niedziela, 22 listopada 2015

Miniaturka na rekord komentarzy

No to macie miniaturkę z okazji rekordu komentarzy. Na wstępie pragnę powiedzieć, że czytacie to na własną odpowiedzialność. Nie biorę odpowiedzialności za powódź w pokoju, spowodowaną łzami oraz nie ponoszę kosztów za chusteczki. (To tak na marginesie)
*****************************************
                                   ~
23 stycznia 2015
~Aleksandra~
Ten dzień miałam wolny. Nie należał on zupełnie do najszczęśliwszych dni mojego życia, chociaż i tak nie był najgorszy w porównaniu co mnie czeka. Siedziałam na kanapie i wpatrywałam się w pierścionek zaręczynowy od Jacka. Mężczyna oświadczył mi się kilka tygodni temu. Zaczeliśmy nawet planować ślub. Byliśmy u księdza, rozglądaliśmy się za salą, a ja nawet z moją przyjaciółką udałam się do salonu sukien ślubnych. Nie sądziłam nawet, że to szczęście minie tak szybko. Jakiś tydzień temu policjanci z naszej komendy byli oddawać krew dla jednego kolegi, który został postrzelony na akcji. Ja z Jackiem również się udałam, ale gdy lekarze pobrali ode mnie krew i oddali do labolatorium, stwierdzili, że nie mogę być niestety dawcą i zlecili mi dodatkowe badania. Dzisiaj właśnie odebrałam wyniki, które leżały wśród chusteczek na stoliku. Było już pewne- mam raka piersi. Załamałam się kompletnie. Tak się cieszyłam na ślub, na to że pójdę do ołtarza w białej sukni i powiemy sobie z Jackiem 'Tak'. Czułam, że ta choroba to wszystko zniszczy. Teraz czekało mnie leczenie, które i tak wiedziałam, że prędzej czy później skończy się śmiercią, a ja mam dopiero dwadzieścia siedem lat. Dlaczego los mnie tak ukarał? Zadawałam sobie to pytanie. Jako dziesięciolatka straciłam mamę, a teraz czułam, że moje życie również dobiega końca. A może mamie mnie brakuje i chce, żebym była przy niej. Tylko dlaczego w taki sposób. Już wolałabym zginąć w jakimś wypadku, niż męczyć się z chorobą. Nie cierpiałabym tyle, a już na pewno Jacek nie musiałby na to wszystko patrzeć, jak po mału wypadają mi włosy od chemii i jestem co raz słabsza. Wiedziałam jak to wszystko wygląda, bo patrzyłam na to, jak moja mama cierpi, ale nie tylko ona, bo i ja, i mój ojciec również cierpieliśmy.
Z tego wszystkiego wyrwał mnie dźwięk kluczy i po chwili usłyszałam głos Jacka.
-Cześć kochanie- ja mu nic nie odpowiedziałam, tylko się rozpłakałam. Przecież ja go niedługo zostawię, a on pewnie znajdzie sobie inną i do kogo innego będzie mówił "kochanie". Ale nie przeszkadzało mi to jakoś. Chciałabym tylko, żeby nigdy o mnie nie zapomniał oraz żeby po mojej śmierci był szczęśliwy.
~Jacek~
Wszedłem do domu i od razu wyczułem, że coś jest nie tak. Ola mi nie odpowiedziała na powitanie ani nie było czuć obiadu. Zaniepokojony ciszą, udałem się do salonu. Wszędzie walały się chusteczki, a Ola siedziała z czerwonymi oczami i patrzyła się w jedną rzecz. W pierścionek zaręczynowy, który jej dałem.
-Oleńko, co się stało?- przysiadłem obok niej, a ona się we mnie wtuliła jak mała dziewczynka. Nic nie powiedziała. Wtedy dostrzegłem kopertę ze szpitala, którą wziąłem do ręki i zacząłem czytać. Teraz już byłem pewny, co było powodem jej łez. Ola była bardzo chora. Nie mogłem w to uwierzyć. Dopiero co zdobyłem serce uroczej pani posterunkowej, oświadczyłem się jej, a dzisiaj dowiaduje się, że Ola ma raka. Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale wszystko brzmiało jak jakiś banał.
-Oleńko, nie zostawię cię z tym samej. Obiecuję- było to jedyne zdanie, które było w tej chwili adekwatne do sytuacji. Nie mogłem jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, bo nie miałem tej pewności. Jednak bycie blisko przy niej to jedyne, co było realne.
-Dlaczego mnie to spotkało?- spytała retorycznie. Odsunąłem ją od siebie delikatnie.
-Ola, popatrz na mnie- ona jednak uciekła wzrokiem gdzie indziej. Zauważyłem, że patrzy w stronę zdjęcia, na którym była ze swoją rodziną. Znałem doskonale historię tej fotografii. Ośmioletnia jeszcze wtedy Ola pojechała z rodzicami na wakacje. Tydzień później jej mama dowiaduje się o chorobie. Potem spojrzała na nasze wspólne zdjęcie, zrobione dwa tygodnie temu na dniu policjanta. Uśmiechamy się od ucha do ucha oraz przytulamy. Obok stoi kolejna fotografia. To było dwa tygodnie przed oświadczynami. Zabrałem ją w góry na weekend. Mieliśmy ciężki okres w pracy i chcieliśmy odpocząć. Na zdjęciu byliśmy na Śnieżce. Zero zmartwień, tylko my dwoje i góry.
Delikatnie obróciłem jej głowę w moją stronę.
-Rak, to nie koniec świata. Wiesz ile jest kobiet, które z tego wszystkiego wychodzą?
-Ale moja mama zmarła- powiedziała ze łzami w oczach.
-Ola, wtedy nie było takich możliwości jak teraz. Teraz medycyna posunęła się do przodu.
-A jednak kobiety umierają- Ola próbowała dalej ciągnąć ten temat, ale ja postanowiłem go skrócić.
-Ale ty nie umrzesz. Przynajmniej zrobię wszystko, żeby tak się nie stało- próbowałem jej w jakiś sposób dodać otuchy.
-Dziękuję- Ola wtuliła się we mnie jak niewinne dziecko. No właśnie, niewinne. Ola nie była niczemu winna, zastanawiałem się, za co tak idealne osoby jak ona są tak okrutnie karane przez Boga.
Położyliśmy się oboje na sofie w salonie i zacząłem głaskać Olę po głowie. Wpatrywałem się w jej włosy, krótkie, brązowe. Nie wyobrażałem sobie jej bez włosów, które z pewnością straci w wyniku chemii. W końcu moja ukochana zasnęła, a ja zacząłem sprzątać. Gdy już ogarnąłem bałagan, poszedłem się myć, a potem delikatnie przeniosłem Olę do sypialni. Musiała mieć mocny sen, bo nawet nie otworzyła oczu. Położyłem się obok niej i zasnąłem.
                                   ~
30 stycznia 2015
~Ola~
Siedziałam właśnie na korytarzu w szpitalu, na oddziale onkologii. Myślałam, że wizyty na tym oddziale mam już za sobą. Ostatni raz byłam na takim oddziale w dzień śmierci mojej mamy. Od tego czasu niechętnie wracam do tego miejsca. W ogóle nie lubię szpitali, bo każda wizyta mi się kojarzy ze śmiercią mamy. No ale nie mogłam się rozklejać.
Siedziałam razem z Jackiem, opierając głowę o jego ramię. On mnie cały czas uspokajał. Od dnia kiedy dostałam wyniki byłam kłębkiem nerwów, za co nawet mi się oberwało w pracy. Pisząc raport zrobiłam mnóstwo błędów, ale nie tłumaczyłam mojemu tacie powodu mojego roztargnienia. Nie chciałam go martwić- to po pierwsze, a po drugie to zrobiłby wszystko, żeby się mnie pozbyć z policji, a to było jedyne miejsce, w którym zapominałam o tym, że jestem chora.
Po chwili usłyszałam swoje nazwisko.
-Ola, uśmiechnij się- Jacek puścił do mnie oko, a ja próbując się nie rozkleić weszłam do gabinetu.
Po dwudziestu minutach wyszłam z gabinetu ze łzami w oczach. Okazało się, że guz jest nieoperacyjny i jedynie chemia może mi pomóc. Byłam załamana.
~Jacek~
Gdy tylko usłyszałem otwieranie drzwi od razu się podniosłem. Zobaczyłem moją Oleńkę zapłakaną. Domyśliłem się, że nie jest najlepiej. Przytuliłem ją, gdy tylko drzwi się zamknęły. Nie pytając o nic, założyłem jej kurtkę i ruszyliśmy w stronę parkingu, gdzie mieliśmy zaparkowane auto. Wsiedliśmy i ruszyliśmy w stronę domu. Ola całą drogę gapiła się przez szybę. Nic się nie odzywała. Ja nawet nie próbowałem zagajać rozmowy, ponieważ wiedziałem, że nie ma humoru.
Po dwudziestu minutach dotarliśmy pod blok. Zamknąłem auto i udaliśmy się do mieszkania. Gdy tylko się rozebraliśmy, poszedłem do kuchni zrobić zupki chińkie, bo tak naprawdę nie mieliśmy nic innego. Gdy były już gotowe, zawołałem Olę. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.
~Ola~
Siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Nie miałam ochoty na żadną rozmowę, ale Jacek niestety nie umiał czytać, bo gdy tylko skończyliśmy, odrazu zaczął rozmowę.
-Ola, co ci powiedział lekarz?- wiedziałam, że o to zapyta, a ja próbując się nie roklejać opowiedziałam mu to, co usłyszałam. Jacek poczekał aż skończę mówić i po tym zapytał.
-Kiedy powiesz o tym ojcu?- tego pytania też się spodziewałam.
-Nie wiem. Boję się rozmowy z nim.
-Ale wiesz, że jeszcze w tym miesiącu musisz zrezygnować z pracy. Sama powiedziałaś, że...- nie dałam mu dokończyć.
-Tak, wiem kochanie- podniosłam się i pocałowałam go w czoło, a następnie sprzątnęłam ze stołu.
~Jacek~
Patrzyłem, jak Ola uwija się w kuchni. Nie wierzyłem, że niedługo to będzie przeszłość, ale postanowiłem coś zrobić. Po pierwsze, musieliśmy napisać wypowiedzenie i powiedzieć o chorobie ojcu Oli. Kolejną rzeczą było przyspieszenie ślubu. Datę mieliśmy wyznaczoną na sierpień, a nie mogliśmy długo czekać, bo przecież niewiadomo, co się wydarzy do tego czasu. Podszedłem do Oli i obróciłem ją w swoją stronę, a następnie złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek, który odwzajemniła. Jak tylko pomyślę, że może jej zabraknąć, to mi się zrobiło smutno, ale nie chciałem okazywać słabości, bo nie tego teraz potrzebowała.
Zaczęliśmy się obściskiwać i po chwili wylądowaliśmy w łóżku.
                                   ~

14 lutego 2015, dzień zakochanych oraz dzień ślubu Oli i Jacka
~Ola~
Siedziałam w mieszkaniu mojego ojca razem z Emilią, moją świadkową. Mój ojciec dowiedział się o chorobie, ale on próbował zaprzeczyć. Pewnie nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mnie niedługo straci, ale to nie był dzień na myślenie o chorobie. Dzisiaj były Walentynki, ale nie tylko. Jacek postanowił przyspieszyć datę ślubu. Pamiętam  co powiedział, gdy o tym rozmawialiśmy. "Odkąd cię poznałem, marzyłem tylko o tym, żebyś została moją żoną". No i jego marzenie się spełniło. Za cztery godziny mieliśmy zostać małżeństwem. Co prawda twierdziłam, że ślub jest niepotrzebny, bo to tylko papierek, ale w ten sposób mogłam go uszczęśliwić przed moją śmiercią. Zaczęłyśmy się po mału szykować z Emilią. Pomogła mi założyć suknię, zrobiłyśmy sobie makijaż i fryzury. Następnie Emilia wpięła mi welon. Podszedł do mnie mój ojciec.
-Córeczko, jak ślicznie wyglądasz, aż pomyśleć, że...- mój tata nie dokończył, bo nie był w stanie. Rozkleił się. Usiadłam obok niego.
-Tato, proszę, nie mówmy o tym- zamrugałam oczami, żeby się nie rozkleić i zniszczyć sobie makijażu.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. W podskokach poleciałam otworzyć drzwi. Starałam się nie pokazywać tego, że cierpię. Może i fizycznie na razie mi nic nie było, ale psychicznie? Było mi ciężko, ale nałożyłam maskę na twarz i przywitała swojego narzeczonego, rzucając mu się na szyję.
~Jacek~
Ola wyglądała tak ślicznie. Aż pomyśleć, że niedługo nie będę miał takich widoków. Starałem się jednak nie myśleć o tym. Powitałem się ze wszystkimi. Następnie udaliśmy się do auta i pojechaliśmy pod Urząd Stanu Cywilnego. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca. Po chwili weszła urzędniczka i się zaczęło. Siedziałem obok Oli. Ola miała na sobie śliczną białą sukienkę. Trzymaliśmy się za dłonie. Patrzyłem w jej niebieskie oczy z brązowymi kropeczkami. Staraliśmy się uśmiechać i nie sprawiać wrażenia zmartwionych stanem zdrowia Oli. Ale wpatrując się w oczy Aleksandry czuł dzwine ukłucie w sercu, na myśl, że może je zamknąć na zawsze. Brrr, szybko odrzuciłem tą myśl.
Po chwili usłyszeliśmy prośbę o powstanie. Mieliśmy się zwrócić ku sobie i powtarzać słowa przysięgi małżeńskiej.
-Świadom praw i obowiązków, wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, iż uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Następnie te słowa powtórzyła Ola.
-Świadoma praw i obowiązków, wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, iż uczynię wszystko, aby nasze małżeńswto było zgodne, szczęśliwe i trwałe- powiedziała szerokim uśmiechem. Był to jednak sztuczny uśmiech, ale chociaż robiła dobrą minę.
-Na znak zawartego małżeństwa, nałóżcie sobie obrączki.
Wymieniliśmy się obrączkami, a ja kątem oka zauważyłem jak moi rodzice oraz mój oficjalnie już teściu, wycierają łzy.
Gdy już się wymieniliśmy obrączkami, podpisaliśmy akt małżeństwa. Uroczystość dobiegła końca. Nadeszła chwila wręczenia prezentów i wzniesienia toastu. Następnie udaliśmy się do restauracji na obiad.
~Ola~
Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, robiliśmy zdjęcia. Zapomniałam o wszystkim, tak działało na mnie towarzystwo. Około 22 wróciliśmy do domu. Jacek, mój ojciec i mój teściu byli nie co wstawieni, dlatego dojście do naszego mieszkania nam trochę czasu. Mojego ojca położyliśmy w pokoju gościnnym, w salonie spać poszli rodzice Jacka, a my położyliśmy się w swojej sypialni.
                                  ~
18 lutego 2015
~Ola~
Od dwóch dni znajdowaliśmy się w Hiszpanii. Musieliśmy pojechać teraz w podróż poślubną, bo za dwa tygodnie miałam przyjąć pierwszą chemię.
Szliśmy z Jackiem, trzymając się za ręce brzegiem morza, po plaży w Lloret de Mar. Było tak pięknie, gwiazdy świeciły, tylko szum morza. Zachwycałam się morzem, bo to być może ostatni raz, kiedy jestem w tak cudownym miejscu. W pewnym momencie poczułam jak lecą na mnie krople wody. Zauważyłam Jacka, stojącego w wodzie i się śmiejącego.
-Tak cię to bawi?- zapytałam i podeszłam, a następnie pchnęłam go do wody.
-Może mi pomożesz z łaski swojej?- zapytał udając obrażonego.
-Żartujesz sobie?- zapytałam, a on zbliżył się do mnie i pociągnął do wody. Zaczęliśmy się chlapać, wygłupiać, a potem usiedliśmy na plaży i zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, ale żadne z nas nie poruszało tematu choroby. Jacek tak mnie zagadał, że zapomniałam w ogóle o wszystkim. Śmialiśmy się wygłupialiśmy, aż w końcu rozpadał się deszcz. Jacek wstał i chciał już iść do naszego apartamentu, ale ja go zatrzymałam. Podniosłam się
-Wiesz, co mi się zawsze marzyło?- spytałam i Jacek bez dopytywania się zrobił to. Pocałował mnie. Zawsze mi się marzył pocałunek nocą w czasie deszczu na plaży. Staliśmy tak chyba z kwadrans, a do hotelu wróciliśmy przemoknięci i od razu poszliśmy do łóżka, ale nie spać. Spać poszliśmy dopiero rano.
                                  ~
5 marca 2015
~Ola~
Leżałam w szpitalu i czekałam na podanie chemii. Bardzo się bałam, bo to był mój pierwszy raz. Jacek cały czas siedział przy mnie i mnie pocieszał, że wszystko będzie dobrze. W końcu przyszedł lekarz i zostałam podłączona do specjalnych rurek, które miały mi podawać środki oraz monitorujące moje funkcje życiowe. Czułam się co raz słabiej, ale w końcu się to skończyło i odłączono ode mnie te rurki. Potem czułam, że ciągnie mnie na wymioty, ale lekarz mnie uprzedzał, że organizm tak może zareagować. Jacek cały czas przy mnie był, za co byłam mu bardzo wdzięczna. W końcu to mój mąż.
~Jacek~
Ola leżała taka bezbronna na tym łóżku. Była taka blada i słaba, a to dopiero pierwsza jej chemia. Zastanawiałem się, jak to będzie potem. Teraz wyglądała źle, a później to będzie tylko gorzej, no chyba, że organizm się przyzwyczai.
-Jacek, wymiotować mi się chce- wymamrotała, a ja podałem jej nerkę.
Gdy już było ok, odłożyłem ją.
-Jacek, idź już do domu- zaproponowała mi Ola.
-I zostawić cię tu samą? Nawet mi do głowy nie przyszło.
-Jacek, ale to dopiero pierwsza chemia. Jeszcze nie umieram- powiedziała i puściła mi oczko. Nie chciałem jej zostawiać, chociaż ona nalegała. Miałem mieszane uczucia, ale w końcu zgodziłem się na pójście do domu.
                                  ~
5 listopad 2016
~Jacek~
Siedziałem z moim teściem przy Oli, która już ponad rok walczy z chorobą, ale bezskutecznie. Jej stan z dnia na dzień się pogarszał. Już nie miała tych brązowych krótkich włosów, jej oczy straciły blask, a skóra stała się blada. Staramy się jednak rozmawiać normalnie. Widzę, że Ola bardzo cierpi. Jestem przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jednak nie uśmiecha się jak dawniej, nie śmieje się. Brakuje mi bardzo tego wszystkiego, ale ślub z nią, to najlepsza decyzja, jaką podjąłem.
-Jacek- szepnęła- jestem szczęśliwa, że odchodzę jako twoja żona.
Ola ścisnęła delikatnie moją dłoń i zamknęła oczy na zawsze. Ja i mój teściu rozpłakaliśmy się. On stracił jedyną bliską mu osobę, czyli córkę, a ja żonę, ale musieliśmy się trzymać razem, bo dla nas obu była kimś ważnym. Ona była całym moim światem. Nikt oprócz niej się nie liczył, a teraz czułem, że straciłem osobę, dla której naprawdę było warto żyć.
                                  ~
24 grudnia 2016
~Jacek~
Siedzieliśmy przy wigilijnym stole. Ja, ojciec Oli, moi rodzice oraz moja siostra. Te święta różniły się od wszystkich. Była to pierwsza Wigilia bez mojej Oli. Bez kobiety, która była silna bardzo długo i gdyby nie to, że organizm nie wytrzymał, byłaby do tej pory z nami. Zawsze na święta było dosyć głośno od rozmów, a dziś? Każdy myślał o Oli. Poszedłem do pokoju, gdzie były moje rzeczy. Od śmierci Oli w naszym mieszkaniu byłem dwa razy. Wziąłem do ręki zdjęcie z Hiszpanii i zacząłem płakać. Było mi ciężko bez niej. Z resztą każdemu.
                                 ~
Luty 2017
~Jacek~
Postanowiłem, że wyprowadzę się do Hiszpanii. Dlaczego tam? Bo to właśnie tam pojechaliśmy w podróż poślubną. Wyjechałem zaraz po drugiej rocznicy naszego ślubu.
Idę teraz plażą i wspominam to jacy byliśmy szczęśliwi, mimo świadomości tego, że Ola jest chora. Tak bardzo chciałbym, żeby Ola była teraz tutaj ze mną. Może i duszą była, ale ciałem niestety nie. Szedłem pustą plażą, pod niebem pełnym gwiazd. Po chwili zaczął padać deszcz. Ja jednak zamiast wrócić do mieszkania, które wynająłem siadłem na kamieniu i wpatrywałem się daleko w morze.
Czy ułożę sobie życie? Życie już sobie ułożyłem, ale z kobietą narazie nie jestem w stanie. W moim sercu jest jedynie Ola i tak zostanie już na zawsze.
*****************************************
No i skończyłam miniaturkę :'( Przypominam, że powódź nie jest moją winą. Czytaliście na właśną odpowiedzialność.
Ps. Przepraszam za ewentualne błędy, ale nie chce mi się tego sprawdzać no i pisałam na telefonie.
+ jedna ważna informacja
Ola przeprosiła Jacka i stosunki między nimi zaczynają się poprawiać. Jak myślicie, czy idą we właściwym kierunku, żeby być znowu razem?

8 komentarzy:

  1. Bardzo cudowna i wzruszająca miniaturka. ;(
    +Ja mam nadzieję, że te przeprosiny to jakiś znak i niedługo Ola i Jacek znów będą para.
    Pozdrawiam
    żabka

    OdpowiedzUsuń
  2. Miniaturka super !!! Najlepsza jaka kiedykolwiek czytalam !!!
    + napewno beda razem bo gdyby Jacek nie byl kims wazniejszym niz tylko dyzurnym to raczej nie pokazywali by go w czolowce... tak mi sie wydaje ale mg sie mylic ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Koleżanko przez Ciebie się popłakałam. Ta miniaturka jest zajebista i wiele mnie nauczyła.
    A co do pytanka to myślę, że tak. <3
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie i oczywiście, życzę weny.
    Gosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już miałam zmienić na to, że jak będą w Hiszpanii, to zadzwoni onkolog Oli i powie, że jest możliwa operacja w Kanadzie i że Ola przeżyje, ale się rozmyśliłam

      Usuń
    2. Co ty masz z tymi smutnym zakończeniami? Ja się pytam co?
      Ja bym prosiła o następna miniaturkę happy endem
      Alicja

      Usuń
  4. No no ja ci powiem ze rzadko płacze a teraz to się popłakałam jak dziecko nawet brat mi się pytał co się stało :D
    Ja mam nadzieje ze będą razem ale nasi kochani scenarzyści wola Ole jaka przestraszona pusta łaskę co zrobić. Przecież nic im nie zrobimy to on piszą scenariusz i mogą robić co im się podoba z bohaterami mają do tego prawo :)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajne a zarazem bardzo smutne. Aż cała się popłakałam. :'(
    + na pewno Ola i Jacek będą razem, muszą być razem <3

    OdpowiedzUsuń