niedziela, 7 lutego 2016

49.1

Jacek nic nie powiedział, tylko mnie przytulił. Byłam zdziwiona jego reakcją. Myślałam, że zacznie na mnie wrzeszczeć, wpadnie w furię, wyrzuci mnie z domu, a on mnie przytulił? To było zaskoczenie.
-Ola, nie płacz- zwrócił się do mnie i otarł moje łzy, które spływały mi po policzkach, po czym mnie namiętnie pocałował. Nie wiedziałam, co tym wszystkim sądzić. Pomyślałam sobie nawet, że to może być pożegnanie, że zaraz powie, żebym opuściła mieszkanie, ale nie.
-Ola, ja i tak nadal cię kocham. Rozumiem, że wtedy mogłaś być zdruzgotana, zagubiona i nie myślałaś na trzeźwo. Poza tym cenię sobie szczerość i to, że przyznałaś się do błędu.
-Ale, ale- zająknęłam się.
-Nie ma żadnego ale. I tak cię kocham. Nigdy nie spotkałem takiej cudownej kobiety jak ty- uśmiechnął się do mnie, a ja delikatnie odwzajemniłam ten uśmiech- To co? Idziemy spać?
-Ale ty naprawdę nie masz mi tego za złe?- dopytywałam.
-Nie ukrywam, że jest mi przykro, ale wolę to, niż gdybym się obudził i okazałoby się, że moja narzeczona popełniła samobójstwo, bo sobie nie radziła. A teraz chodź kochanie. Wziąłbym cię na ręce, ale chyba sama rozumiesz.
-Tak, chodźmy- odparłam i skierowaliśmy się w stronę sypialni. Położyliśmy się w łóżku i oboje zasnęliśmy. Byłam szczęśliwa, że mam tak wyrozumiałego narzeczonego. Myślałam, że nie będzie mnie chciał znać, a on jeszcze mnie zaciąga do łóżka. Mój kochany.
Obudziliśmy się rano w dobrych nastrojach. Byłam wtulona w Jacka. Z kuchni usłyszałam jak dobiegają jakieś rozmowy, a po chwili zobaczyłam w naszej sypialni Dominikę i Anię. Stały z tacą, na której były ułożone naleśniki i kubki z gorącą kawą.
-To dla was- powiedziała Ania.
-Dziękuję, ale nie trzeba było. Sama bym zrobiła śniadanie- odparłam, odbierając tacę od nich.
-Nie Ola, to my dziękujemy. Gdyby nie wy, a zwłaszcza ty Ola, trafiłybyśmu do domu dziecka, a stamtąd pewnie do rodziców, bo byśmy nie wytrzymały.
-Nie mów tak nawet. Chodźcie do mnie obie- powiedziałam i je przytuliłam. Potem obudziłam Jacka, a dziewczyny siadły na przeciwko nas i zjedliśmy śniadanie. Potem zaniosłam tacę do kuchni i się ogarnęłam. Zaplanowałam sobie, że dzisiaj spotkam się z Krzyśkiem i pogadam o tym mieszkaniu. Chciałam załatwić to jak najszybciej, bo w każdej chwili mogliśmy dostać wiadomość o wizycie. Chciałam jeszcze spotkać się z tą prawniczką, co pomagała odzyskać mojego bratanka. Z Krzyśkiem byłam umówiona na dwunastą. Ogólnikowo mu tylko powiedziałam, o co chodzi i poprosiłam go też o namiar do mecenas Tokarczyk, a on się zaoferował, że mnie zawiezie. Zgodziłam się na to.
Uszykowałam się do wyjścia, pożegnałam z Jackiem i udałam się na spotkanie. Z Krzyśkiem umówiliśmy się w mojej ulubionej kawiarni. Dotarłam tam po dziesięciu minutach spaceru. Mój brat już na mnie czekał.
-Cześć Olka- przywitał się.
-Cześć brat- siadłam naprzeciw niego.
-To o czym chciałaś pogadać?- zapytał.
-Tak jak już mówiłam, o mieszkaniu.
-Możesz jaśniej?
-Potrzebujemy z Jackiem czteropokojowego mieszkania.
-No i?
-Nie stać nas na wynajem, a w czwórkę w trzypokojowym mieszkaniu żyje się nienajlepiej, mało miejsca i w ogóle. No i to może nienajlepiej wpłynąć na ocenę mops-u, a w przyszłym tygodniu mamy mieć wyznaczony termin wizyty, a chciałabym, żeby wypadła ona jak najlepiej i czy zamieniłbyś się ze mną na mieszkania, ale to nie na długo. Potem z Jackiem pomyślimy o innym rozwiązaniu- powiedziałam.
-Olka, jak chcesz, to nawet i na stałe możemy się zamienić. Ja i tak sam mieszkam z Tośkiem i takie mieszkanie jest dla nas za duże, a wam się przyda. Ale pozwól, że zapytam. Nie myśleliście o wprowadzeniu się do mieszkania Mikołaja?
-Przyszło nam to do głowy, ale po pierwsze to ja nie wiem, co z nim będzie, a po drugie to wyobrażasz sobie, że dziewczyny mieszkają w mieszkaniu, gdzie zabito ich ojca?
-No nie.
-Właśnie. Dlatego ciebie się pytam.
-Przecież jesteś moją siostrą i jak już wspomniałem wcześniej, możecie nawet na stałe tam zamieszkać.
-Krzysiek, jesteś kochany- odparłam i go przytuliłam.
-To kiedy chcecie się wprowadzić?
-Nie wiem, może w ten weekend się wszystkim zajmiemy. Tylko tak, meble zostają te co są, czy zmieniamy.
-No już bez przesady. Jedyne co trzeba zmienić, to to, co jest w pokoju Tośka. W tym czwartym pokoju jest szafa na ubrania i łóżko, tylko biurko i jakiś regał na książki przydałoby się wstawić. Ogólnie jest urządzony tak, że którejś powinno się spodobać. No rzeczy z pokoju Tośka się zabierze i wstawi jakieś pod dziewczyny i będzie ok wydaje mi się-odparł Krzysiek.
-Czyli co, jutro zaczynamy?
-No pewnie. A teraz co? Jedziemy do Julii?
-Tak- odpowiedziałam i wstaliśmy od stołu. Tak szybko udało się nam to załatwić, że nawet nie zdążyliśmy kawy się napić. Udaliśmy się do auta Krzyśka, które było zaparkowane po drugiej stronie ulicy i ruszyliśmy w stronę kancelarii adwokackiej, do której dotarliśmy po trzydziestu minutach. Gdy weszliśmy do środka, przywitała nas sekretarka mecenas Tokarczyk i kazała nam chwilę poczekać, a po paru minutach wyszła do nas. Przywitała się z nami i zaprosiła nas do środka. Sprawiła wrażenie miłej, ale również i pewnej siebie.
-Pani jest siostrą Krzyśka?- zapytała.
-Tak- potwierdziłam.
-Krzysiek mi opowiadał po krótce o pani sprawie i myślę, że możemy dużo zdziałać w tej sprawie.
-No tylko, że jest kilka czynników, które mogą negatywnie wpłynąć na werdykt sądu. Po pierwsze nie jestem z moim partnerem w związku małżeńskim, po drugie na razie pracuję tylko ja, bo mój partner jest po ciężkim wypadku. Do tego koszt rehabilitacji, bo bez niej się nie obędzie- tłumaczyłam swoją sytuację, a ona patrzyła na mnie i mnie słuchała, a gdy ja skończyłam mówić, głos zabrała prawniczka.
-Pani Olu, ale proszę mi powiedzieć, czy pani chce, aby dziewczynki mieszkały z panią i pani partnerem, czy one chcą mieszkać z państwem? Czy się dogadujecie? Czy nie sprawiają pani dziewczynki problemu?
-Dziewczyny są dla mnie jak siostry. Owszem, może i jest między nami niewielka różnica, jeśli chodzi o wiek, ale ja zrobię wszystko, żeby było im jak najlepiej. Jeśli chodzi o problemy, to owszem są, ale mam wrażenie, że to tylko tymczasowe, związane ze śmiercią ich rodziców. Dogadujemy się świetnie, z resztą ja ich rozumiem doskonale, bo wiem co teraz czują z autopsji. One świetnie się czują u nas w domu, a ja i Jacek nie narzekamy na nudę. Fajnie, że z nami mieszkają, chociażbym wolała, żeby ich rodzice mogliby się nimi opiekować.
-Ok, rozumiem. Czyli ze strony psychologicznej nie ma jakichkolwiek przeciwwskazań. A co z dziadkami dziewczyn?
-Rodzice ich ojca nie żyją, a rodzice ich matki wyjechali za granicę po śmierci córki.
-Ok. Myślę, że możemy dużo zdziałać. Jeśli jest tak, jak pani mówi, to myślę, że bez problemu to załatwimy i wynagrodzenie oraz to, że nie jest pani w związku małżeńskim nie odegra wielkiej roli.
-Cieszy mnie to bardzo. Tak chcę, żeby z nami zamieszkały, poza tym one nie pasują do domu dziecka.
-Ja rozumiem. To może przejdziemy do formalności- zapropnowała, a ja się zgodziłam.
                                     ~
~Dominika~
Siedzieliśmy z Jackiem i oglądaliśmy telewizję. W którymś momencie postanowiłam pójść do kuchni, zrobić sobie kakao.
-Jacek, Ania, napijecie się czegoś?- zapytałam.
-Herbatę owo...- powiedziała moja siostra, ale zaraz potem krzyknęła przerażona- Domi, chodź tutaj, coś z Jackiem się dzieje.
-Co się dzieje?- odparłam, postawiłam na blacie kubek i udałam się do salonu, a na sofie zobaczyłam Jacka, który ewidentnie dostał ataku padaczki.
-Anka, szybko wykręć numer na pogotowie i daj na głośnomówiący- oznajmiłam, a ja położyłam Jacka, złapałam go za głowę i starałam się go przytrzymać.
-Pogotowie ratunkowe, słucham- usłyszałam po chwili.
-Proszę o karetkę na Buforową 15/19. Mężczyzna, lat około trzydzieści- ze zdenerwowania zapomniałam, ile ma lat- atak padaczki. Jest on po wypadku, gdzie dostał urazu głowy. Wczoraj wyszedł ze szpitala.
-Dobrze, a ma on stwierdzoną padaczkę pourazową?- zapytała mnie dyspozytorka.
-Nie, nie wiem. Nic nie mówił, a od wybudzenia się go ze śpiączki, to raczej pierwszy raz.
-A czy w ogóle cierpi na epilepsję?
-A skąd ja mam wiedzieć?!- krzyknęłam na kobietę ze łzami w oczach.
-Nie denerwuj się. Już wysyłam karetkę, a ty staraj się przytrzymać głowę.
-Robię to właśnie- odparłam i na chwilę zapadło milczenie, a po jakimś usłyszałam.
-Karetka będzie za maksymalnie pięć minut- powiedziała kobieta i się rozłączyła.
-Ania, zrzuć te poduszki, żebym miała więcej miejsca- odparłam.
-Ale Jackowi nic nie będzie?
-To tylko atak padaczki, od tego się nie umiera. Zadzwoń lepiej do Oli- odparłam i moja siostra tak uczyniła, a ja cały czas byłam przy Jacku i starałam się to wszystko opanować. Gdy czekałam te pięć minuta, a wydawało mi się, że to cała wieczność. Pomyślałam sobie trochę, że to trochę ironia. Jakiś czas temu chciałam, żeby Jacek poszedł siedzieć, a teraz go ratuję. W końcu doczekałam się tej karetki, która zabrała Jacka do szpitala na badania. Po jakimś kwadransie do domu wpadła zdenerwowana Ola.
-Co z Jackiem? Tak się przeraziłam, gdy Ania zadzwoniła.
-Spokojnie, to tylko atak padaczki- powiedziałam, starając się uspokoić Olę.
-Tylko? Tylko atak padaczki?
-Ej, uspokój się. Może lepiej pojedziemy do szpitala.
-Ok, masz rację. Nie ma co panikować- powiedziała już opanowana. My z Anią zarzuciłyśmy z Anią na siebie bluzy, założyłyśmy buty i wyszłyśmy z mieszkania, udając się do szpitala.
                                     ~
~Ola~
Byłam na spotkaniu z prawniczką, kiedy dostałam telefon od Ani, że Jacka zabrało pogotowie. Gdy przyjechałam, Dominika mi powiedziała, że to atak padaczki. Przeraziłam się, ale szybko się opanowałam, wsiadłam w auto i pojechałyśmy do szpitala. Szybko znalazłam neurologa, który zajmował się wcześniej Jackiem.
-Panie doktorze, co z Jackiem?- zapytałam.
-Właśnie do niego idę, ale proszę się nie denerwować. Atak już minął, ale proszę mi powiedzieć, pani narzeczony choruje na epilepsję?
-Jacek i epilepsja? To wykluczone, a przynajmniej nigdy nic mi nie mówił- odparłam.
-No nic, idę zrobić mu potrzebne badania.
-Ok, dziękuję- odparłam i siadłam na krześle. Odetchnęłam z ulgą, że przynajmniej atak już minął.
-Olka, jak on dostał ataku, to ja sietak przeraziłam- odparła Dominika.
-Ale już wszystko jest ok. Byłyście dzielne- odparłam i je przytuliłam.
Siedziałyśmy na korytarzu z półtorej godziny i nawet nie mogliśmy zobaczyć się z Jackiem, a lekarz nic nam nie chiał powiedzieć. Dopiero, gdy już mieli wszystkie badania, mogłam wejść do Jacka i wtedy do nas przyszedł lekarz.
******************************************
No i jest kolejne opowiadanie. No i pytania.
1) Czy Ola z Jackiem bez problemu otrzymają prawo do opieki nad Dominiką i Anią?
2) Co lekarz powie Jackowi?
3) Podobało się?

6 komentarzy:

  1. Opowiadanie jak zawsze super
    Pozdrawiam i czekam na next Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadanie. Czekam z niecierpliwością na next.
    Pozdrawiam
    żabka

    OdpowiedzUsuń
  3. Super opowiadanie.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    S.t.o.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super opowiadanie.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    S.t.o.

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie cudowne . Czekam na next . Pozdrawiam i życzę weny Ela . I tak myślę że Jacek z tego wyjdzie i wszystko im się ułoży

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie super. Mam nadzieję, że bez problemu dostaną prawa do opieki nad dziewczynkami.
    Pozdrawiam
    Paulina

    OdpowiedzUsuń