratownicy. Krzysiek wsiadł do radiowozu i udał się na komendę, żeby przekazać Jackowi, co stało się z jego ukochaną. Nie chciał rozmawiać o tym ani przez telefon, ani przez radio. Chciał mu przekazać to osobiście. Na komendę dotarł po dziesięciu minutach. Wpadł do pokoju dyżurnego.
-Krzysiek, możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi? Gdzie Alicja?
-Pogotowie ją zabrało. Straciła przytomność i przestała oddychać.
-Gdzie ją zabrali?- Jacek się zerwał z krzesełka i chwycił za swoją bluzę- No co stoisz jak kołek? Zawieź mnie do niej.
-Jacek, zaczekaj. Dzwonił do mnie lekarz, jak jechałem tutaj. Powiedział, że nie dało się jej uratować.
-Ale jak to?- Jacek oparł się o ścianę i zjechał po niej. W jego oczach pojawiły się łzy. Nie docierało już wtedy do niego nic. Myślał tylko o Ali, którą stracił. Zastanawiał się, jak mogło do tego dojść. Przecież badania lekarskie miała w porządku i przeszła wszystkie testy. Dlaczego jego każde zakochanie kończyło się porażką? Myślał, że ta miłość będzie trwać wiecznie. Dobrze czuł się przy Ali, planowali wspólnie zamieszkać, chciał się jej zaręczyć, planowali dziecko, a tu odeszła jego ukochana, z którą wiązał całą swoją przyszłość.
Do pokoju weszła Ola z jakimiś papierami, które miała dać Jackowi do podpisu.
-Co się stało?- zapytała, widząc płaczącego Jacka.
-Ala zmarła- odpowiedział Krzysiek smutno.
-Tak mi przykro- odparła i położyła dokumenty na biurku. Wyszła bez słowa.
-Jacek, wstań, pójdziemy do komendant i poprosimy o wolne na resztę dnia. Zawiozę Cię do domu i posiedzę z Tobą- zaproponował. Tak też zrobili. Pół godziny później byli u Nowaka w mieszkaniu. Mężczyzna wszedł do salonu i pierwsze co zrobił, to chwycił za zdjęcie, które było zrobione raptem dwa tygodnie wcześniej. Pojechał wtedy z Alicją na weekend do Sopotu. Byli tacy szczęśliwi na tym zdjęciu. Nic wtedy nie zapowiadało, że dojdzie do tragedii. O dwudziestej na prośbę Krzyśka przyjechała do Jacka Ola, aby posiedzieć z mężczyzną. Krzysiek poprosił akurat ją, bo jakiś czas temu straciła swojego partnera i najlepiej rozumiała Jacka.
Rok później
Ola siedziała zapłakana przy grobie Michała. Marek sprawiał jej co raz większe kłopoty i nie miała sobie poradzić. Na cmentarzu był też wtedy Jacek, który był na grobie Alicji. Szedł akurat do auta, kiedy zobaczył swoją koleżankę z pracy. Postanowił do niej podejść.
-Ola, co się dzieje?- zapytał, kładąc swoją dłoń na ramię Wysockiej.
-Jacek?
-No tak, byłem u Alicji. Dzisiaj była pierwsza rocznica jej śmierci.
-Zapomniałam o tym. A ja już sobie nie daje rady z Markiem.
-Wiesz co? Mam pomysł. Może pojedziemy do ciebie, ja z nim pogadam- zaproponował.
-Mógłbyś?
-No pewnie- uśmiechnął się do niej. Tak jak zapowiedział Jacek, tak też zrobili. Pojechali do Wysockiej. Jacek pogadała z Markiem. Ta rozmowa dużo dała. Marek przeprosił Olę za swoje ostatnie zachowanie.
Rok później
Aleksandra wróciła do domu po ciężkim dniu w pracy. Jacek i Marek czekali już na nią z kolacją. W salonie były rozsypane płatki róż, a chłopaki byli ubrani w garnitur.
-Co tu się wyprawia?- zapytała kobieta, stojąc wryta.
-Idź do sypialni i załóż sukienkę, która leży na łóżku- odparł Jacek.
-Okej- odparła i poszła do sypialni. Marek w tym czasie przygotował kamerę. Po 10 minutach Ola weszła w ślicznej chabrowej sukience. Jacek podszedł do niej i wyjął z kieszeni pudełko. Uklęknął przed nią, otworzył pudełeczko.
-Aleksandro, czy wyjdziesz za mnie?
W oczach Oli pojawiły się łzy. Łzy szczęścia.
-No pewnie- rzuciła się na Jacka szczęśliwa. Mężczyzna założył na jej palec śliczny złoty pierścionek ze ślicznym diamentem w kształcie serca. Marek również się popłakał ze szczęścia. Cała trójka miło spędziła wieczór.
Pół roku później
Ola stała obok Jacka w białej sukni, w stylu księżniczki. Jacek ubrany w garnitur. Przed nimi stał Marek, który trzymał obrączki. W kościele rozbrzmiały organy i siostra Jacka zaczęła śpiewać "Ave Maria". Ruszyli do ołtarza. Ola i Jacek byli szczęśliwi. W końcu nadszedł najbardziej wyczekiwany moment.
-Ja Jacek biorę Ciebie Aleksandro za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Ja Aleksandra biorę Ciebie Jacku za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Następnie nastąpiła wymiana obrączek. Gdy msza dobiegła końca, rozebrzmiał marsz Mendelshona. Ola z Jackiem zmierzali do drzwi. Na zewnątrz byli już ustawieni policjanci i goście. Zaczęli rzucać ryżem i pieniędzmi. Ola z Jackiem zaczęli zbierać pieniądze. Gdy wszyscy goście złożyli życzenia, małżeństwo ze wszystkimi zaproszonymi udało się na salę, gdzie odbyła się zabawa do białego rana.
I tak o to kończy się ta historia. Jacek w końcu odnalazł swoją miłość. Ola doszła do wniosku, że zrywając z Jackiem, zrobiła źle, ale ich drogi znowu się zeszły. Marek bardzo polubił Jacka i lubi z nim spędzać czas. Cała rodzina żyła długo i szczęśliwie.
A, zapomniałam dodać, Ola i Jacek spodziewają się dziecka, ale to może w następnej miniaturce jak się zdecyduje napisać.