Jacek wstał jak zwykle rano o szóstej tak, żeby nie obudzić swojej żony i syna, bo wiedział, co się z tym wiąże. Poszedł się szykować do pracy i o siódmej trzydzieści z wielką ulgą opuścił mieszkanie. Na komendę nie miał daleko i po pięciu minutach spacerem, był na miejscu. Poszedł się przebrać i udał się na odprawę. Tam już znajdowali się inni policjanci i wszyscy czekali na młodszą inspektor Renatę Jaskowską, która zjawiła się równo o ósmej. Rozdzieliła rewiry i każdy przystąpił do wykonywania swoich obowiązków. Również patrol 05, w składzie starsza posterunkowa Aleksandra Wysocka i starszy aspirant Mikołaj Białach. Wrócili się tylko do biura po radiostacje i kamizelki, a potem wyruszyli na patrol.
-Jak Ola spędziłaś wczorajszy dzień?- zagadał Mikołaj, którego drażniła już trochę cisza, panująca w aucie.
-Siedziałam w domu i oglądałam telewizję- odparła, ale Mikołaj jej nie uwierzył, bo od razu uciekła wzrokiem od niego. Zawsze tak robiła, gdy kłamała.
-Wiesz co? Zauważyłem, że odkąd z tobą jeżdżę masz tak kilka razy w roku, że chodzisz przygnębiona i na pewno nie jest to spowodowane tym, że to ma związek z twoim ojcem albo twoją mamą- powiedział Mikołaj.
-Dasz mi spokój?- zapytała i spojrzała przez szybę tak, żeby jej kolega nie widział łez. Mężczyzna postanowił nie drążyć tematu. Zapanowała znowu cisza, ale nie na długo, bo zakłócił ją dyżurny.
-Zero zero dla zero pięć.
-Zero pięć zgłaszam się- odezwał się Mikołaj.
-Podjedźcie na Karmelkową, numer 44. Dzwoniła kobieta. Powiedziała, że wróciła od koleżanki, a z domu zniknął szesnastoletni syn i jej auto- odparł.
-Ok, przyjąłem. Bez odbioru- Mikołaj odłożył radiostację i skierował się w stronę wskazanego miejsca. Dotarcie zajęło im około pięciu minut. Zaparkowali radiowóz pod domem zgłaszającej, wysiedli i podeszli do furtki. Była otwarta i jako że nie było żadnego psa, weszli na posesję. Nie zdążyli zapukać, a właścicielka otworzyła im drzwi i nawet nie dała im się przedstawić.
-Dzień dobry, wejdźcie. Nie mogę uwierzyć, że Adrian mógł to zrobić. Ma dopiero szesnaście lat, a on mi kradnie auto- odparła kobieta, która na oko miała czterdzieści lat.
-Dzień dobry, starsza posterunkowa Wysocka, starszy aspirant Białach. Jest pani pewna, że to pani syn?- zwróciła się do niej policjantka.
-No tak, no bo kto inny? Męża nie mam, bo rozwiodłam się z nim i z nikim też się nie spotykam. Tylko Adrian miał dostęp do kluczy.
-Mogę prosić dowód?- zapytał Mikołaj. Kobieta wyjęła z torebki dokument i zaprosiła ich do salonu.
-Więc pani jest pewna, że to pani syn? A może było tak, że syn wyszedł, zapomniał zamknąć drzwi i ktoś po prostu wszedł i ukradł- zasugerował Białach, ale pani Tarnowska- tak wskazywał jej dowód- zaprzeczyła zdecydowanym ruchem głowy.
-Jak przyszłam, drzwi były zamknięte.
-Po proszę dowód rejestracyjny auta, wszystkie dokumenty oraz zdjęcie syna i jego dokładne dane- poprosił policjant i po chwili spisywał wszystkie dane. Zgłosił to dyżyrnemu i wrócili na patrol.
-Mam nadzieję, że chłopak chociaż jeździ rozsądnie- skomentowała Ola już w radiowozie.
-Byle by żadnych szkód nie wyrządził.
-Nie lubię takiego braku odpowiedzialności. Przecież pewnie ten chłopak nie ma doświadczenia. Może to być dla niego tragiczne w skutkach. A co jeśli straci panowanie nad autem? Nieszczęście gotowe- chciała jeszcze coś powiedzieć, ale Mikołaj jej przerwał.
-Skończ młoda. Czemu zakładasz od razu najgorszy scenariusz?
-Przecież statystyk nie oszukasz. To właśnie w wypadkach samochodowych ginie najwięcej ludzi, a młodzi sobie nie zdają z tego sprawy i myślą, że auto to zabawka- Olka prawie krzyczała. Mikołaj nie bardzo rozumiał wybuch złości przyjaciółki. Zjechał w pierwszym lepszym możliwym miejscu i wyłączył silnik.
-Możesz mi Olka wyjaśnić, o co ci biega?
-O nic mi nie biega, jedź już- warknęła. Mikołaj się jednak jej nie posłuchał.
-Za bardzo tą sytuację wzięłaś sobie do serca. Przecież nie jesteś jakimś żółtodziobem, żeby tak robić. Wiesz jak to u nas w robocie jest- mówił spokojnie. Nie wiedział, co jest powodem takiego jej zachowanie, więc wolał nie naskakiwać na nią.
-To moja sprawa- odwróciła głowę w stronę szyby tak, jak poprzednim razem i znowu łzy zaczęły lecieć jej z oczu.
-Młoda, ty płaczesz?- spytał Mikołaj.
-Przepraszam, nie powinnam się rozklejać na służbie- powiedziała, ocierając łzy.
-Stało się coś?
-Tak, ale nie chcę o tym rozmawiać. Możemy już jechać?- Ola spojrzała na kolegę. On już nic nie powiedział, tylko odpalił auto i ruszył na patrol. Po czterech godzinach postanowili sobie zrobić przerwę i zjechali na fabrykę.
-Ola, idź na stołówkę, a ja zaraz do ciebie dołącze- powiedział i udał się do pokoju dyżurnego.
-Agata, powiedziałem, że nie, to nie. Nie możesz go przecież przywieźć na komendę...Ale mnie to nie obchodzi, że idziecie z Kamilą na miasto...Agata, Agata? No i rozłączyła się- westchnął.
-Kolejny tydzień tak samo zaczynają?- zapytał Mikołaj, widząc załamanego policjanta.
-Ja haruję po kilkanaście godzin dziennie, a ona sobie na imprezy chodzi z twoją byłą żoną.
-Nic nie poradzę, że Kamila to była jej bratową i zdążyły się zaprzyjaźnić.
-Mikołaj, a ty nie mógłbyś pogadać z Agatą? Może ty jej przemówisz do rozsądku. W końcu jesteś jej starszym bratem- powiedział błagalnie Jacek. Miał już dosyć tego, że jego żona codziennie coś wymyślała.
-Wątpię. Przecież Kamila pewnie już dawno zrobiła jej pranie mózgu, ale mam pomysł. Dawida podrzucimy dzisiaj Dominice i Ani, a my pójdziemy na jakąś pizzę i spróbujemy coś wymyślić- zaproponował.
-Ok. To po pracy pojedziemy do mnie po młodego.
-Spoko. Dobra, lecę do Oli. Do zobaczenia później- Mikołaj opuścił pokój dyżurnego i poszedł na stołówkę, gdzie Ola już prawie kończyła posiłek. Wziął sobie pierogi ruskie i dosiadł się do niej.
-Gdzie byłeś?- zapytała Ola, odkładając widelec.
-U Jacka- odpowiedział i wziął się za jedzenie. Ola odniosła talerz i wróciła do kolegi. Poczekała na niego i znowu udali się na patrol.
-Nie wiesz, czy wiadomo coś na temat tego chłopaka, co ukradł matce auto?- zapytała Aleksandra, gdy siedzieli już w radiowozie.
-Nie, Jacek nic nie mówił.
-To po co u niego byłeś?
-Prywata- odpowiedział i skupił się na drodze. Dostali kilka wezwań, a gdy mieli interwencję własną, w sprawie jakiegoś pijaczka, zadzwonił telefon Oli. Był to Jacek.
-Chyba zasięgu nie macie. Słuchaj, bo jest sprawa. Trzeba jechać znowu na Karmelkową 44. Musicie powiadomić kobietę, że jej syna odnaleziono. Jest w tej chwili w szpitalu na Borowskiej. Tylko błagam, delikatnie. Stan chłopaka jest poważny. Możecie ją tam zawieź na spokojnie- powiedział.
-No dobra- odparła Ola i się rozłączyła- Mikołaj, musimy jechać- krzyknęła kobieta i zaczęła iść w stronę radiowozu. Mikołaj pouczył faceta i dołączył do swojej partnerki. Piętnaście minut później byli pod domem pani Tarnowskiej. Jeszcze nie wysiedli z auta, a ona już stała na podwórku.
-Znaleźliście już Adriana?
-Tak. Jest w szpitalu na Borowskiej. Zawieziemy panią- powiedziała Ola i wsiedli do radiowozu.
-Jak to w szpitalu?
-Dyżurny nam tylko tyle powiedział. Nic więcej nie wiemy- skłamała Aleksandra. Nie chciała na razie denerwować kobiety. Pani Grażyna siadła z tyłu radiowozu za Olą i ruszyli w stronę szpitala.
-Chciałabym się zapytać, czy wnosi pani oskarżenie przeciwko synowi, że ukradł samochód?- spytała Aleksandra, spoglądając na kobietę w lusterku.
-Nie, pewnie i tak będzie miał kłopoty za ten wypadek.
-No nie da się ukryć- wtrącił Mikołaj.
-Jeny, co on narobił. Byli jacyś ranni w wypadku?
-Tak, dyżurny mi jak do pani jechaliśmy, wysłał SMS-a i okazało się, że Adrian potrącił rowerzystę, który jest w ciężkim stanie- odparła Wysocka.
-Jak tylko wyjdzie ze szpitala, to dostanie szlaban.
-I słusznie- przyznała jej rację Aleksandra- Każdy wybryk dziecka musi być ukarany.
-Pani też ma dzieci, co?- zapytała Tarnowska, a Ola poczuła ukłócie w sercu.
-Nie, nie mam- odpowiedziała krótko i nic więcej starała się nie mówić, żeby nie wybuchnąć płaczem, gdyż ten temat był dla niej bardzo wrażliwy.
-Przepraszam, jeśli powiedziałam coś nie tak- odezwała się pani Grażyna.
-Nie, nic się nie stało przecież- odpowiedziała.
Piętnaście minut później byli już pod szpitalem. Zostawili panią Tarnowską i wrócili na patrol, który trwał jeszcze godzinę. Potem pojechali na komendę, gdzie wypełnili wszystkie raporty.
-Ola, bo ja jadę teraz z Jackiem coś załatwić, ale może byśmy potem wpadli po ciebie i gdzieś się wybrali w trójkę, co?- zaproponował Mikołaj.
-Nie Mikołaj. Mam do załatwienia jedną sprawę jeszcze- odpowiedziała i wtedy do biura wbiegł pięcioletni chłopiec, a za nim wszedł Jacek.
-Wujek!- krzyknął chłopiec.
-Cześć urwisie- Mikołaj wziął go na ręce i zakręcił się z nim wokół własnej, a potem postawił go na ziemi.
-Ciocia Ola!- chłopiec podbiegł do policjantki.
-Dawid, ile razy ci mówiłem, żebyś...- Jacek chciał strofować syna, ale Ola mu przerwała.
-Spokojnie. Cześć Dawid, kiedy do mnie wpadniesz? Dawno cię u mnie nie było- powiedziała Ola i uśmiechnęła się do chłopca.
-Tato, a może zamiast do Dominiki i Ani, to pojadę z ciocią Olą?- zapytał chłopiec i spojrzał na ojca smutnymi psimi oczętami.
-Ale nawet fotelika nie ma dla ciebie ciocia.
-To ty Jacek idź po fotelik, a ja Mikołaja do ciebie podrzucę i tam wymienię go na Dawida- oznajmiła i wstała od biurka. Udała się ze swoim partnerem do auta, a Jacek z synem do swojego domu.
-Jeny, jak ja Jackowi zazdroszczę takiego syna- powiedziała Ola, gdy jechali w stronę bloku, w którym mieszkał ich przyjaciel.
-To znajdź sobie chłopaka, weźcie ślub i zajdź w ciążę. Proste- odparł mężczyzna.
-Łatwo ci powiedzieć, Mikołaj. Pamiętasz jak kończył się mój każdy związek? Ja już chyba nie umiem nikogo kochać.
-Czemu tak sądzisz?- spytał, przyglądając się uważnie przyjaciółce.
-Proszę, nie rozmawiajmy o tym dzisiaj. Nie mam ochoty.
-A w ogóle, nie miałaś czegoś do załatwienia?
-Mogę to załatwić z Dawidem- odpowiedziała i zaparkowała pod blokiem Jacka. On już czekał z fotelikiem w ręku. Upiął w nim syna, a potem podziękował Oli, że zgodziła się go przypilnować. Ona odjechała, a mężczyźni udali się do pobliskiego pubu.
-Ja już nie wiem, co robić- odparł Jacek. Był załamany całą sytuacją w swoim domu- Agata dzisiaj pierwszy raz podniosła rękę na mnie i na Dawida. Wcześniej tylko tłukła naczynia jak się zdenerwowała, a dzisiaj byłem w szoku. Kurwa, przecież ja jestem policjantem, sam tłumaczę ludziom, jak mają się zachować w takich przypadkach, a jak mnie dotknął taki problem, to nie wiem co robić.
-Nie wiem, może na schizofrenię choruje. Robiliście badania psychiatryczne?- zasugerował Białach. Jacek pokiwał twierdząco głową.
-Jest zdrowa. Mi się wydaje, że tu chodzi o alkohol bardziej. Nadużywa go i przez to potem jest agresywna- Jacek się dalej żalił szwagrowi.
-Może powinieneś się rozwieść? Wiem, że to moja siostra i powinienem ratować jej małżeństwo, ale w tym przypadku chyba nie ma innego rozwiązania. Odważyła się raz podnieść na was rękę, to kolejny raz będzie dla niej prostszy- tłumaczył mu Mikołaj.
-Ja o tym doskonale wiem, ale co z Dawidem? Ma się wychowywać w rozbitej rodzinie?- Jacek jakby nie widział opcji rozwód.
-Jacek, przecież to nie chodzi, czy rodzina jest pełna, czy nie. On ma się czuć bezpiecznie.
-Może i tak- Jacek przyznał rację szwagrowi.
-Ciociu, a gdzie jedziemy?- spytał chłopiec, gdy zauważył, że Ola minęła blok, w którym mieszka.
-Muszę podjechać jeszcze w jedno miejsce- odpowiedziała i skręciła w lewo na najbliższym skrzyżowaniu.
-A daleko jedziemy?
-Nie, spokojnie. Z pięć minut jeszcze będziemy jechać.
-Ok- chłopiec zajął się grą na tablecie. Tak jak mówiła Ola, po pięciu minutach znaleźli się na miejscu. Kobieta wyjęła Dawida z auta i reklamówkę z bagażnika.
-Cmentarz?- zdziwił się chłopiec.
-Tak, chodź- odparła i pokierowali się w stronę odpowiedniej alejki.
-A kto to?- Dawid wskazał ręką na jeden z grobów.
-Moi rodzice- odpowiedziała i wyjęła z torby dwa znicze. Zapaliła je. Następnie przeszli dwie alejki dalej.
-Ale śliczna dziewczynka- chłopiec tym razem pokazał na zdjęcie trzy letniej dziewczynki- Jest nawet podobna do ciebie- stwierdził, a Ola uśmiechnęła się pod nosem.
-Wiem- Ola zapaliła znicz i postawiła go na pomniku. Potem jeszcze jeden i ozdobił on pomnik obok- Chodź, jedziemy do mnie- powiedziała i wrócili do auta. Wsiedli i ruszyli do domu Aleksandry.
-Jacek, patrz- Mikołaj wskazał na jedną z uliczek, którą mijali w powrocie do domu.
-On ją gwałci. Ja idę go odciągnąć od tej dziewczyny, a ty dzwoń na policję i pogotowie.
-Zostaw ją- krzyknął Jacek, biegnąc w stronę kobiety i mężczyzny. On się natychmiast oderwał, a Nowak dostrzegł...
***
No i pierwszy rozdział skończony. Mam nadzieję, że się podoba. Jak myślicie, czemu Ola tak do siebie wzięła interwencję w sprawie skradzionego samochodu przez 16-latka, kim była dziewczynka, o którą pytał się Dawid i do kogo należał grób obok? Kogo dostrzegł Jacek? Podoba wam się początek?