Jackek obudził się o szóstej, a raczej został obudzony przez hałasy dochodzące z kuchni. I tak miał zaraz wstawać, ale te piętnaście minut, które miał jeszcze przeznaczone na sen, zostało mu odebrane. Wstał delikatnie z łóżka, żeby nie obudzić Oli. Spojrzał na słodko śpiącą brunetkę i się uśmiechnął, a następnie najciszej jak umiał, wyszedł z sypialni. Zszedł do kuchni, gdzie zastał swoją mamę, która robiła naleśniki z czekoladą. Na stole stały dwa kubki z gorącą kawą.
-Dzień dobry Jacek- odezwała się Renata, widząc swojego syna.
-Hej mamo- Jacek siadł przy stole i wziął łyka kawy. Jaskowska postawiła na stole talerz.
-Smacznego. Jedziemy razem do pracy dzisiaj?- zaproponowała, ale Jackowi się niezbyt spodobał ten pomysł.
-Nie zrozum mnie źle, ale nie chce, żeby na komendzie gadali, że jestem synem komendantki.
-Wstydzisz się własnej matki?- rozmowa zaczęła zmierzać w stronę kłótni.
-Przecież wiesz o co mi chodzi.
-No właśnie nie. Możesz mi to wytłumaczyć?!- kobieta podniosła głos na syna, nie zwracając uwagi na to, że w domu są jeszcze osoby, które śpią.
-Sama wiesz doskonale jak to jest, gdy twoim dowódcą jest rodzic- wyskoczył nagle Jacek, doprowadzając matkę do płaczu.
-Jesteś podły- Renata wstała od stołu ze łzami w oczach i poszła do pokoju, w którym spała, a w kuchni pojawiła się Ola.
-Co to za krzyki?- zapytała zaspanym głosem.
-Powiedziałem coś, co nie powinienem- oświadczył Jacek i wstał od stołu. Następnie udał się do łazienki, zostawiając Olę bez bardziej szczegółowych wyjaśnień. Wysocka siadła na krześle i wzięła jednego naleśnika.
Kiedy Jacek skończył to, co miał zrobić w łazience, udał się do swojej mamy, aby z nią porozmawiać i przeprosić za zachowanie w kuchni. Gdy wszedł do starej sypialni swojej siostry, ujrzał Renatę jak siedziała na łóżku i płakała. Blondyn siadł obok niej i objął ją.
-Przepraszam mamo, ja nie chciałem, żebyś przeze mnie płakała.
-Wiem, że nie chciałeś, tylko po prostu minęło już dwadzieścia lat od tego wszystkiego, a ja wciąż w to nie wierzę- oznajmiła spokojnie.
*Wspomnienie*
*Renata*
Siedziałam właśnie i wypełniałam papiery dotyczące prowadzonej przeze mnie sprawy w ten dzień. Mój partner z patrolu musiał się urwać wcześniej, ponieważ musiał jechać do żony, która zaczęła rodzić. Do biura wszedł mój ojciec.
-Cześć córeczko, jak tam dzień?- zapytał mnie, kładąc na moim ramieniu dłoń.
-Zdecydowanie jeden z cięższych, ale skończę to tylko i jadę do domu odpocząć- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się na samą myśl o mężu i dzieciakach, które na mnie czekają w domu.
-A może wpadlibyście do mnie i do matki na kolacje?- zaproponował mi, ale ja zmęczona służbą wpadłam na kompromis i w ostateczności umówiliśmy się, że w najbliższą sobotę przyjdziemy do moich rodziców na obiad. Tato się zgodził, pożegnał się ze mną i poszedł do siebie. Jeszcze z pół godziny posiedziałam nad raportami, a potem udałam się przebrać w prywatne ubrania, odniosłam ojcu wszystkie raporty i udałam się do swojego domu. Przywitały mnie uradowane dzieciaki oraz mąż. Ani mi, ani mojemu mężowi nie chciało się nic robić, więc zamówiliśmy jedzenie na wynos. Po jakiś dwudziestu minutach od złożenia zamówienia, usłyszałam dzwonek do drzwi, więc poszłam otworzyć. Jednak nie zobaczyłam dostawcy, a moje dwie koleżanki z pracy, które miały grobową minę.
-Wejdźcie do środka- przepuściłam je w drzwiach, a one udały się do salonu. Ruszyłam za nimi, jednocześnie myśląc, o co im chodzi.
-Bogdan, mógłbyś zabrać stąd dzieci?- zapytała Grażyna, jedna z moich koleżanek- Sądzę, że nie powinny być przy tej rozmowie.
-Możecie powiedzieć, o co chodzi?- niemal zaczęłam błagać. Niepewność to najgorsze, co może być.
-Może lepiej będzie, jak usiądziesz- tym razem to była Paulina. Zrobiłam, tak jak radziły. One siadły na skórzanej sofie, a ja siedziałam na fotelu wykonanym z tego samego materiału.
-Powiecie, o co chodzi wreszcie?- moje koleżanki wymieniły spojrzenia, a dalej nic nie mówiły.
-Twój ojciec został zabity- usłyszałam i zamarłam. Nie wierzyłam w to, co słyszę.
-Ale...ale...jak to...jak to możliwe?- wydukałam i się rozpłakałam. W salonie pojawił się mój mąż i mnie przytulił.
-Wyszedł z komendy i został postrzelony. Dwa strzały. Jeden w głowę a drugi w serce. Wykrwawił się za nim dotarła karetka. Nikt nie był w stanie go uratować. Tak mi przykro Renata- powiedziała, ale jakoś nie bardzo do mnie to dotarło. Jednym uchem wleciało i drugim wyleciało. Resztę wieczoru spędziłam płacząc w sypialni. Z mężem nie chciałam rozmawiać. Dzieciaki, które przyszły zapytać co się stało, wygoniłam z pokoju. Mąż musiał pójść spać do salonu, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek teraz przy mnie siedział.
Na drugi dzień wstałam z zapuchniętymi, czerwonymi oczami. Na brzegu łóżka siedział mój mąż i patrzył na mnie ze współczuciem.
-Jak się czujesz Renatko?- spytał mnie z troską w głosie. Ja nic nie odpowiadałam, tylko patrzyłam tępo przed siebie- Dzwoniła twoja mama. Ma do nas przyjechać popołudniu- ja nadal nic nie mówiłam- Renata słyszysz mnie?- Bogdan tym razem złapał mnie lekko za podbródek i skierował moją twarz tak, że patrzyłam mu prosto w oczy.
-Straciłam ojca. Jak mam się czuć?- krzyknęłam i wyszłam z sypialni.
Udałam się na spacer, żeby się przewietrzyć i przemyśleć to wszystko. Przechodząc obok niektórych kiosków, widziałam gazety, które na pierwszej stronie miały zdjęcie mogego ojca i nagłówek "Komendant KMP we Wrocławiu nie żyje". Szybko wróciłam do domu.
Resztę dnia spędziłam w łóżku płacząc. Nie zrobiłam nawet obiadu dzieciom i mężowi.
Z kolejnymi dniami było mi co raz trudniej. Zrezygnowałam na jakiś czas z pracy, a smutki topiłam w imprezach. Zaczęłam zdradzać męża. Potem on mnie przyłapał. Rozwiedliśmy się, a ja w końcu wyjechałam do Stanów.
*Rzeczywistość*
*Narrator*
-Mamo, nikt nie mógł tego przewidzieć- powiedział Jacek, który jak dorósł, poznał historię, dlaczego jego dziadek nie żyje, bo z początku było tłumaczone jemu i jego siostrze, że dziadek miał zawał.
-A może to ten sam człowiek, co zabił mojego ojca, zabił Wysockiego- oświeciło Renatę.
-Ale przecież on siedzi w więzieniu. Nie był skazany na dwadzieścia pięć lat?
-Sprawdzisz to dzisiaj, jak będziesz miał chwilę?
-Sprawdzić mogę, ale nie obiecuję, że coś znajdę, a teraz zbierajmy się do pracy. To, co jedziemy razem?- zaproponował Jacek. Mama Jacka kiwnęła głową twierdząco i poszła do łazienki się ogarnąć, a Jacek zaczął się zastanawiać, czy jego mama może mieć rację. Musiał to sprawdzić, dlatego jak tylko dotarł z mamą na komendę, jeszcze przed odprawą odwiedził chłopaków z kryminalnego.
-Jacek, co cię do nas sprowadza?- zapytał Kapsel i spojrzał na Jacka.
-Chcę abyś udostępnił mi akta sprawy zabójstwa podinspektora Witolda Jaskowskiego- oznajmił Jacek bez owijania w bawełnę.
-To rodzina naszej pani komendant?
-Tak.
-Po co ci to w ogóle?
-Po prostu doszliśmy do wniosku, że te sprawy mogą się łączyć- odpowiedział Jacek.
-My, to znaczy kto?
-Możesz nie dopytywać, tylko mi dać te papiery.
-A co na to pani komendant?
-Ona o wszystkim wie. Sama mnie tu przysłała- Jacek trochę naciągnął prawdę, ale był zbyt pewny siebie i wiedział, że nie oberwie mu się od komendantki.
-Ok, jak tylko znajdę to ci to przyniosę.
-Dzięki- odparł Jacek i poszedł się przebrać. Postanowił na razie o tej sprawie nic nie mówić Mikołajowi. Wolał to załatwić sam razem z matką, aby nie narazić rodziny Białacha na niebezpieczeństwo.
Gdy był w mundurze, udał się na odprawę, a po jej zakończeniu do siebie do gabinetu, a razem z nim jego matka.
-Masz coś?- zapytała zamknąwszy drzwi.
-Wierzbicki ma mi podrzucić akta jak tylko coś znajdzie.
-Ok, a w ogóle Jacek, tak sobie myślałam i może byś namówił Olkę, żeby wróciła do pracy? Oczywiście nie na patrol, bo bym jej na to nie pozwoliła, ale chociaż za biurko.
-To znaczy ona coś ostatnio mówiła o powrocie do policji, ale najpierw chce znaleźć Asi jakąś szkołę, odpowiednią dla niej.
-Czyli zasili nasze kadry?
-Ola wspominała coś jeszcze, że chce zmienić wydział z prewencji na kryminalny- dodał po chwili.
-Nie wiem, czy na to jej pozwolę.
-A to dlaczego?- zdziwił się Jacek.
-Sama nie wiem.
-Moim zdaniem Ola marnuje się w prewencji. Mogłaby spróbować.
-Dobra, pogadamy o tym później, a teraz idę do siebie. Jakbyś coś miał, to do mnie przyjdź albo zadzwoń- młodsza inspektor opuściła gabinet syna i udała się do siebie.
Ola w tym czasie kończyła wkładać naczynia do zmywarki. Tego dnia miała dużo do zrobienia. Musiała zawieźć Asię na rehabilitację, a następnie pojechać zapisać ją do szkoły. Niestety powrót do starej szkoły był niemożliwy, bo nie była ona przystosowana dla uczniów na wózkach inwalidzkich. Około ósmej Ola zaczęła budzić córkę.
-Asiu, wstawaj- mówiła delikatnie, lekko nią ruszając. Dziewczynka po mału otworzyła oczy.
-Cześć mamusiu- uśmiechnęła się do Oli słodko. Gdy kobieta tak na nią patrzyła, to jakby widziała siebie sprzed osiemnastu lat.
-Wyspałaś się Słońce?
-Nie, bo ktoś mi przeszkodził- powiedziała z udawaną złością dziewczynka. Ola się uśmiechnęła do niej, a ona skrzyżowała ręce i obróciła głowę w drugą stronę.
-Asieńko, wstawaj. Dzisiaj idziemy zapisać cię do nowej szkoły- Olka zaczęła łaskotać dziewięciolatkę, a ona zaczęła się śmiać w niebogłosy.
-Mamo. Przestań- błagała Joasia.
-Co zjesz na śniadanie?- zapytała kobieta po chwilowej zabawie.
-Płatki z mlekiem.
-To chodź- Ola przysunęła bliżej wózek dziewczynki i pomogła jej usiąść, a potem obie udały się do kuchni. Asia zjadła śniadanie i obie uszykowały się do ośrodka rehabilitacyjnego.
Dziewczynka tam została poddana różnym ćwiczeniom, które już praktycznie znała na pamięć. Po tym wszystkim pojechały do szkoły, którą Ola wybrała dla córki, a potem postanowiły odwiedzić Jacka w pracy. Gdy przejeżdżały jedną z ulic, Ola zwróciła uwagę na pewną grupkę ludzi przy budynku, gdzie najczęściej spotykają się bezdomni i narkomani. Normalnie Ola przejechała by obok, nie zwracając uwagi na to. Mimo, że była policjantką, nigdy się nie czepiała jeżeli nie była na służbie. I pewnie tym razem byłoby tak samo, gdyby nie to, że rozpoznała kilka twarzy. Jedną z osób w tej grupce była Dominika, córka jej najlepszego przyjaciela, Mikołaja. Kolejnymi osobami rozpoznanymi przez Olę byli jej dawni znajomi. Była zdziwiona, że szesnastolatka obraca się w takim towarzystwie. Postanowiła niezwłocznie powiadomić o tym Białacha. Zaparkowała auto w takim miejscu, aby nikt jej nie zauważył.
-Mamo, czemu tutaj stajemy?- zapytała Asia, rozglądając się po okolicy.
-Muszę zadzwonić do wujka Mikołaja- odparła Ola i wykonała to. Po pięciu minutach na miejscu zjawił się Białach razem z Pawlakiem. Ola stała oparta o swoje auto. Mikołaj zaparkował tuż przed brunetką.
-Gdzie ona jest?- wyskoczył z auta jak poparzony. Widać było, że puściły mu nerwy.
-Tam- Ola pokazała zaułek- Tylko Mikołaj, błagam cię, bądź opanowany.
-Ta, łatwo ci mówić, bo to nie twoja córka- skomentował. Ola nie odpowiedziała, tylko podała Mieszkowi klucze od swojego auta.
-Posiedź chwilę z Asią- odparła i pociągnęła Mikołaja ze sobą- Tylko na nią nie krzycz. Masz być opanowany zrozumiałeś?- Olka pouczyła Mikołaja, tak jakby to ona była starsza stopniem i doświadczeniem w wychowywaniu nastolatków.
-Tak- kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów i weszli w uliczkę, gdzie stała banda. Nie zauważyli, że w ich stronę się ktoś zbliża. Dopiero, gdy jeden z nich krzyknął "Gliniarze", zaczęli uciekać. Dominika również, dlatego Ola i Mikołaj zaczęli ich gonić. Skupili się najbardziej na córce Białacha. W końcu Olka ją dorwała.
-I po co uciekasz?- zapytała brunetka, patrząc w oczy blondynce.
-Ty chyba nie pracujesz już w policji? Nie masz prawa mnie zatrzymać!- Dominika zaczęła się szarpać, jednak Ola okazała się być silniejsza od nastolatki.
-Uspokój się Dominika- powiedziała opanowanym głosem. Mikołaj gonił jeszcze za ludźmi, którzy byli z dziewczyną, ale żadnego z nich nie dogonił, więc po odsapnięciu wrócił do Oli i Dominiki.
-Skąd ich znasz?- zapytała Ola, gdy Mikołaj stał już obok nich i patrzył gniewnym wzrokiem na Dominikę.
-Poznaliśmy się na imprezie u kumpeli.
-Dominika, ci ludzie są w moim wieku. Poza tym są bardzo niebezpieczni.
-Ty ich znasz?- zdziwiła się Dominika z Mikołajem jednocześnie.
-Nie rozmawiamy o mnie, a o tobie Dominika- Ola zwróciła się do siedemnastolatki. Jednak Dominika nie zareagowała. Zaczęła być nieobecna, a po chwili poleciała na ziemię. Gdyby nie szybki refleks Mikołaja, nadziałaby się na wystający z siatki drut. Ola wyjęła natychmiast telefon i wybrała numer pogotowia ratunkowego. Gdy skończyła rozmawiać z dyżurnym, który wysyłał karetki, zauważyła na śniegu czerwoną plamę.
-Cholera, Mikołaj. Ona krwawi- powiedziała- Ona jest w ciąży?- Mikołaj spojrzał na Olę, jak na wariatkę.
-Ona ma siedemnaście lat. O jakiej ty ciąży pierdolisz?
-To może być poronienie- oznajmiła Ola.
-Skąd to wiesz?
-Bo może kurwa jestem kobietą i znam się na takich rzeczach- wrzasnęła na Mikołaja, ale niepotrzebnie. On się martwił o córkę, a ona mu wyskakiwała z takim tekstem- Sorry Mikołaj.
-Dobra, nieważne Olka. Pomóż mi ją ułożyć w bezpiecznej pozycji- Olka wykonała polecenie. Dziesięć minut potem zjawiła się karetka. Mikołaj wsiadł do karetki i pojechał z Dominika do szpitala. Ola wróciła do Mieszka, który siedział z Asią w radiowozie i z nią rozmawiał. Olka siadła na miejscu kierowcy i wzięła do ręki radiostacje.
-Zero zero, zgłoś się do zero pięć- powiedziała.
-Olka?- spytał zdziwiony Jacek słysząc głos swojej partnerki.
-Normalnie bym coś powiedziała, ale nie mam nastroju. Słuchaj, jest taka sytuacja. Mikołaj musiał jechać ze swoją córką do szpitala.
-I?
-I co mamy teraz zrobić?
-Powiedz Mieszkowi, niech wraca na bazę- odparł Jacek- Coś wymyślimy.
-Ok, przyjęłam. Bez odbioru- Ola odłożyła szczekaczkę na miejsce.
-Słyszałeś Mieszko?- zapytała Olka.
-Tak.
-Mamo, a mogę jechać z wujkiem?- zapytała Asia, która siedziała z tyłu na siedzeniu.
-Może z tobą jechać?- spytała Ola.
-No jasne- Mieszko się uśmiechnął do dziewczynki.
-To ja idę do swojego auta. Spotkamy się na komendzie- powiedziała Ola i wysiadła z auta. Mieszko się przesiadł na miejsce kierowcy i pojechał na komendę. Ola ruszyła zaraz za nim. Długo udało jej się jechać za nim, ale na światłach stała dwa razy i Mieszko dotarł szybciej na komendę.
-Wujek, mój wózek został u mamy w samochodzie- powiedziała Asia. Mieszko spojrzał się na dziewczynkę i westchnął.
-Trudno, wezmę cię na ręce i zaniosę do taty- odparł i wysiadł z auta. Wziął na ręce Asię i udali się do środka komendy. Szybko się znaleźli w biurze Jacka.
-Asia? A co ty tutaj robisz?- zapytał Jacek, widząc córkę na rękach przyszłego szwagra- I gdzie masz mamę?
-Mama jechała za nami, bo ja chciałam jechać radiowozem. Zgubiła się gdzieś na skrzyżowaniu- oświadczyła Asia.
-Posadź ją na krześle- Jacek poprosił Mieszka, a on to zrobił. Dziewięciolatka zaczęła z nudów coś klikać w komputerze i nagle krzyknęła. Jacek momentalnie podszedł do biurka i widząc w co weszła Asia, zablokował komputer.
-Chciałam tylko pograć- zaczęła się tłumaczyć.
-Dobra, nie grzeb mi tutaj, bo babcia będzie krzyczała- Jacek chciał postraszyć Asię Jaskowską, ale ona się nie bała.
-Tato, daj sobie spokój. Mam dziewięć lat. Nie popsułabym ci nic. Niechcąco na to kliknęłam.
-No ok- Jacek się zlitował i odblokował jej komputer. Piętnaście minut później zjawiła się Ola z wózkiem Asi.
-Możesz wyjaśnić mi, co się stało?- spytał Jacek, gdy pocałował Olę na przywitanie.
-Asia, zawiozę cię do babci, bo chce z twoim tatą pogadać- odparła i pomogła przesiąść się jej na wózek. Zaprowadziła ją do Jaskowskiej, a potem wróciła do Jacka, który rozmawiał z Kapslem, który przyniósł mu akta sprawy, o które prosił. Ich kolega szybko się ulotnił i zostawił ich samych.
-Co tam masz?- zapytała Ola, zaglądając. Jacek szybko schował to.
-Nic takiego.
-Jak nic takiego? Pokaż mi.
-Ale Ola...- nie udało mu się jej powstrzymać. Po chwili Ola siedziała po drugiej stronie biurka i przeglądała papiery. Czytała je bardzo uważnie, skończywszy, spojrzała na Jacka.
-...
***
No hej! I jak kolejne opowiadanie? W tym opowiadaniu było trochę o Jaskowskiej. Jak myślicie, jak Ola zareaguje na przeczytane akta? Czy rozwiązanie sprawy Wysockiego jest co raz bliżej? I jak myślicie, co stało się Dominice?
Świetne opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
S.t.o.
Cudowne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że ciąg dalszy nastąpi jak naj szybciej
Pozdr. i życzę weny
Ania
Jakaż rodzinna tradycja xD ojciec Jaskowskiej był komendantem, ona komendantem, to może i Jacek będzie komendantem :D haha
OdpowiedzUsuńMyślę, że rozwiązanie sprawy śmierci Wysockiego jest coraz bliżej. Ciekawe co Ola wyczytała w tych aktach.
Nie wiem co Dominice, ale podejrzewam, że Ola miała rację i Dominika była w ciąży i poroniła.
Czekam z niecierpliwością na next i zapraszam do mnie.
Pozdrawiam i życzę weny
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHey świetne opowiadanie czekam na next i życzę weny mam nadzieje że zajrzysz na nowo założonego mojego bloga olawysockapip.blogspot.com mam nadzieje że Ty zajrzysz i Twoi czytelnicy.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ToJa
Opowiadanie genialne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam z niecierpliwością na next Magda